Rozdział 2 - Pocałuj mnie ten jeden raz

278 24 54
                                    

Dave poszedł na najbliższe pole, bo czemu nie.

Dave: Ło kurwa, ale gorąco... Ej, zajebiste te no... Te gówno ładnie pachnące... A pozbieram sobie — Dave zaczął jak łajza zbierać kwiatki. Po pewnym czasie wzięło mu się zasnęło na polu.

Po dwóch godzinach Dave wstał.

Dave: O kurwa, ale mam kaca... Co ja robię na polu? Co jest... Ale że kwiaty? Dobra w jakimś celu zbierałem te kwiaty. To ja może wrócę do domu... — wstał i pokierował się w stronę domu.

Tymczasem...

Z kolei James patrzył na Kirka, czując, że ma już łzy na policzkach. Wiedział, że chłopak będzie trzymał do niego dystans przez tą całą sytuację i na pewno niezbyt szybko posiedzą razem przy piwku.

James: Mam za co przepraszać. Jak wypiję, to wtedy mówię wszystko co myślę i musiałem zebrać się na to.

Kirk: Przynajmniej teraz wiem, co o mnie myślisz... Ale nie martw się tym, nie mogę cię za to winić, Jamie. — Kirk spojrzał smutno na Jamesa i położył głowę na jego ramieniu, wdychając zapach jego jasnych włosów

James: Ech, no tak... — był smutny i we łzach, tym razem pozwolił Kirkowi na te dziwne dla niego podrywy.

Dave wbija do domeczku.

Dave: Oj, coś w złym momencie chyba przyszłem. Ogólnie mam kwiaty... Yyy, ktoś chce?

James: Nie, Dave, dzięki — mówi James, wycierając oczka.

Kirk nawet się nie podniósł, był zbyt mocno zatracony w tym błogim stanie, który osiągał, dzięki Jamesowi.

Dave: *patrzy* To ja je tutaj zostawię... — kładzie kwiaty na blat — ii idę sobie pograć — Dave idzie w stronę pokoju.

Dave podłącza gitarę i napierdziela jakiegoś riffa.

Kirk: Kurwa, Dave, błagam cię... Przestań... — mamrocze Kirk we włosy Jamesa, co znacznie wygłusza wypowiadane przez niego słowa.

Dave nic nie słyszy.

W końcu Kirk niechętnie podnosi głowę zza złotych loków Jamesa i kieruje wzrok w stronę wejścia do góry.

Kirk: Dave! Przestań albo chociaż to przycisz! — krzyczy Kirk, tym razem pewien, że Rudy go słyszy.

Dave: Co?!?!?!? — Dave krzyczy zza drzwi.

Kirk ponawia prośbę jeszcze głośniej.

Dave: Aaa, dobra! Sorki! — Dave przycisza gitarę.

Kirk: Dzięki, Rudzielcu — gitarzysta uśmiecha się pod nosem, wracając do wcześniejszej pozycji.

Dave: Spoczko, owieczko — śmieje się.

Kirk: To przesłodkie, ale nie nazywaj mnie tak, błagam. — Wywraca oczkami.

Dave: Aj, przepraszam.

Kirk: Przebaczam — rzuca beznamiętnie.

Dave wychodzi z pokoju i kieruje się na dół.

Dave: Ej, Kirk, co z Jamesem? Zasnął? — pyta się zdziwiony.

Kirk: Chyba tak... — szepnął i spojrzał na rzeczywiście śpiącego blondyna. Musiał przyznać, że wyglądało to naprawdę uroczo, pomijając fakt, że był pijany. — Dave, wiesz co? Przepraszam za tę akcję z Jamesem... — dodał po chwili.

𝕸𝖊𝖙𝖆𝖑𝖑𝖎𝖈𝖆 𝕽𝕻Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz