(Na początek chciałabym przeprosić wszystkich czytających to mężczyzn, potem zrozumiecie za co)
Hawk, zgodnie z wskazówkami mężczyzny, podążyła do jednego z pustych budynków. Stał raczej na uboczu i nie był używany. W środku panował przyjemny chłodek, a światła były zgaszone. Nic nie wskazywało na to, by ktokolwiek w nim czekał.
Dziewczyna weszła do budynku bez żadnego zawahania. Był to warsztat. Wewnątrz zauważyła tylko stary drewniany stół, do którego powolnym krokiem się zbliżyła. Kącikiem oka ledwie spostrzegła ruch za swoimi plecami. Ciało zareagowało instynktownie. Jej skóra w ułamku sekundy zderzyła się z zimną posadzką, a gruby kij, który miał ją powalić, z głośnym dźwiękiem zatrzymał się na stole.
- Hej kochanie - zaśmiał się człowiek przed nią.
Był to nikt inny, tylko Scott, wraz ze swoimi przydupasami. Sprawiał wrażenie pewnego siebie i zadowolonego. Zupełnie jakby już cieszył się zwycięstwem. Tak, jak myślała. To nie Ruphus chciał się z nią spotkać. Zastawiono na nią pułapkę.
- Wielka szkoda, ale wygląda na to, że twój cenny skarb już wrócił w ręce szefa - oznajmił ukontentowany.
-Wobec tego, możecie już zostawić mnie w spokoju - burknęła prostując się i ukrywając zaskoczenie.
Spodziewała się, że prędzej czy później i tak do tego dojdzie. Papa dan był uparty i nienawidził przegrywać. Tak samo była niemal pewna, że Curoe był równie sprytny i schował część narkotyku w innym miejscu.
-To nie takie proste - zacmokał ciemnowłosy z udawanym współczuciem.- Z rozkazu szefa wciąż należy porządnie ukarać zdrajcę.
Po zakończeniu spotkania, rudowłosy wrócił do celi, mając nadzieję, że zastanie tam blondynkę. Oczywiście jej tam nie było. Mógł się domyślić, że nigdy nie będzie w stanie przewidzieć, gdzie pojawi się ta zwariowana dziewczyna.
Nie minęła chwila, kiedy przyszedł po niego jeden ze strażników z wiadomością, że ktoś czeka przy telefonie. Tą osobą okazał się Collin, a wieści jakie przekazał sprawiły, że ziemia się zatrzęsła.
-Co powiedziałeś?- wykrztusił mężczyzna, nie mogąc uwierzyć własnym uszom.
- Clint Aderyn nie żyje - powtórzył policjant.- Nie mów na razie nic Hawk. Kapitan stara się ją stamtąd wyciągnąć, więc nie możemy pozwolić na żadne wyskoki.
-Mmm, rozumiem... Na razie.
Mimo drżącej ręki Ruphus'owi udało się odwiesić słuchawkę na widełki. Jego ruchy były powolne i otępiałe. Oczy rozszerzone w wyrazie oszołomienia. W końcu, kiedy po tak wielu latach, odkrył, że jego dawny przyjaciel wciąż żył, jeszcze zanim zdołał go chociaż raz zobaczyć, dowiadywał się, że ten zdążył naprawdę odejść.
W tym czasie trzech mężczyzn zdążyło przemienić Hawk w swój worek treningowy. Okładanie jej niewielkiego ciała zdawało się przynosić im satysfakcję. Można by pomyśleć, że zorganizowali sobie zawody na to, kto stworzy więcej ran.
-Słyszałem, że byłaś ulubionym zwierzaczkiem szefa - zaśmiał się Scott powątpiewająco i jednocześnie zadając dziewczynie mocnego kopniaka w brzuch, który posłał ją prosto na ścianę. - Dlaczego to tak spieprzyłaś?- chciał wiedzieć.- Mogłaś się ustawić do końca życia.
Mimo przenikliwego bólu dziewczyna przekręciła się na podłodze, by móc spojrzeć swojemu oprawcy w oczy. Jej twarz przyozdabiała krew ściekająca z otartej, bądź rozerwanej skóry, oraz litościwy uśmiech. Kilka pasm złocistych włosów opadało na jej twarz i barwiło się szkarłatem, sprawiając, że anielski wygląd stawał się czymś groteskowym i upiornym.
CZYTASZ
My Side
RomanceNatura przyozdobiła ją w urodę, wychowanie zaś zmieniło w bezwzględnego mordercę. Sierota adoptowana przez Dan Boryokou na zabawkę, weszła w okres buntu i porzuciła "pałac diabła". Niestety na światło dnia zaczynają wychodzić nowe, odrażające fakty...