16

13 1 1
                                    

Nie minął nawet tydzień, a on znów wpakował się w śmiertelne niebezpieczeństwo. Za zabawne mógł uchodzić fakt, że jego oprawcą ponownie została blondynka o okrutnym uśmiechu. Jean nie mógł uwierzyć we własnego pecha. To wszystko wydawało się nieśmiesznym żartem. 

-Dziękuję, że nas tu pięknie doprowadziłeś - oznajmiła kobieta.

Nadgarstki chłopaka już któryś raz, od kiedy przbył do Nowego Jorku, zostały związane szorstką liną. Pchnięty przez brązowooką, odbił się od ściany. Na szczęście udało mu się ustać na równych nogach. Nawet jeśli nie wyglądało, to Edith posiadała nadzwyczajną siłę, o czym brunet zdążył się już niejednokrotnie przekonać.

W pomieszczeniu oprócz tej dwójki, znajdowała się jeszcze jedna para. Duet mężczyzn, z czego w jednym rozpoznał wiernego sługę blondynki. Również i tym razem na głowie miał czarną czapkę z daszkiem, a oczy skrywały się za przyciemnianymi okularami. Z całej trójki przeciwników, to właśnie on wyglądał najniebezpieczniej.

Ostatnią postacią, która trzymała się na uboczu był niewysoki człowiek w szpitalnym kitlu. Miał gęste, kręcone włosy w ciemnym odcieniu brązu i prostokątne szkła korekcyjne na nosie. Jego twarz była wąska, a policzki delikatnie zapadnięte. Zaciśnięte w wąską kreskę, blade wargi nie zdradzały oznak strachu, więc dla chłopaka wydało się jasnym, że nie był to doktor, którego tak intensywnie szukał.

-Co ci powiedziała Hawk?- chciała wiedzieć Edith.

W tym czasie do gabinetu wprowadzono kolejnych ludzi. Młodą kobietę i mężczyznę. Oboje zostali posłani na ziemię tuż obok chłopaka, którego zmuszono do klęknięcia. Byli ciężko pobici, ale wciąż dobrze się trzymali. Zupełnie, jakby nic nie mogło ich złamać. Zwłaszcza ubranego w koszulę w panterkę człowieka o wystających obojczykach.

-Nic - odparł pewnie zielonooki.

-Nie mogę cię zabić - stwierdziła kobieta, udając zamyśloną.- W końcu jesteś cennym prezentem dla Papy Dan'a.

Kiedy skinęła głową na jednego ze swoich popleczników, ten sprawnie wyciągnął nóż. Było to krótkie ostrze, połyskujące w świetle rzucanym przez zawieszone pod sufitem lampy. W jednej chwili koniuszek broni znalazł się dociśnięty do szyi pobitej kobiety - asystentki doktora Curoe.

-Zostaw ją - zażądał jej pracodawca.

Został jednak całkowicie zignorowany. Cała uwaga Edith była skupiona na zielonookim chłopcu, który o dziwo, jak raz, nie pokazywał po sobie przerażenia, a jedynie wpatrywał się w nią ostrym spojrzeniem.

-Gadaj, albo będziesz miał jej życie na sumieniu.

Nie znał tej młodej dziewczyny, to fakt. Nic go też z nią nie łączyło, ale nie mógł pozwolić, by została zamordowana na jego oczach. Nie dostrzegał innego wyjścia. Naprawdę nie chciał tego robić, ale nic innego mu nie pozostało. Przepraszam Hawk, pomyślał zaciskając zęby i spuszczając wzrok. 

-Chciała, żeby odebrać to, co tu zostawiła - powiedział czując przenikliwy ból w klatce piersiowej.

-Fiolka z szarym proszkiem. Mniej więcej tej wielkości. Gdzie ona jest?!- krzyknął okularnik z desperacją w głosie.

-Na biurku. Zabieraj i wynocha - warknął w odpowiedzi Law, wiedząc, że sprawa została już przesądzona.

Nie wszystko jednak było takie, jakim mogłoby się wydawać. Gabinet choć uchodził za niewielki i całkowicie zwyczajny, miał kilka sekretów. Między innymi pomieszczenie, w którym obecnie przebywał Clint. 

Jak zawsze siedział na swoim wózku i wpatrywał się pusto w przestrzeń. Do jego uszu docierały dźwięki rozmów, jednak nie było to nic nowego. Nie do końca wiadomo, co było tego przyczyną, ale tym razem coś się zmieniło. Czy to przez upłynięcie wystarczającej ilości czasu, silne emocje, czy może nakład opieki, którą otrzymał, ale w końcu ciało mężczyzny zareagowało. 

My SideOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz