Słońce zdążyło już zajść, kiedy pod barem, pojawiła się policja i karetki. Funkcjonariusze wciąż musieli posyłać po dodatkową pomoc, by aresztować ludzi zwerbowanych przed Edith. Wielu z nich było rannych i nieprzytomnych. Kilku wymagało natychmiastowej interwencji medycznej. Jedno było pewne. Szykowała się masa papierkowej roboty.
-... ma 19 lat. Nazywa się Jean Lucide - mówił Collin do jednego z funkcjonariuszy.- Wyślij oddziały, aby go znaleźć - rozkazał.
Renee zdawała się być całkowicie zrozpaczona. Stała obok bruneta, jednak jej wzrok był całkowicie pusty. Wyglądało na to, że nic do niej nie docierało.
-Wybacz, Renee - odezwał się do niej Collin, kiedy skończył zgłaszać porwanie.- To nie powinno się nigdy wydarzyć.
Kilka uliczek dalej zebrali się Baku i dwóch jego podwładnych. Białowłosy chłopak był wściekły i przerażony zarazem. Pluł sobie w brodę, że nie zdążył przyjechać na czas i pozwolił dziewczynie jechać samej.
-Zbierzcie ludzi i znajdźcie Edith - rozkazał, a kiedy pozostała dwójka się nie ruszyła, dodał - Już!
Mimo późnej pory Hawk wciąż podążała za czarnym samochodem. Utrzymywała od niego pewien dystans, bowiem wiedziała, że w innym wypadku może zagrozić życiu Lynn. Nie było nic groźniejszego od zwierzęcia, które ma poczucie osaczenia.
Kiedy w końcu się zatrzymali, byli na obrzeżach Brooklyn'u. Złotowłosa zostawiła motor przed otwartą na oścież bramą prowadzącą do opuszczonych hangarów. Otoczone zostały wysokim murem z drutem kolczastym na szczycie. Miejsce idealne na morderstwo, ale i pułapkę.
Mimo tego, dziewczyna bez chwili zawahania, zdjęła kask i ruszyła pewnym krokiem, prosto w paszczę lwa.
-Wiem, że tu jesteś - powiedziała srogim głosem. -Wychodź!- rozkazała.
Wtedy zza kolumny podtrzymującej dach hangaru wyłoniła się kobieca postać. Krótkie blond włosy miała zalizane do tyłu, a kości policzkowe mocno podkreślone. Ciemne cienie na powiekach sprawiały, że jej brązowe oczy nabrały nowego, okrutnego wymiaru. Mogła być ubrana nawet w jutowy worek, jednak i tak uchodziłaby za piękniejszą.
-Co jest, szefowo?- jej głos ociekał od nadmiaru kpiny.- Wiesz, że to pułapka, czyż nie?
Na zmatowionych, czerwonych wargach tańczył mściwy uśmiech. Kobieta doskonale zdawała sobie sprawę ze swojej przewagi. Zdążyła dokładnie poznać to miejsce, zaś Hawk była tu pierwszy raz. Ponadto Edith miała zakładników, więc blondynka nie mogła zupełnie nic zrobić.
-Prędzej czy później to i tak musiałoby nastąpić. Gdzie Lynn?- warknęła ostro niebieskooka.
-A więc będziesz zawiedziona, jak ci powiem, że tym razem nie chodzi tylko o nas - zaśmiała się dziewczyna ukazując swoje idealnie białe zęby.
W tym samym czasie brama hangaru uniosła się, ukazując sylwetki grupy ludzi. Wśród nich był Jean i Lynn, którym związano ręce. Dziewczynka szarpała się z całych sił.
-Hawk!- wykrzyczała głośno widząc szefową.
Do kręgu światła wkroczyła jeszcze jedna, znajoma sylwetka. Mimo braku słońca, które już jakiś czas temu zaszło, miała przyciemniane okulary na nosie. Rzadkie, brązowe włosy przycięte były dość krótko, a twarz wykrzywiał perfidny uśmiech. Nie dało się go pomylić z żadnym innym.
-Witaj, Sleepy Hawk - powiedział zachrypłym głosem Roth.
Dziewczyna, przez chwilę wyglądała na zaskoczoną jego obecnością, jednak już po sekundzie trybiki w jej umyśle wskoczyły na miejsce. Momentalnie spoważniała i zwiększyła swoją czujność.
-Więc to tak - burknęła i spojrzała z obrzydzeniem na Edith.- Bycie pieskiem tego starucha urąga nawet tobie.
Mężczyźni podprowadzili rzucającą się Lynn i przerażonego Jean'a do brązowookiej. Jej twarz ukazywała satysfakcję i pewność zwycięstwa. Ręka Hawk automatycznie powędrowała do paska.
-Powiedzmy sobie szczerze - zaczęła Edith.- Jesteś zbyt miękka. A teraz bądź grzeczna i rzuć broń.
Dziewczyna nie ruszyła się nawet o milimetr. Nawet Lynn znieruchomiała wystraszona.
-Nie rób tego! Zabiją cię - krzyknęła.
Dla niej, nie liczyło się własne życie, chciała tylko, by Hawk była bezpieczna. W końcu to właśnie ona zajęła się dziewczynką, gdy ta potrzebowała pomocy. Blondynka wydawała się nie usłyszeć brązowookiej. Jej twarz wyrażała determinację.
-Puść ich - rozkazała.
Kiedy polecenie Edith nie zostało wykonane, prychnęła niezadowolona. Wtedy jej wzrok padł na zgarbionego chłopaka. Stanęła przed nim i uważnie mu się przyjrzała. Widząc cień nad sobą zerknął niepewnie w górę.
-Kim jest ten chłopczyk?- zapytała swoich ludzi.- Ponoć Lynn broniła go, jak lwica.
-Łapy precz!- wrzasnęła jakby na potwierdzenie.
Twarz dziewczyny była niewzruszona. Wciąż obserwowała niepozornego bruneta, jakby był jedynie dziwnym żyjątkiem pod jej butami. Takim, którego zdeptanie byłoby przysługą dla świata.
-Zabijcie go - zarządziła obojętnie.
Jeden z porywczy natychmiast dobył broni i wymierzył ją w głowę chłopaka. Ten nawet nie próbował uciekać. Zamknął jedynie oczy i zaczął się trząść. Wydawało się, że jest bliski zemdlenia.
-Stój - powiedziała zrezygnowanym głosem Hawk.- Rany, patrząc na ciebie i twoje metody, robi mi się niedobrze.
Po wypowiedzeniu tych słów rzuciła pistolet tuż pod nogi Edith. Kobieta coraz wyraźniej czuła zapach zwycięstwa. Rozkoszowała się tym. Ze śmiechem ruszyła w kierunku niebieskookiej.
-Kochająca mamusia, dba o swoje dzieci!- zażartowała okrutnie.
Wiedząc, że dziewczyna nie będzie się opierać, ruszyła z parszywym szczęściem wypisanym na twarzy i wymierzyła potężny cios. Jej ręka, z głośnym trzaskiem opadła na blady policzek jasnookiej. Oblicze wykrzywiło się boleśnie, a ciało zostało odrzucone o kilka kroków pod siłą rozpędu.
-Czas na rewanż za moje palce! - krzyknęła mściwie.

CZYTASZ
My Side
RomanceNatura przyozdobiła ją w urodę, wychowanie zaś zmieniło w bezwzględnego mordercę. Sierota adoptowana przez Dan Boryokou na zabawkę, weszła w okres buntu i porzuciła "pałac diabła". Niestety na światło dnia zaczynają wychodzić nowe, odrażające fakty...