Tymczasem Kirk woła Rudego.
— Dave?!?!?!
Dave: No? — idzie do Kirka.
Kirk: Masz auto? — mimo wypitego alkoholu postanawia zaryzykować.
Dave: Tak, mam, a co?
Kirk: Dawaj kluczyki — mówi beznamiętnie, patrząc wyczekująco na dłonie Dave'a.
Dave: Em... Dobra, ale jadę z tobą, bo mi jeszcze auto rozwalisz.
Kirk: Kto jak kto, ale ja jeżdżę bardzo przepisowo — zarechotał.
Dave: Nie zaprzeczę.
Kirk: — No widzisz. To dawaj klucze, i lecimy po Heta i Cliffa — zarządza i idzie w stronę wyjścia z domu. — Noo, dawaj, dawaj — pogania przyjaciela.
Dave: Już, już — daje Kirkowi klucze.
Kirk: Aa stary, poczekaj chwilę, błagam — mówi i leci w stronę lodówki i wyciąga z niej puszkę piwa. Idzie do samochodu i po tym, jak siada za kierownicą, wkłada puszkę do schowka. — Nie przyjmę tej tragedii na trzeźwo. — Przekręca kluczyk w stayjce i powoli odjeżdża spod domu.
Dave: Rozumiem — opiera głowę o oparcie.
Jadą, do momentu, aż natrafiają na korek. Kirkowi obraz rozmazuje się przed oczami z powodu alkoholu, ale stara się nie dać tego po sobie poznać.
Dave: A, Jezu...
Kirk: No co jest, kurwa?! — trąbi klaksonem.
Przypadkowy facet z auta na pasie obok, wysiada i ma pretensje.
Ktoś: Panie, no що pan? Nie tylko гебе zatrzymują, ogarnij się! — Głos przemądrzałego Ukraińca sprawia, że Loczuś czerwienieje z gniewu.
Dave: Facet, kurwa, wracaj do samochodu.
Kirk: Najlepiej to na tą swoją Ukrainę, bo inaczej wpierdol spuszczę. — Znowu trąbi, tym razem długo i głośno.
Kirk: Oo, korek się ruszył, spieprzaj Vasyl. — Hammett pluje przez okno i jedzie dalej.
Dave: No w końcu
Tymczasem James zauważa znajomy samochód, w którym siedzą Kirk i Dave.
James: O kurwa
Dave: O, patrz. James!
Hetfield wymija ich i jedzie przed nimi. Kirk czuje, że robi mu się słabo i niedobrze.
Hammett: O matko, James. — Przechodzi go dreszcz. — Kurwa, Dave... Chyba będę... — Zakrywa usta dłonią i odchyla się do przodu w torsji.
— O cholera... yyy... — Dave szuka jakiejś reklamówki czy czegoś - o dobra coś mam, trzymaj.
A James dalej se jedzie i nuci Venoma.
Kirk: Dave... P-poprow — W ekspresowym tempie nachyla się nad pustą torbą po śmieciowym żarciu i zwraca cały obiad i wypitą whisky.
— Ta, już — Dave zamienia się z Kirkiem miejscami.
Kirk po kilku minutach podnosi się. Kręci mu się w głowie i krztusi się po raz kolejny, jednak nic więcej nie następuje.
— Kurwa, słabo mi — mamrocze niemal niesłyszalnie, patrząc na zużytą torbę.Dave: Widzę. Może wrócimy się do domu? Chociaż, zapewne powiesz nie.
Kirk: Nie wiem. A Cliff? — pyta, jednak coraz mniej wyraźnie. Czuje, że traci siły.
Dave: No wiem właśnie. Ehh... Może ranem do niego pojedziemy. Lepiej by było jakbyś odpoczął, bo wyglądasz coraz gorzej.
Kirk: Ty prowadzisz, rób jak chcesz, ale od razu mówię, że będę miał potem wyrzuty sumienia — wyznaje, patrząc na drogę przed nimi. — Kurwaa — klnie siarczyście i ponownie zwiększa zawartość papierowej torby. Ból gardła, chłód i łzy w oczach pozbawiają go chęci do życia.
Dave: A Jezu, już sam nie wiem. Ty zadecyduj.
Kirk: Nie wiem... — czując ogromne zmęczenie i brak sił, opiera głowę o zagłówek fotela, następnie mimowolnie zamyka oczy.
Dave: Sory Kirk, ale lepiej wróćmy do domu. Ranem pojedziemy do Cliffa — zawraca i jedzie w stronę domu.
Po parunastu minutach Dave zaparkował pod domem. Wyciągnął Kirka z auta i zaniósł go do pokoju.
Dave poszedł do swojego pokoju. Wziął butelkę piwa, która tam leżała i ją wypił. Spojrzał na kartkę z tekstem piosenki, wziął ją i zgniótł.
— Aj bez sensu to — położył się na łóżko i spoglądał w sufit.
Dave próbował zasnąć, ale nie mógł. Po chwili usiadł na łóżku i zaczął szukać heroiny i strzykawki w szufladzie.
— I po cholerę to kurwa robię... — wziął pasek leżący na podłodze, zacisnął wokół ręki i wbił igłę.
Kirk otworzył oczy. Było mu zimno, kręciło mu się w głowie i potwornie go mdliło.
Kirk: Co ja tu robię...? Przecież wczoraj... — urwał i popatrzył przez duże okno. Robiło się jasno. Wstał z wielkim trudem i, mocno trzymając się poręczy, chwiejnym krokiem zszedł na dół by napić się wody. Wrócił na górę i poszedł do łazienki, a gdy już trochę się ogarnął zaczął szukać chłopaków. — Halo? Jest ktoś w domu? — Odpala samochód i powoli wraca do domu.
Dave spał jak trup. James międzyczasie zatrzymał samochód na noc gdzieś pod lasem i zasnął. Dopiero wczesną porą się obudził i zdał sobie sprawę że tak naprawdę kręcił się po mieście bez celu.
James: Co ja odjebałem?
Dave się obudził.
Dave: Dopiero świta... a dobra tam — wstał z łóżka i poszedł do toalety. Spojrzał w lustro i miał typowo zjechane oczy. Po chwili wyszedł z kibla i pokierował się na dół. — O, hej Kirk. Też nie śpisz?
Kirk: Nie, obudziłem się i poszedłem rzygać, znowu... Ale co tu się dzieje? Czemu jesteśmy w domu? — dopytuje zszokowany.
Dave: No wyglądałeś wczoraj jak trup, wymiotowałeś i no zasnąłeś to zawiozłem ciebie do domu.
Kirk: Nic nie pamiętam, tylko to jak darłem się na jakiegoś typa i jakżeś mi tą torbę dawał... — mówi zawstydzony.
Dave: Ah ta. Może chcesz herbaty?
Kirk: Mamy zieloną?
Dave: Chyba tak — idzie lekko jeszcze zfazowany obczaić czy jest zielona herbata. — A no jest — mówi, wlewa wodę do czajnika i włącza gaz. Po chwili woda jest zagotowana i zalewa herbatę dla Kirka.
CZYTASZ
𝕸𝖊𝖙𝖆𝖑𝖑𝖎𝖈𝖆 𝕽𝕻
Humor1983 rok. Kilku kumpli grających dopiero kiełkujący thrash metal postanawia założyć zespół i grać. Okazuje się, że jeden z nich jest gejem, a potem nagle cała reszta przyznaje się do homoseksualizmu. James, Kirk, Lars, Cliff i Dave - właściwie, akcj...