Rozdział 24 - Wielki powrót duńskiej księżniczki

95 10 34
                                    

Cliff: Co tu się znowu dzieje? - zakasłuje się papierosem, wychodząc do nich.

James: Eem, no, rzygałem - mówi. - Przesadziłem znowu. I prawie zjebałem związek przez moje narzekanie - wzdycha James, poddając się dłoni Kirka która dotykała jego włosów.

Cliff: Łeb mnie boli, idziesz na piwo Het ? - gasi papierosa czubkiem buta i siada na piecyku.

James: Nie, mi już wystarczy, serio, ja dzisiaj jedno wypiłem a potem tarzałem się ze śmiechu po podłodze a i wcześniej przez nie chciałem się zabić. Wystarczy mi wrażeń.

Kirk: Z kolei ja się napiję. Tylko, że nie piwa. Mamy jeszcze wódkę, albo rum?

James: Kirk, od kiedy ty wódkę pijesz? - martwi się.

Kirk: Em... - zawstydza się. - Od zawsze - kłamie, jednak mówi to jakby mówił o najoczywistrzej rzeczy na świecie.

Cliff: Mamy whisky, pasuje?

James: Nie wiem, ja nie piję - mówi i odsuwa się, idąc do swojego pokoju.

Kirk: Wolę rum - mruczy pod nosem. - Ale daj to whisky.

Cliff: Wybacz, stary, ostatnio wyjebałem całą butelkę - wychodzi z pokoju, przynosi i stawia przed Kirkiem na wpół pustą butel.

James tymczasem idzie spać.
Podczas, gdy Kirk i Cliff zaczynają pić, niespodziewanie słychać pukanie do drzwi. Donośne pukanie, jakby ktoś chciał je wypierdolić z zawiasów.

Cliff: Kogo tam niesie kurwa? - mruknął i krzyknął po chwili jak taki typowy Polak - Otwarteee! Wlazł!

Drzwi otwierają się i w progu staje Lars. Tak, ten Lars, który uciekł od nich z zespołu, zostawiając wszystkich po ostrej kłótni. Ten Lars, który uważał się za duńską księżniczkę i ten, który spierdolił na harley'u. Jedyne co było po nim widać, to to, że okropnie zarósł na twarzy i miał dość ciemną brodę jak na swoje brązowe włosy. Wyglądał trochę jak menel. Chyba coś mu się nie udało...

- Wróciłem - odzywa się duńska księżna.

Cliff: O kurwa, stary, czy ty widzisz to samo co ja ? - pluje z pogardą pod nogi starego kumpla.

Lars: No co, wróciłem, bo pomyślałem sobie że może ktoś się stęsknił. Ale patrząc po waszych mordach to chyba nikt. Wiem, zjebałem sprawę. Niepotrzebnie też pobiłem Jamesa w tym barze, byłem głupi, jeszcze w klejnoty go uderzyłem, no kurwa... Przesadziłem. Przecież to mogło się skończyć gorzej.

Zamyka drzwi. Kładzie kask na stoliku do kawy, ściąga grubą kurtkę skórzaną i siada naprzeciwko.

Kirk: Zjebałeś po całości, a on dalej tęskni. Idź do niego, bo patrzeć na ciebie nie mogę. - Krzywi się.

Cliff: Było minęło, ale zostawiłeś nas. Tego nie wybaczę. Kirk, masz szluga?

Lars: Ech... A co robi James? Zajęty jest? - pyta.

Cliff: Poszedł do siebie chuj wie czemu.

- Szlag...- rzuca Lars - dobra to ja pójdę zobaczyć na górę. Jeśli nie, to nie wiem, poczekam do jutra.

Hammett wstaje i idzie w stronę wieszaka, gdzie znajduje się jego skóra. Z prawej kieszeni wyciąga zgniecioną paczkę papierosów z wysoką zawartością nikotyny. Rzuca je w stronę przyjaciela.

Cliff: Dzięki, stary - puszcza oko do Kirka.

Lars: Mieszkam teraz w komunie hipisowskiej, dlatego tak wyglądam. No cóż. Musiałem gdzieś znaleźć lokum. Chyba nie wyglądam źle?

Kirk: Mam być szczery, czy miły?

Lars: Szczery.

Kirk: Wyglądasz jak menelica. - Zanosi się głośnym śmiechem. - Jedyne po czym poznałbym, że jesteś facetem, to zarost. Więc nazwijmy to po imieniu, wyglądasz po prostu jak menelica.

Cliff wybucha śmiechem - Bez urazy dla menelic, Kirk.

Kirk: Ależ oczywiście, Cliff.

Dave usłyszawszy, że Lars wrócił zszedł na dół.

Dave: O cholera, wróciłeś

Lars: - No to chyba czas się ogolić - mówi i idzie do kibla, ale słysząc Dave'a, robi krok do tyłu. - Tak, wróciłem.

Dave: Co ty taki zarośnięty?

Lars: Zostałem hipisem

Cliff z pogardą pluje na Larsa
Cliff: Nie wybaczę - mówi, po czym wychodzi.

Kirk: Boże... Ty chyba lubisz wyglądać jak brzydka dziewczynka, bez urazy dla dziewcząt oczywiście. - Kirk nie może powstrzymać łez śmiechu. Kładzie głowę na stole, przez swoją nieuwagę przewracając butlę.

Lars: Tak - burknął i poszedł.

Dave: No to nieźle... a teraz weź się ogól, bo wyglądasz jak Jezus.

Lars: Przyszedłem was zwabić! - krzyczy z kibla na górze. - Zbawić.

Dave: No to zajebiście, ale nie skorzystam! - krzyczy do Larsa. - Nie wierzę w to gówno.

Tymczasem Cliff pałęta się po dworcu wypalając papierosa za papierosem.

Kirk: Kurwa, moje szlugi! - krzyczy i wybiega na dwór. - Błagam, powiedz, że nie wyjarałeś wszystkich - mówi płaczliwie do Cliffa.

Cliff nie odpowiada, chowając się gdzieś. Długo nie wraca i nawet nie odbiera telefonu.

James nagle budzi się i schodzi na dół. Zaspany jak cholera wraca się do kibla i otwiera, widząc Larsa. Myśli, że to zwidy.

James: O KURWA - krzyczy.

Lars: Co?

James: TY?

Lars: No... Ja

𝕸𝖊𝖙𝖆𝖑𝖑𝖎𝖈𝖆 𝕽𝕻Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz