O zachodzie słońca, Hawk leżała już w szpitalnym łóżku, wpatując się w zmieniające kolory niebo, za oknem swojej sali, na najwyższym piętrze szpitala. Jej rany zostały opatrzone, a leki podane. Ubrania, nie licząc butów i bielizny, okazały się jednak zbyt zniszczone i pielęgniarki zostały poproszone, by je wyrzucić. W białej, szpitalnej koszuli i zawinięta w bandaże, w ogóle nie przypominała tamtej, pewnej siebie i niezwycieżonej dziewczyny, którą poznał Jean.
Tuż u boku jej łóżka siedział Collin z miną, która wrażała wielki żal i współczucie. Mężczyzna myślał właśnie o ciele małej dziewczynki - Lynn, która tak wcześnie musiała pożegnać się z życiem. Wiedział, że ciemnowłosa była bliską przyjaciółką Hawk, mimo dzielącego ich wieku. Zajmowała również pozycję najbardziej zaufanej osoby z gangu blondynki, co automatycznie niszczyło całą hierarchię grupy.
-Rozumiem cię. Lynn była tylko dzieckiem - jego głos był nadzwyczaj cichy.
Żadne ze słów nie było sztuczne, ani wymuszone. Przez ciało mężczyzny przemawiały prawdziwe i głębokie emocje, kórych nie dało się w żaden sposób sfałszować. Nawet jeśli dziewczyna nie patrzyła na niego, to wiedziała, że winił siebie o zbyt późne przybycie.
-W tym roku, kilka osób związanych z Boryokou popełniło samobójstwa - powiedział, czując, że to właśnie on, stał za śmiercią dziewczynki.- Tym razem się nie wymknie. To ma z nim związek, prawda?- chciał się upewnić.- Proszę, Hawk. Możesz mieć na niego haka i nawet nie zdawać sobie z tego sprawy! - ożywił się zdesperowany. - Hej, słuchasz ty mnie w ogóle?
Dopiero wtedy odwróciła głowę. Jej oczy nic nie wyrażały, choć brwi były zmarszczone. Po jednej stronie jej twarzy jawił się ogromny siniak, zaś z drugiej, którą właśnie ukazała, sporej wielkości opatrunek.
-Nic nie wiem - mruknęła beznamiętnie.
Głos miała wyblakły i zachrypnięty. Całe jej ciało wciąż bolało, nawet mimo środków przeciwbólowych. Ignorując swój stan powoli podniosła się do pozycji siedzącej i oznajmiła stanowczo.
-Nie obchodzą mnie te wasze gierki. Nie ja zabiłam Roth'a, ale gdyby tylko ktoś mnie nie uprzedził, to zrobiłabym to po stokroć. - Jej oczy starły się z oczami Collina.- Chcecie przycisnąć Dan'a? Nie rozśmieszaj mnie. Niby jak?
Mężczyzna zdziwł się, że jasnowłosa mimo wszystkiego, co się wydarzyło, nie chciała współpracować i razem z policją schwytać staruszka. Zawsze wymigiwał się od wszelkich zarzutów, a teraz, kiedy w końcu dostali szansę pokonania go, najważniesza postać w rozgrywce, nie chciała działać, jak zaspół.
-Wszystko zależy od tego, co powiesz - wydusł ostatecznie.
-To bez znaczenia - pokręciła głową, w pełnym politowania geście.- Ma całą armię najlepszych adwokatów. Wasze wielkie i potężne "prawo" to dla niego nic, poza kawałkiem zapisanego papieru, którym co najwyżej podetrze tyłek. Nawet taka blondynka, jak ja to wie.
Zmęczona całą tą bezowocną rozmową dziewczyna położyła się spowrotem i odetchnęła głęboko. Wiedziała, że teraz nie czekało na nią nic dobrego. Za drzwiami stała policja. Była dokładnie świadoma tego, że tylko czekają, aż lekarze pozwolą ją zabrać.
-Róbcie, co chcecie -westchnęła.- Możecie wsadzić mnie do więzienia, bo przecież i tak jestem tylko kolejnym, bezwartościowym człowiekiem. No, a do tego mordercą!- żachnęła się.
Następnego dnia Collin spotkał się z Renee i Jean'em, którego dziś miano wypisać z oddziału. Siedzieli we trójkę przy kawiarnianym stoliku. Przed każdym z nich stał papierowy kubeczek z czarną kawą. Smolisty napój wciąż parował i emanował ciepłem. Dziewiętnastoletni brunet zaciskał na nim ręce, próbując się choć trochę rozgrzać. Od kiedy obudził się w szpitalnym łóżku, cały czas czuł jedynie zimno i nie mógł nic na to poradzić.
![](https://img.wattpad.com/cover/217959399-288-k943274.jpg)
CZYTASZ
My Side
Roman d'amourNatura przyozdobiła ją w urodę, wychowanie zaś zmieniło w bezwzględnego mordercę. Sierota adoptowana przez Dan Boryokou na zabawkę, weszła w okres buntu i porzuciła "pałac diabła". Niestety na światło dnia zaczynają wychodzić nowe, odrażające fakty...