ℝ𝕠𝕫𝕕𝕫𝕚𝕒ł 𝟚 •Welcome to the Sparrow Academy•

818 39 52
                                    

Niestety wszyscy zadecydowali, że pójdziemy odwiedzić tych jebanych wróbli w tej ich Akademii. Miała to być wykwintna kolacja, więc wszyscy się szykowali do dzisiejszego wieczoru, a ja miałam to w dupie. Szykować zaczęłam się dopiero godzinę przed wyjściem. Ubrałam jakaś spódnice w kratkę i bluzkę z rękawami do łokci (Polecam mój ulubiony rodzaj bluzki, jest zajebiście wygodna Autorka), po czym zeszłam na dół i zobaczyłam wystrojonych jak szczur na otwarcie kanału rodzeństwo.

– Co wy kurwa Nobla idziecie odbierać?– Zaśmiałam się z ich wyglądu. Five był oczywiście najbardziej odjebany z nich wszystkich, bo przecież idzie do swoje Jane. Ubrał się w garnitur, a na jego głowie nie odstawał ani jeden włosek. Podeszłam do niego i roztrzepałam mu włosy.
– Wyglądasz lepiej w roztrzepanych włosach.– Powiedziałam trochę wrednie, ale taka prawda Five wygląda o niebo lepiej w roztrzepanych włosach.

– Co przypominają ci się czasy, kiedy mogłaś za nie ciągnąć, jak w ciebie wchodziłem?– Five uśmiechną się cwanie, a reszta patrzyła na nas ze zdziwieniem. Pomimo tego, że nie widziałam jak się czerwienie, wiedziałam, że w tym momencie przypominam buraka lub dojrzałego pomidora.

– Zamknij się!– Spojrzałam na niego ze zmrużonymi oczami, a on uśmiechną się, wiedząc jak bardzo mnie wkurzył.
– I z czego się tak śmiejesz popaprańcu?–

Odwróciłam się w stronę drzwi i wyszłam z domu tylko po to, aby nie musieć dłużej przebywać z Five'm. Niedługo po mnie wyszło rodzeństwo i Five teleportował nas do tej całej Sparrow Academy.

Ich dom właściwie był bardzo podobny do naszego. Duży i ciemny z wielkimi oknami, które i tak gówno dają. Zapukaliśmy do drzwi i otworzyła nam jakaś miła kobieta. Znając ojca to kolejny robot w jego kolekcji. Kobieta zaprowadziła nas do jadalni gdzie czekała banda dzieciaków, ojciec i...kurwa to niemożliwe...czy to jest Ben?

– Ben!– Wykrzyczał uradowany Klaus i pobiegł przytulić brata. Łezka zakręciła mi się w oku, jak zobaczyła Bena, ale oczywiście wpadła Jane i wszystko zniszczyła. Rudowłosa podeszła do Five'a i pocałowała go w policzek.

To oni już na etapie buziaczków są. Jak tak dalej pójdzie, to jutro będą się już pierdolić.

– Przedstawiam wam moja nowa magiczną akademię.– Powiedział dumny z siebie ojciec.

– Chyba raczej akademie pojebańców.– Powiedziałam pod nosem.

– Co mówiłaś?– Usłyszałam męski głos nad swoim uchem. Przestraszyłam się trochę, a po moim ciele przeszły dreszcze. Odwróciłam się w stronę głosu i ujrzałam wysokiego blondyna.
– Lucas jestem.– Wyciągnął dłoń w moją stronę, a ja parsknęłam śmiechem. Na pewno nie będę się zadawała z wróblami.
– Ale możesz mi mówić Luke.– Uśmiechnął się, najwyraźniej nie przejmując się tym, że go olałam.
– Zazwyczaj w tym momencie ludzie podają swoje imię.–

– Nie sadze, że będzie ci ono potrzebne.– Uśmiechnęłam się wrednie.

– Skąd wiesz? A co jeśli kiedyś się przyda.–

– Louisiana.–

– Anna...całkiem ładne imię.– Uśmiechnął się do mnie, a ja przewróciłam oczami.

Usiadłam sobie przy stole, niestety naprzeciwko mnie siedział Five, ale gorsze chyba jest to, że ten cały Lucas usiadł koło mnie. Szukałam wzrokiem Klausa, który jako jedyny mógłby uratować mnie z tej beznadziejnej sytuacji. Jednak ten cały czas rozmawiał z Benem. Ja wiem kurwa, że oni się za sobą stęsknili, ale kto mnie teraz uratuje?

– Nie bój się, ja nie gryzę.– Powiedział Lucas i położył dłoń na moim udzie.

– Jak to powiedziałeś, to jestem jeszcze bardziej przerażona. Poza tym zabieraj łapska casanova.–

– Oj, ale ja wiem, że ty nie umiesz mi się oprzeć. Widziałem, jak reagujesz, gdy szepcze ci do ucha.– Ostatnie zdanie powiedział mi właśnie do ucha i zaczął jeździć swoją ręką coraz wyżej i wyżej po moim udzie.

– Przestań kurwa, nie będziesz mnie obmacywał!– Wydarłam się do blondyna i poszłam w stronę Klausa, by zabrać mu papierosa i zapalniczkę.

– To ty palisz Anna?– Spytał Diego, ale nie uzyskał on ode mnie odpowiedzi.

– Luke kurwa czy ty zabrałeś moje dragi?– Na dół przyszedł jakiś typek. Czyli ten typek jest na haju?
Pewnie dlatego jest taki śmiały w stosunku do nieznajomych.

Nie słuchałam później już ich kłótni, bo wyszłam na zewnątrz i stanęłam w ogrodzie, zaciągając się dymem papierosa. Poczułam czyjaś dłoń na swoim ramieniu. Odwróciłam się przerażona jednak na całe szczęście lub nie to był tylko Five.

– Nic ci nie zrobił?– Spytał z troską.

– Nie, nic.– Powiedziałam i znowu zaciągnęłam się dymem z papierosa.

– Nie pal tego.– Five wyrwał mi pęta z ręki i zgniótł go butem.

– Co ty robisz?!– Spojrzałam na niego ze złością. Five złapał mnie za nadgarstki i zmienił wyraz twarzy na bardziej stanowczy.

– Nie będziesz tego paliła, rozumiesz mnie?– Powiedział powili nie spuszczając ze mnie wzroku.

– Dobrze tatusiu.– Uśmiechnęłam się cwanie. Five spiął się na te słowa i wzmocnił uścisk na moich nadgarstkach.
– A teraz mnie puść.– Popatrzyłam na niego, a Five puścił moje nadgarstki. Udałam się do środka budynku, natomiast Five został jeszcze na zewnątrz.

Zauważyłam, że nie ma już Lucasa, więc pewnie udało się go zgarnąć do pokoju. Ojca nie było już od dawna, więc niektórzy w tym Klaus byli już pijani. Usiadłam na swoje miejsce i czekałam aż wszyscy, upiją się tak bardzo, że będzie trzeba wracać do domu. Po dłuższej chwili do pomieszczenia wszedł Five. Zastanawiam się, co on tak długo tam robił, ale chyba nie chce wiedzieć.

-Skipe time.-

Five jednak też się trochę najebał, ale w porównaniu do reszty to on się jakoś trzymał. Jane oczywiście przez cały czas się do niego przymilała, aż w końcu usiadła mu na udach (Ofkanska212 dzięki za rozkmine~ Autorka) i zaczęła łapczywie całować jego ustach. Poczułam jak całe jedzenie zaczyna podchodzić mi do gardła. Odeszłam od stołu i poszłam do łazienki, by trochę poprawić swój masakryczny wygląd.

Dobra ja rozumiem, że Five musi kogoś zerżnąć, ale czemu tą zjebaną Jane. A chuj w to niech robi, co chce, to nie ja potem będę miała jakieś choroby weneryczne.

Wróciłam do wszystkich i ku mojemu niezdziwieniu wszyscy leżeli już praktycznie pod stołem. Podeszłam do Five'a i poprosiłam go, żeby teleportował nas wszystkich do domu, co też zrobił. Odprowadziłam wszystkich do ich pokoi, a następnie sama położyłam się spać.

Haj😏 Jak wam się rozdział podoba? Sorry jak są jakieś błędy ale nie chciało mi się tego sprawdzać

Miłego dnia/nocy😘

~981 słów~

Hate or Love //Five Hargreeves// cz.2Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz