12

11 1 0
                                    

-Często tak się dzieje? Wyrok bez procesu?- zapytała Renee.

Całą trójką siedzieli przy stoliku na hali spotkań z osadzonymi. Wciąż czekali na wprowadzenie człowieka, o którym wspominali wszyscy, ale nikt go jeszcze nie widział. Pod każdą ze ścian stali uzbrojeni policjanci. Więźniowe rozmawiali z odwiedzającą ich rodziną i znajomymi. którzy podawali się za bliskich. Gdzie niegdzie byli też prawnicy, lub psycholodzy, jednak ta grupa nie była zbyt liczna.

-To zgodne z tutejszym prawem, ale niezwykle rzadkie - odpowiedział jej zniecierpliwiony Collin. Po jego początkowej nieśmiałości nie pozostał nawet najmniejszy ślad.

-Co się teraz stanie z Hawk?- zielonooki zadał najbardziej niewygodne pytanie.

Zanim otrzymał odpowiedź, drzwi się otworzyły, a do środka wkroczył wesoły mężczyzna o ciężkim kroku. Był nadzwyczaj wysoki i szeroki w ramionach. Jego proporcje były, jak wyrzeźbione przez rzymskich artystów. W jasnych brązowych oczach odbijały się żartobliwe ogniki. Mimo wszystkim sympatycznym słowom, które możnaby wypowiedzieć pod jego adresem, nie dało się niezauważyć ogromnych worów pod oczami, które były stałym elementem jego wyglądu. Postarzały go, jednak szeroki uśmiech zdawał się niwelować ten efekt.

-Renee! - zakrzyknął wesoło widząc kobietę.

Rudowłosa odwróciła się zaskoczona i aż podskoczyła na jego widok. Bez chwili zwłoki podniosła się i rzuciła w jego ramiona. 

-Kopę lat - zaśmiał się klepiąc ją po plecach. Nic się nie zmieniłaś.

-Ty również - powiedziała wesoło. - Dalej jesteś takim kretynem, że aż zamknęli cię w pierdlu. Słyszałam, że pobiłeś policjanta. Wiesz co musieliśmy przez ciebie przejść?

Słowotok, jaki się u niej włączył, był pierwszym od kiedy przekroczyła granicę. Wcześniej mogło na to nie wyglądać, ale kiedy sytuacja sprzyjała, robiła się z niej okropna gaduła z talentem do żartowania. Nawet teraz mimo pozornie poważnej sytuacji wzbudzała w mężczyźnie pozytywne emocje, które zaowocowały tubalnym śmiechem.

-Wybacz. Moja wina - przyznał się rudy udając zawstydzonego.- Co to za mina Collin?- zdziwił się kiedy jego wzrok padł na człowieka obok.

Nawet nie zauważył, kiedy ten wstał. Sporo niższy mężczyzna miał nietęgą minę. Jego usta były zaciśnięte w wąską linię, a powieki przymurużone. Mimo zazwyczaj dobrych stosunków, tym razem wydawał się nieco chłodny. 

Z jego ust nie wydobyło się ani jedno słowo wyjaśnienia. Poprosił jedynie o zajęcie miejsc i przejście do ważniejszych tematów. Rzeczywistość była taka, że poczuł się odrobinę zazdrosny o relacje, jaka panowała między nimi i brak dystansu. By ukryć swoje uczucia od razu przeszedł do wyjaśniania sytuacji i przedstawiania swojej prośby.

-Oszalałeś!- wykrzyknął na jego słowa Ruphus.- Sam ledwie chronię swoje dupsko. Co moje maleńkie, delikatne rączki mogą zrobić przeciwko tym bandziorom?!

-Wiem, że jest ci ciężko, ale potrzebujemy twojej pomocy - powiedział zdesperowany Collin.

Brązowo oki był wyraźnie niechętny, by się narażać dla obcej dziewczyny. Nie wiedział, co przeskrobała, że tu trafiła, ale sam fakt, że miała zatargi z mafią, wzbudzał w nim chęć, by się od tego odsunąć jak najdalej. Wyraźnie szukał jakiejś satysfakcjonującej wymówki, kiedy odzewał się Jean.

-Zawdzięczam jej życie. Błagam, ochroń ją.

Kiedy te szczenięce oczy przepełnione bólem spoglądały w jego zmęczone tęczówki, nie mógł tak po prostu odmówić. Nie chciał też się poddawać, więc odwrócił wzrok i zakrył chłopca ręką. Po chwili jednak zdał sobie sprawę, że nie wygra i westchnął ciężko, co było niemą zgodą.

My SideOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz