Następnego dnia Ruphus sprowadził blondynkę do sali wizyt. Czekał tam już na nich prawnik mężczyzny. Ponownie miał na sobie czarny garnitur, a jego broda zdawała się jeszcze gęstsza niż ostatnim razem.
-Zostałaś zwolniona za kaucją - oznajmił pogodnie, po czym dodał poważniejszym tonem - ale jeśli spróbujesz uciec z kraju albo popełnisz przestępstwo, zwolnienie zostanie cofnięte, rozumiesz?
Rudowłosy patrzył przy tym na dziewczynę ostrzegawczo. Zdawało mu się, że zdążył poznać ją na tyle dobrze, by wiedzieć, że pakowanie się w problemy, było jedyną rzeczą, w jakiej nie trzeba było jej pomagać.
Ta przejrzała wszystkie dokumenty uważnie i skinęła głową. Była dość milcząca i potulna. Nie trzeba wiele myśleć, by stwierdzić, że kryło się za tym coś nie dobrego. Nikt jednak tego nie skomentował. Nawet jeśli na twarzy czarnowłosego prawnika wyraźnie malował się niepokój i powątpienie.
-Dobrze, a więc od teraz jesteś na zwolnieniu warunkowym. Gratulację.
Oboje podnieśli się i podali sobie dłonie w ramach podziękowania za współpracę. Wzrok dziewczyny powoli przeniósł się z ich dłoni na twarz mężczyzny. Usta przyozdabiał jej łagodny uśmiech. Wyglądał na nieco wymuszony i przygnębiony, ale wydawało się to zrozumiałe po ostatnich zajściach.
-Bardzo dziękuję - powiedziała cicho.
Kiedy wieści się rozeszły, nie było opcji, żeby nie dotarły do uszu Jean'a. Ledwie dowiedział się, że dziewczyna odzyskała wolność, a po jego ciele rozlała fala radosnego ciepła.
-Naprawdę? Hawk wychodzi z więzienia? - dopytywał z wielką nadzieją, że nie jest to po prostu kłamstwo mające na celu jego uspokojenie.
Renee usiadła wygodnie w fotelu i z dłońmi splecionymi na kolanach, zamruczała twierdząco. Chłopak, który zajmował kanapę, wychylił się w jej stronę podekscytowany. Koniecznie chciał wiedzieć więcej. Jak do tego doszło? Jak się ona czuje? Kiedy będzie mógł ją spotkać?
-Kapitan Smith bardzo się postarał - przyznała. - Ale na tym ta przygoda się dla nas kończy - oznajmiła po chwili poważnie. - Jak tylko odstawimy Hawk na komisariat, zmierzamy prosto na lotnisko.
To jedno zdanie przemieniło całą atmosferę. Radosne iskry w oczach bruneta zgasły. Odwrócił głowę i wbił wzrok w ziemię. Nie chciał wyjeżdżać, ale sytuacja zdawała się stabilizować, więc Renee mogła znaleźć więcej powodów ku odejściu. Dalszy opór był bezcelowy. Mógł tylko zaszkodzić ich przyszłym relacjom.
-Mmm - mruknął smętnie na zgodę.
Tego dnia również Papa Dan Boryokou otrzymał telefon z raportem sytuacyjnym. Nie można powiedzieć, że był zadowolony obrotem spraw.
-Hm. Nic się nie poradzi - stwierdził odkładając słuchawkę staromodnego telefonu na widełki.
Gabinet, w którym przebywał był przestronny. Mimo wielkich okien wpuszczających słońce, wnętrze zdawało się mroczne. Mężczyzna nie był tam sam. Po drugiej stronie antycznego biurka, za którym siedział, stał ubrany w garnitur człowiek.
-Co się stało, Papo? - zapytał niskim głosem.
Plecy starszego oparły się o zielony fotel. Skórzany materiał ugiął się pod naciskiem i zazgrzytał nieprzyjemnie. Siwowłosy wyglądał na zmęczonego, a jednak wciąż uśmiechał się z dziwnym wyrazem satysfakcji. Ponownie jego mała ptaszyna zrobiła coś, co ugruntowywało go w przekonaniu, iż dobrze ją wychował.
-Śpiący Jastrząb wydostał się z klatki - zaśmiał się chłodno.- Cholerny bachor...
-Spakowałaś wszystko?- spytał Ruphus, stojący w progu otwartej na oścież celi.

CZYTASZ
My Side
RomanceNatura przyozdobiła ją w urodę, wychowanie zaś zmieniło w bezwzględnego mordercę. Sierota adoptowana przez Dan Boryokou na zabawkę, weszła w okres buntu i porzuciła "pałac diabła". Niestety na światło dnia zaczynają wychodzić nowe, odrażające fakty...