Rozdział VIII : Spokojna rozmowa

685 71 29
                                    


Midoryia jak miał to już w zwyczaju, siedział na murku na wprost dominatorium. Tego dnia po zajęciach był naprawdę wykończony. Te pierwsze z rana były nudne, ale te które jakąś godzinę temu skończył już nie. Poddano go najtrudniejszemu  zadaniu jak do tej pory. Dalej nie był przekonany co do jego skuteczności, bo mogło ono przynieść niezbyt porządane efekty uboczne. Mianowicie miał wzbudzić w swojej Alfie tą złą stronę. Zadanie było trudne z tego względu, iż jego wewnętrzny głos był już od dawna opanowany, natomiast chwilowe przerwanie kontroli mogło odbić się na nim w późniejszym czasie. A z czegoś takiego raczej nikt nie byłby zadowolony, zawłaszcza, że nie wiadomo po jakim czasie uda mu się odzyskać władzę nad swoją alfą w razie owego przerwania.

Otaczająca go cisza była piękna w połączeniu z widokiem, jaki prezentowało późno nocne niebo. Miliony gwiazd mieniły się delikatnie od czasu do czasu zasłaniane przez nieliczne chmury sunące się leniwie po bezkresnym horyzoncie. Delikatny jeszcze letni wietrzyk czochrał nieustannie jego zielone loki, które co chwila musiał sobie poprawiać, by nie wpadały mu do oczu. Przysłuchiwał się otaczającym go różnorakim dźwiękom. Szum powstały od poruszających się w mieście aut i inne wmieszane w to odgłosy powoli cichły. Wiadome było, że noc powolnym krokiem nadchodzi kołysząc wszystkich do snu. Chłopak siedział zauroczony pięknem otaczającego go świata, gdy w oddali usłyszał głosy. Nie widząc do kogo należą i tak mógł stwierdzić, że to jego koledzy z klasy. Był wstanie nawet rozróżnić poszczególne wypowiedzi - za co był odpowiedzialny wyostrzony zmysł słuchu alfy.

Niespełna po minucie w świetle pobliskiej latarni ukazała się grupa nastolatków prowadzona przez blond Betę. Chłopak z oddali mógł wyczuć, że choć teraz spokojnie rozmawiali, wcześniej się pokłócili - czyli, norma do której wszyscy zdążyli się przyzwyczaić. Następnego dnia mimo wszystko nieporozumienie pójdzie w niepamięć i znów będą się razem śmiać z byle czego.
Klasa A składała się z naprawdę niesamowitych osób, każdy był dla innych przyjacielem. Wszyscy doskonale się znali i razem niejednokrotnie przeżywali wzloty i upadki.

Wolnym, niespiesznym krokiem kierowali się w jego stronę. No niedokładnie, ich kroki kierowały się bardziej do wejścia do budynku. Wszyscy mieli wypisane na twarzch zmęczenie i chęć snu.

Kiedy byli wystarczająco blisko, by go dostrzec blondyn zatrzymał przyjaciół i nijak szło im wyminiencie go. Nie umknęło to uwadze zielonowłosego, który w ciszy im się przypatrywał, wyczekując jakiegoś ruchu z ich strony. Jednak zdając sobie sprawę z tego, że niekoniecznie będą chcieli z nim rozmawiać odwrócił wzrok wzdychając. Nie chciał, by inni się go bali przez jego status społeczny i nazbyt ciemną historię z przeszłości z nim związaną. Przeszłość rangi Alf była umalawana nader czarnym kolorem, który tak bardzo chciał rozpogodzić. Jego szmaragdowe  tęczówki utkwiły skierowane ku górze, póki nie poczuł niespodziewanego ruchu obok siebie.

Zaskoczony chłopak rozejrzał się wokoło. Nigdzie nie było śladu po innych uczniach, a obok niego w ciszy przysiadł Bakugo, który nie zwracał uwagi na to, że chłopak z niemałym zaskoczeniem go obserwuje lub po prostu tego nie zauważył. Kiedy to do niego już dotarło, spojrzał na piegowatego z pogardą w oczach, co miało zniechęcić wyższego do jakiekolwiek rozmowy czy zadawania mu pytań o powód przyłączenia się do podziwiania widoków nocnego nieba.

Niezręczna atmosfera, która panowała między nimi przeszkadzała obydwojgu, jednakże żaden z nich nie chciał wykonać pierwszego kroku i rozpocząć rozmowę. Bo niby o czym mieliby dyskutować? Nie trawili swojego towarzystwa, a to że teraz siedzieli praktycznie koło siebie było zdecydowanie wyjątkiem od reguły, bądź jednak chwilowym kaprysem blondyna.

Zielonowłosy nic do tego nie miał. Nie przeszkadzało mu to, póki nie zaczną się kłócić, a na to w tamtej chwili widocznie się nie zapowiadało. Sam starał się zachowywać jak najbardziej spokojnie i może ta sama aura udzieliła się drugiemu z chłopców, który mimo tego że zazwyczaj jest jak tykająca bomba teraz siedział widocznie zmyślony z lekka machając nogami. Czy z nudów, czy umyślnie i specjalnie obydwoje zaczęli wymachiwać w taki sam rytmiczny sposób. Trwało to może dobre pięć minut zanim się roześmiali. Tak, zaczęła ich bawić tak mało istotna rzecz, która jednak w ich wykonaniu była jak coś niezwykłego. Wspólny śmiech był czymś niesamowitym, czymś czego doświadczyli po raz pierwszy.

°| Nagiąć przeznaczenie |°    Dekubaku (A/B/O)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz