Krzyk.
Błysk.
Pisk.
Huk.
Cisza.
Ciemność.
Śmiech.
Płacz.To wszystko wyarzyło się tak szybko, że Harry nie wiedział, jak to w ogóle możliwe. Stał twarzą w twarz z rozwścieczonym Czarnym Panem, który mierzył do niego różdżką i swoją postacią zasłaniał blodwłosą postać leżącą na posadzce za jego plecami. A to wszystko zaczęło się tydzień wcześniej...
Po tygodniu bezowocnych poszukiwań jakiegokolwiek rozwiązania tego palącego problemu lub znalezienia sposobu na zabicie największego czarodzieja naszych czasów, Harry zdawał się coraz bardziej tracić nadzieję w to, że jeszcze kiedykolwiek zobaczy osobę, której całkowicie oddał swoje serce. Był wdzięczny innym mieszkańcom Domu Węża, że się nim opiekują i nie pozwalają mu się kompletnie załamać, mimo że był bardzo bliski temu. Dodatkowo wciąż chronili go przed docinkami i przykrościami ze strony innych Domów, które widząc, że został sam, na nowo się na niego rzucili. Tego dnia po kolacji podszedł do niego Snape i pokazał, żeby odszedł z nim na bok.
-Przyjdź za 10 minut do gabinetu dyrektora.
Powiedział profesor cicho na tyle, by Harry mógł go usłyszeć ale na tyle, by nikt postronny nie mógł zrozumieć, o czym rozmawiają.
-Tak jest.
Odpowiedział chłopak i skierował się najpierw w stronę biblioteki, by nie wzbudzać podejrzeń, ale po drodze, gdy był pewien, że jest całkowicie sam, wślizgnął się do jednej z pustych sal, które mijal po drodze tysiące razy i szybko narzucił na ramiona Pelerynę Niewidkę. I zrobił słusznie, bo za moment usłyszał nerwowe kroki kilku osób.
-I gdzie on zniknął?!
Usłyszał czyjś rozwścieczony głos a potem jakąś cichą dyskujsę, której nie mógł zrozumieć. Wyszedł bezszelestnie z sali i zobaczył coś, czego się nie spodziewał. Czerwony z wściekłości Ron, który wyglądał, jak tykająca bomba, błagająca go łamiącym się głosem, by przestał, Ginny oraz dwóch osiłków z Gryffindoru, którzy lubowali się w uprzykrzaniu życia Potterowi. Chłopak jednak nie miał czasu się im przyglądać i najciszej jak mógł, starając się jednocześnie iść jak najszybciej, skierował się do gabinetu dyrektora. Udało mu się dotrzeć w ostatniech chwili a swoją Pelerynę zdjął dopiero stojąc przed drzwiami do wspomnianego pomieszczenia. Westchnął cicho, starając się uspokoić bicie swojego serca i oddech i już uniósł rękę, by zapukać, gdy drzwi otworzyły się i zobaczył twarz swojej wychowawczyni.
-Profesor McGonagall...
To jedyne, co z siebie wydusił, bo nie bardzo wiedział, jak powinien się zachować. Nie spodziewał się jej tu. Gdy tylko zrobiła mu miejsce, wślizgnął się do środka i od razu zastygł w zaskoczeniu, widząc malującą się przed nim scenę. Nauczyciel eliksirów, nauczyciel obrony przed czarną magią a nawet sama opiekunka Domu Gryffindora otoczyli dyrektora szkoły, który już najwyraźniej był skrępowany jakimś zaklęciem a Snape powoli do niego podchodził.
-Niech pan tu podejdzie, panie Potter.
Sparaliżowany chłopak dopiero po kilku sekundach zorientował się, że zdanie to było kierowane do niego i wykonał polecenie swojego wychowawcy. Gdy tylko stanął u jego boku, w dłoń została mu wciśnięta mała, szklana buteleczka. Przyjżał się jej i aż zamarł. Mógłby przysiąc, że jego serce na moment przestało bić. Móglby przysiąc, że w środku znajdował się eliksir, którego kilka dni temu tak bardzo pragnął.
-Panie Potter, proszę podać dyrektorowi kilka kropli Verita Serum.
Potem wszystko działo się bardzo szybko. Jakimś cudem udało mu się wlać do ust dyrektora rzeczony eliksir i chwilę później znaleźli się w tymczasowej siedzibie Czarnego Pana.
-Draco!
Krzyknął, widząc swojego chłopaka trzymanego przez najbardziej oddaną Riddle'owi Bellatrix, która przytykała mu różdżkę do policzka.
-Zawiodłeś mnie, Harry Potterze.
Usłyszał zimny głos i dopiero po chwili odnalazł jego właściciela. Sam Lord Voldemort stał tuż za nim.
-Co masz na myśli, Panie? Właśnie podaliśmy Dumbledore'owi serum prawdy, miał zaraz nam wyjawić, jak możesz go zabić!
Panikował. Czuł, jak jego serce coraz bardziej przyspiesza a ręce zaczęły się pocić.
-Głupiec! To coś nie było Verita Serum! Oszukali cię! Miałeś dowiedzieć się tego sam a ty zacząłeś współpracować z Severusem!
Te słowa przeszyły go na wskroś i poczuł, że już nie ma dla nich nadziei.
-To koniec. Przez moją własną głupotę i moje złe decyzję...
Wyszeptał sam do siebie, ale w ciszy kamiennych ścian było to doskonale słyszalne. A kilka chwil później wszystko się zakończyło.
.
.
.
.
.
-Uczennice, uczniowie. Nauczycielki, nauczyciele. Pracownicy i pracownice. Wszystkie magiczne stworzenia. Zebraliśmy się dziś tutaj, by uczcić pamieć dwójki naszych uczniów. Pan Malfoy wraz z panem Potterem w przeciągu ostatnich miesięcy, po tym, jak obaj zasilili szeregi Śmierciożerców, starali się znaleźć sposób, by pokonać Lorda Voldemorta. Niestety obaj nasi uczniowie ponieśli za swoją zdradę najwyższą karę. Dziesięć dni temu zginęli z rąk Toma Riddle'a i Bellatrix Lestrange. Jednak macie prawo wiedzieć, jak dokładnie doszło do ich śmierci. Była to także nasza wina. Zarówno moja, jak i trójki innych nauczycieli, których nie będę wymieniać z imienia. Chcieliśmy im pomóc, ale przyniosło to odwrotny skutek i nikt z nas nie mógł temu zaradzić. Osobiście mam jedynie nadzieję, że pan Potter i pan Malfoy będą mieć na tyle siły, by patrząc na nas dzisiaj z góry potrafić wybaczyć wszystkim swoim oprawcom, oraz mnie, mimo iż wiem, że nie zasługuję na wybaczenie po tym, co się stało. Niech rodzina i przyjaciele zmarłych znajdą ukojenie swojego smutku. Harry... Draco... jedyne, co mogę wam teraz obiecać, jako dyrektor tej szkoły, to to, że ta szkoła i uczniowie uczący się w niej nie zapomną o was, tak długo, jak długo żyję i jak długo jestem tu dyrektorem. Spoczywajcie w pokoju.
Po tych słowach cały Hogwart i jego tereny pochłonęła ciemność, a cisza przerywana była jedynie rozdzierającym wyciem pełnym cierpienia, które wydobywało się z gardła siedzącego w pierwszym rzędzie czarnego, dużego psa.
CZYTASZ
Miłość i nienawiść dzieli cienka granica
FanfictionShip: Drarry Opowiadanie powstało w latach 2017 - 2020. Opowiadanie możecie znaleźć na blogu https://otworzoczynayaoi.blogspot.com/