Anna
Nie wiem jak długo siedzę zamknięta w tym pokoju, ale mój brzuch głośno domaga się jedzenia. Nie chcę sama wychodzić z tego pomieszczenia bo nie jestem pewna co za nimi się kryje. Więc zostaje mi czekać i mieć nadzieję, że jednak ktoś się nade mną zlituje i coś mi w końcu przyniesie. Postanawiam zwlec się z łóżka i podchodzę do okna. Rozglądam się szeroko czy aby nie kojarzę miejsca w którym się znajduje. Niestety nic nie jest znajome. Do tej części miasta nigdy nie jeździłam. Jest to mały domek na uboczu drogi. W około nie znajdują się inne budynki. Wszystko co widać to jedynie same drzewa i kawałek drogi, która musi prowadzić do tego miejsca. W moim polu widzenia nie znajduje się żadna żywa istota. Jest tu tak cicho, że gdyby spadła igła to bym ją usłyszała. Moje rozmyślenia przerywa ciche chrząknięcie pochodzące od strony drzwi. Stoi w nich ta starsza kobieta, która trzyma w dłoni tacę pełną jedzenia.
-Przyniosłam panience kolację. Dla dobra dziecka powinnaś wszystko zjeść. -podchodzi do małego stoliczka koło łóżka i ostrożnie kładzie na niej tacę. Znajdują się na niej kanapki oraz miseczka płatków owsianych a do tego szklanka soku pomarańczowego. Mam wielką ochotę rzucić się na te jedzenie ale najpierw chce trochę przepytać staruszkę a może czegoś w końcu się dowiem.
-Dziękuję, a może mi pani powiedzieć gdzie ja się znajduje?
-Nie mogę tego zdradzić.
-Proszę mi pomóc. Dla dobra dziecka...
-Kochana, wiem że jesteś tutaj przyprowadzona bez twojej woli ale naprawdę nie mogę ci pomóc. My też mamy nóż na gardle.
-Chodzi o pieniądze? Mój narzeczony.....
-Nie, to jest najmniejszy problem.
-To co jest dla was tak ważne, że nie możecie mi pomóc?
-Nas syn.....
Naszą rozmowę niestety przerywa głos jej męża wchodzącego do pokoju
-Co tak długo ci to zajęło? Miałaś tylko przynieść jedzenie. Wychodzimy. -ciągnąc ją za rękę wychodzą z pokoju a ja po raz kolejny zostaje sama z wieloma pytaniami, na które nie umie uzyskać odpowiedzi. Co takiego Marcello zrobił tej rodzinie, że się tak go boją? Co się stanie ze mną i moim dzieckiem? Czy Lucjano w ogóle nas szuka?
Lucjan
Chodzę po swoim gabinecie w tą i z powrotem. Nie umie znaleźć sobie miejsca. Ta sytuacja mnie przerasta. Znam całe miasto a nie potrafię odnaleźć jednego człowieka, którego gołymi rękami mam ochotę udusić. Kate co chwilę wypytuje mnie o Anne. Kiedy wróci, jak się ma dzidziuś. Nie dam rady dalej przed nią udawać, że wszystko jest ok. Na razie Melissa zabrała ją na parę dni do siebie. Nie chcę jej nie potrzebnie niepokoić, starczy że ja powoli tracę wszystkie włosy ze strachu o nią.
-Jak się trzymasz? -pyta Daniello wchodząc do gabinetu.
-A jak myślisz?
-Znajdziemy ją. Wszystko będzie w porządku. Zobaczysz -poklepuje mnie po ramieniu w geście pocieszenia. Mam nadzieje, że się nie myli.
Siedzimy jakąś godzinę popijając drinka i główkując gdzie może być Marcello. Ta gnida dobrze się schowała i prędko chyba nie zamierza wyjść z ukrycia. Telefon Daniella odzywa się przerywając ciszę.
-Tak? -czekam cierpliwie i wpatruje się w niego aż słyszę dwa słowa -Przywieź go do magazynu. Za niedługo będziemy.
-Znalazł się?
-Niestety nie o niego chodzi ale Diego pojmał kolesia, który kręcił się koło jednego z naszych klubów. Dziwnie się zachowywał więc go zgarnęli.
-Dobrze, może chociaż trochę się rozładuje.
![](https://img.wattpad.com/cover/244949022-288-k443936.jpg)
CZYTASZ
Będziesz moja
RomansaOna-zwykła dziewczyna, mająca na utrzymaniu chorą mamę i młodszą siostrzyczkę. On-bogaty biznesmen, zajmujący się nielegalnymi interesami. Czy przypadkowo poznana kobieta aż tak zawróci mu w głowie, że postanowi zrobić wszystko żeby ją zdobyć? Czy i...