Rozdział 18

898 46 26
                                    

Ból

Widział ją. Słyszał jej głos. Wołała go. Pocałował jej lśniące wargi. I nagle na polanie wchodzi on. Czarny Pan. Słyszy krzyk dziewczyny, sam czuje jej ból. Nie może nic zrobić, ma zablokowane ręce. Wszyscy znikają, a jej ostatnie słowo to „Fred". Zamknęła oczy, już nigdy jej nie zobaczy, nie usłyszy jej głosu.. Stracił ją na zawsze.

- Ina! - obudził się z krzykiem Fred. Przez chwilę nie potrafił złapać oddechu. Znów śnił się mu koszmar. Myśl o tym, że Inie mogło się coś stać, była straszna, a świadomość, która podpowiadała mu, że Ina nie żyje, że jej nie ochronił, była wręcz nie dopuszczalna.

- Tato, tato. Kiedy wróci mama? - do jego pokoju wbiegł mały Anthony. Nie wiedział, co miał powiedzieć trzyletniemu dziecku o porwaniu.

- Już niedługo, Anth. - zapewnił go, wstał z łóżka, po czym poczochrał go po głowie. Zabrał chłopca na barana i wyszedł z pomieszczenia.

Chociaż tego nie okazywał, bez Iny nie potrafił się uśmiechać. Czuł się, jakby zabrali mu cząstkę siebie, potrzebną do życia. Ina była dla niego wszystkim. Dzięki niej, nigdy nie zwątpił w siebie. Zawsze była przy nim, kiedy tego potrzebował. Teraz chciał ją zobaczyć i powiedzieć, co do niej czuję, tak naprawdę, że ją kocha i będzie kochać nawet, gdy wybierze innego. Nie umiał zwiątpić. Kiedy już wszyscy wątpili, że Ina ma jakieś szansę na przeżycie, on po prostu nie mógł dopuścić siebie do takiej myśli. Za bardzo ją kochał, lecz czemu spotkało ich takie nieszczęście. Czy zostali wystawieni na jakąś chorą próbę? Czy już takie było ich przeznaczenie? Było tyle pytań.. Mało odpowiedzi.

- Fred, może coś zjesz? Aurorzy zjawią się po południu. - zagadnęła Molly, jednak rudowłosy nie odpowiedział jej.

Siedział przy stole, wpatrując się w dal. Nie zwracał nawet uwagi na to, co się dzieje wokół niego. Dopiero, gdy zauważył co robi Anthony, wybudził się z transu. Błyskawicznie wstał z miejsca i podszedł do trzylatka, wspinającego się po blacie.

- Anth, bo spadniesz. - odparł, zabierając go z blatu. Otwarł szafkę, w której były jeszcze świeże ciastka, zrobione przez panią domu, wyciągnął je i podał chłopczykowi.

***

Po południu najwybitniejsi aurorzy zjawili się w Norze. Fred zmierzał wszystkich wzrokiem. Chciał odzyskać Inę za wszelką cenę. Mógłby dla niej zabić lub nawet umrzeć, by ta była bezpieczna. Anthony patrzył na nich wszystkich ze strachem w oczach. Molly Weasley zabrała chłopaka na górę, by nie słuchał tej rozmowy.

- Obserwowaliśmy Vegas dość długo. Wiemy, jakie ma zamiary wobec panny Gravity. Chce zjednoczyć ród Gravitów z rodem Malfoyów. - przemówił jeden z aurorów.

- To dlaczego dopiero teraz to mówicie?! - krzyknął Fred. - Nie będzie do cholery żaden Malfoy ją tykał. - pomyślał ze złością. Czemu nie zdał sobie sprawy wcześniej, że kocha fioletowłosą wariatkę. Może uchroniłby ją od tego wszystkiego? Dlaczego to było, aż tak trudne do zrozumienia?

- Fred! - upomniał go pan Weasley. Widział smutek na twarzy syna. Nie wiedział, jak mu pomóc, a bardzo chciał.

- Tonks, jak sytuacja w rezydencji? - zapytał Moody.

- Wszędzie otoczona, jakby wiedzieli, że Jasmina chce uciec. - odpowiedziała Nimfadora Tonks, która, dzięki umiejętnościom metamorfomagicznym potrafiła bardzo dobrze się kamuflować, co było potrzebne przy szpiegowaniu. - Pilnują jej, ma coś na czym im zależy i to nie jest ślub.

- Iluzje bólu. - odparł Fred, łącząc wszystkie fakty w całość. 

- Być może.. Właśnie o to. Jeżeli tak, to musimy, jak najszybciej odbić Inę. - zabrał głos Alastor, na co wszyscy się zgodzili.

Tymczasem Ina walczyła z samą sobą. Próbowała być spokojna. Była najstarsza, powinna dawać młodszym dzieciakom siłę i wiarę, że kiedykolwiek wyjdą stąd żywi. I co, że wszyscy byli czystej krwi. Każdy z nich miał rodziców lub opiekunów śmierciożerców. Pytanie brzmiało. Czy śmierciożercy, mogliby zabić własne dzieci, żeby przypodobać się Czarnemu Panu? Długo rozmyślała nad sensem tego wszystkiego. Albo uda jej się uciec, albo zginie na miejscu. W najgorszym wypadku, będzie musiała wyjść za białą, tchórzliwą fretkę. Co jeszcze? Mieć z nim dzieci?

- O nie, nie, nie, nie. - mruknęła do siebie Ina.

Nagle klatka otworzyła się. Weszli do niej dwoje dobrze zbudowanych mężczyzn. Ina wstała z brudnej ziemi, pozostałe, przestraszone dzieciaki schowały się szczelnie za nią.

- Farah Grayground. - powiedział szorstkim głosem jeden z nich. Wywołana dziewczynka o niebieskich oczach, cicho wypuściła powietrze z ust i powoli wyszła zza Iny. Starsza kobieta zatrzymała ją ręką.

- Ja pójdę.. - odrzekła po dłuższej ciszy, która nastała wokół niej. - To jeszcze dziecko. - powiedziała łamiącym głosem Gravity.

- Skoro piszesz się na śmierć.. No tak. Gryfonka. - prychnął pod nosem drugi napakowany mężczyzna. Podszedł do Iny, zgromił innych wzrokiem i szarpnął nastolatkę za ramię, wyprowadzając ją z pomieszczenia.

Zmierzali ku dawnej jadalni, gdzie aktualnie, Voldemort zasiadał na swoim ciemnym tronie, a obok niego posłusznie, jak wierne psy, stały Bellatrix Lastrange oraz Madeline Vegas, co w ogóle jej nie zdziwiło.

- Odważna. - nieprzyjemny skowyt wtargnął do głowy zielonookiej. - Wiesz, po co tu jesteś, dziecko?

Ina nie odezwała się żadnym słowem.

- Odpowiadaj, jeśli Czarny Pan cię pyta. - zarządała władczym tonem Bellatrix. - Madeleine, musisz chyba naprawić swoją niedouczoną siostrzenicę szacunku. W matkę się wdała. Taka sama nawiedzona. - parsknęła śmiechem wyszczerzając przy tym swoje zęby, którym raczej przydałoby się solidne szczotkowanie.

Jasmina nienawidziła, kiedy ktoś wyśmiewał jej rodziców, choćby jednym słowem. W takich chwilach, w dziewczynie pojawiała się nie opanowana złość, szalona irytacja i chęć.. Chęć mordu.

- Ból. - wyszeptała, kierując swój wzrok na brunetkę. Ta upadła na ziemię. Ina uśmiechnęła się lekko na ten widok. Co w rodzinie się rodzi, z rodziny nie odchodzi. Bellatrix zawyła z bólu. Moc Iny musiała być naprawdę potężna, skoro tak najniebezpieczniejsza czarownica, niesamowicie znająca się na czarnej magii, właśnie zwijała się z bólu przez nią na ziemi.

Voldemort przyglądał się temu z zainteresowaniem. W końcu ciotka zareagowała. Pstryknęła palcami, a dwaj śmierciożercy, którzy przyprowadzili Inę tutaj, podeszli do niej i złapali za obydwie ręce.

- Dosyć tego. Już jutro zobaczymy się na twoim ślubie z Draco. Nie ma „nie".  - zbliżyła się do córki swojej siostry. Przygniotła swoją różdżkę do jej policzka. - Pamiętaj, że w każdej chwili na Norę, może przypadkiem znowu spaść ogień. Już ja to załatwię. Masz być grzeczna. Na pewno upewniłaś się, że Anthony słodko śpi w swoim łóżeczku? I czy Weasley jeszcze oddycha?

Ina spojrzała na nią z pogardą. Zamknęła oczy, zgryzła swoją wargę od środka. Nawet nie widziała, jak znowu wróciła do zimnej klatki, w której pozostawało tylko cierpienie i tęsknota.

Kiedy cię poznałem // Fred Weasley Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz