Dni w Nowym Jorku upływają szybko. Dla większości każdy z nich jest dokładnie taki sam, ale dla innych to ciągła walka o przetrwanie. Już niedługo miał się o tym dobitnie przekonać młody mieszkaniec miasta Lile we Francji, który właśnie w tamtej chwili obserwował start samolotu przez okno na lotnisku.
-Jean, chodź już, zaraz wylatujemy!- zawołała go kobieta z walizką przy kostce.
Dla grupy będącej pod wodzą Hawk, dzień nie zaczął się tak kolorowo. Dokładniej mówiąc, był dość czerwony. Z samego rana wszyscy zostali zwołani w standardowe dla siebie miejsce spotkań. Zawsze ustalała je blondynka i zawsze znajdowało się na jakimś odludziu, gdzie były małe szanse, na spotkanie niewinnego cywila.
Kiedy już wszyscy się zebrali, doszło do sądu. Dziewczyna postawiła pod ścianą dwóch ze swoich ludzi i wymierzyła w nich bronią. Mimo szoku niewtajemniczonej grupy, nikt nie odważył się zaprotestować, czy choćby spytać o powód. Niebieskooka również go nie podała, tylko natychmiast oddała dwa strzały, a następnie jeszcze dwa. Wszystkie cztery z dokładnie takim samym, niegroźnym rezultatem. Mężczyźni mieli jedynie podrapane policzki i wyszczerbione po bokach uszy. Najbardziej ucierpiała ściana za nimi.
-Naprawdę przepraszamy, szefowo - wykrzyczał jeden z nich opadając na kolana i uderzając czołem o ziemię.- Błagam, nie zabijaj nas.
Z jego oka spłynęła pojedyncza łza. Jednak Hawk była na to niewzruszona. Nie zamierzała zabijać mężczyzn, którzy pozwolili by Dan im rozkazywał. Chciała tylko dać im porządną nauczkę. Zrezygnowana opuściła broń uznając swój cel za osiągnięty.
-Wystarczy - westchnęła.- Znikajcie.
Obaj natychmiast podnieśli się na rozdygotane nogi i podjęli ucieczkę. W ich sercach najprawdopodobniej nie było poczucia winy, a czyste przerażenie. Obawa przed tym, że jeśli nie znikną z oczu dziewczyny wystarczająco szybko, ta się rozmyśli i jednak postanowi ich zabić. Ta tymczasem odwróciła się twarzą do reszty zebranych. Pistolet sprawnie schowała za paskiem z tyłu spodni i zakryła luźną koszulką, którą miała na sobie.
-Przypomnę wam jeszcze raz - zaczęła stanowczo.- Nie jesteśmy psami mafii. My i Dan działamy na równych prawach. Rozumiem jednak, że ktoś może mieć ochotę, by zostać jego zwierzaczkiem. Dla tych z was, droga wolna. Prawda, Edith?- ostatnie zdanie zwróciło uwagę wszystkich na stojącą na uboczu dziewczynę.
Głos Hawk wyraźnie przesiąkł jadem, a na ustach rozciągał się uśmiech pełen wyższości, gdy spoglądała na swoją rywalkę. Edith miała krótkie do podbródka włosy w odcieniu ciemnego blondu i brązowe oczy. Była wyższa od niebieskookiej i szczuplejsza. Jej figura również była pełniejsza i bardziej zaokrąglona we właściwych miejscach. Można mówić wiele, jednak ciało Edith nie miało już nic wspólnego z tym dziecięcym.
-Ty tu rządzisz - odparła z niepokornym uśmieszkiem.
-Cieszę się, że to jasne - odparła Hawk.- O ile rzeczywiście to respektujesz - dodała pod nosem odchodząc.
Zaraz za nią podążyła cała reszta. Nie licząc kobiety - której pomalowane na czerwono usta wykrzywił grymas złości - i mężczyzny w przeciwsłonecznych okularach i czarnej czapce z daszkiem.
-Myślisz, że coś podejrzewa?- wymruczała nachylając się do niego.
-Daj spokój, nie trafiła ich nawet z tak bliska - żachnął się emanując sztuczną pewnością siebie.
Edith jednak nie było do śmiechu. Dobrze znała blondynkę i wiedziała, że nic, co ta robi, nigdy nie jest przypadkowe. Odepchnęła się od muru, który był jej podporą i mijając swojego towarzysza ruszyła w przeciwną stronę, do reszty.
CZYTASZ
My Side
RomanceNatura przyozdobiła ją w urodę, wychowanie zaś zmieniło w bezwzględnego mordercę. Sierota adoptowana przez Dan Boryokou na zabawkę, weszła w okres buntu i porzuciła "pałac diabła". Niestety na światło dnia zaczynają wychodzić nowe, odrażające fakty...