21

2 0 0
                                    

Nie mając innego pomysłu, Renee i Collin postanowili zastanowić się nad tym, co dalej, w pobliskiej kawiarni. Samochód nie posiadał nadajnika, więc nie było opcji, by szybko namierzyć dzieciaki. piesza gonitwa również mijała się z celem.

Do żadnego z nich jeszcze nie dotarło, co się wydarzyło. Po dziewczynie jeszcze można było spodziewać się czegoś podobnego, ale Jean zawsze był posłuszny. Do momentu, aż tutaj przyjechał. Rudowłosej trudno było jednoznacznie określić, czy wyjazd wpływał na chłopca bardziej w sposób pozytywny, czy negatywny.

Miejsce, w którym się zatrzymali, było niewielkie i raczej spokojne. Klimatyczne, czerwone kanapy i kraciasta, czarno-biała podłoga nadawały specyficznego nastroju nostalgii.

Zamartwiająca się kobieta usiadła na jednym z wolnych miejsc. Piwnooki w tym czasie został na zewnątrz, żeby zadzwonić do Kapitana. Czuł, że nieźle mu się oberwie za utratę dziewczyny, ale co się stało, już się nie odstanie. W końcu musiał się z tym przecież zmierzyć.

Kiedy wrócił, wyglądał co najmniej kilka lat starzej. Mimo tego wciąż uśmiechał się lekko. Z westchnieniem usiadł naprzeciwko kobiety i ułożył dłonie na stole. Stały tam też dwie filiżanki parującej kawy. Była tak aromatyczna, że ślinka sama napływała do ust, a jednak żadne z nich po nią nie sięgnęło.

-Jest cholernie wściekły - oznajmił niezbyt zdziwiony. - Chyba zostanę zdegradowany - przyznał drapiąc się po głowie.

Dla Renee nie były to dobre wieści. Czuła się częściowo odpowiedzialna za tę sytuację. Czegóż się dziwić, w końcu Jean był jej podopiecznym i powinna go pilnować.

-Wybacz - mruknęła zawiedziona.- Nigdy bym nawet nie podejrzewała, że zrobi coś podobnego. Zawsze był delikatny i nieśmiały - mimowolnie zaczęła go tłumaczyć.

-Nie przejmuj się - machnął lekceważąco ręką.- Pytanie, co z tym teraz zrobimy?

-Prawdę powiedziawszy, chyba wiem, gdzie mogli się udać... - Wyznała niespodziewanie rudowłosa.

To były tylko jej podejrzenia, jednakże intuicja jeszcze nigdy jej nie zawiodła. Miała nadzieję, że i tym razem ma rację.

-Chinatown - oznajmiła pewnie Edith.

Wieści o zniknięciu Hawk z radaru, ekspresowo dotarły uszu Papy. Niemal natychmiast posłał po jej rywalkę. Któż inny mógł wiedzieć więcej od niej? Pierwsza zasada: znaj swojego wroga. Edith idealnie stosowała się do tej reguły.

- Doskonale wie, że masz tam niewielkie wpływy - rzuciła  od niechcenia. - No i jest tam Baku.

Trzeba było jej przyznać, że dokładnie przemyślała całą sytuację. Chinatown było prawdopodobnie najbezpieczniejszym miejscem do ukrycia. Można by pomyśleć, że zbyt oczywistym, ale czy jeśli coś chowasz, to nie lepiej zrobić to na widoku? Tutaj pojawiało się najtrudniejsze z wyzwań. Próba przewidzenia działań wroga, który brał pod uwagę twój tok myślenia. Sprowadzało to ludzi do błędnego koła, w którym łatwo się zgubić.

Dan nie należał tego typu ludzi, którzy wpadali w tak oczywistą pułapkę. Bez zbytniego przejęcia klęczał na podłodze i ostrożnie oczyszczał liście swoich ukochanych storczyków. Wyglądał przy tym na niezwykle skupionego. Zdawało się, jakby w ogóle nie zauważał obecności brązowookiej. Traktował ją, jak zbędną drobinę kurzu, którą nie warto zawracać sobie łowy. Przynajmniej na razie.

-Więc? - zapytała kobieta, kiedy staruszek nie zareagował. - Co zamierzasz zrobić?- ponowiła próbę.

-Nic - mruknął. Miał jednak wrażenie, że kobieta nie odpuści tematu tak łatwo, więc kontynuował - odzyskałem narkotyk. W tej chwili nie posiada niczego. Przyjaciół. Terytorium. Brata. - Z każdą wymienioną rzeczą odcinał jedną łodyżkę, a przy ostatnim zaśmiał się bez radości. - Kto by pomyślał, że miała starsze rodzeństwo. Pewnie to właśnie dlatego potrzebowała pieniędzy.

To już koniec opublikowanych części.

⏰ Ostatnio Aktualizowane: Mar 15, 2021 ⏰

Dodaj to dzieło do Biblioteki, aby dostawać powiadomienia o nowych częściach!

My SideOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz