Rozdział 29

62 4 0
                                    

Harry jeszcze przez długi czas był nieprzytomny. Draco czuwał przy jego łóżku, z każdym dniem czując coraz większą rządzę mordu na sprawcach, którzy podawali mu wystarczające dowody. Na przykład, gdy szedł na jedną z lekcji zielarstwa, którą mieli razem z Gryfonami, ci rzucili do niego, czy Harry'emu się dobrze śpi. Albo gdy podczas kolacji spytali, czy w końcu zdechł. Malfoy czuł, że traci cierpliwość i za chwilę zaatakuje ich Kedavrą, ale skutecznie powstrzymywał go od tego jego ojciec chrzestny. Kończył właśnie kolację, by jak najszybciej wrócić do Skrzydła Szpitalnego, gdy podeszła do niego brązowowłosa dziewczyna, na którą ledwo zwrócił uwagę.

-Draco?

Zaczęła, najwyraźniej chcąc, by na nią spojrzał, a gdy to zrobił, zorientował się, że dziewczyna wygląda na zmartwioną i lekko zdziwioną albo zdezorientowaną.

-Gdzie jest Harry?

Zapytała po prostu, na co w blondynie aż coś się zagotowało i miał ochotę strzelić jej w twarz, ale się powstrzymał. Przełknął łyk soku z dyni i wstał.

-Zapytaj swoich koleżków.

-Co?

-Wysłali Harry'ego do Skrzydła Szpitalnego. Otruli go. Ale to miłe, że po tygodniu zauważyłaś że nie ma twojego drogiego przyjaciela.

Rzucił sucho i wyszedł, kierując się od razu na schody prowadzące do skrzydła szpitalnego.

-Ale jak to?!

Usłyszał za sobą krzyk dziewczyny, jednak nie odpowiedział jej tym samym, podążając dalej w swoim kierunku. Wszedł do Sali i dopadł do jedynego zajętego łóżka, od razu ujmując dłoń ukochanego w swoje własne i ściskając ją w palcach.

-Harry, błagam, obudź się...

Wyszeptał, chyląc głowę niczym do modlitwy, jak za każdym razem, gdy tu przychodził. Sam nie wiedział, po co to robi, skoro jego proszenie jak do tej pory nie przyniosło absolutnie żadnych efektów, ale czuł, że musi to robić.

-Hermiona w końcu zauważyła, że zniknąłeś. Wczesna jest. A tak się upierała, że jest twoją przyjaciółką...

Prychnął, jak zwykle zaczynając opowiadać mu minione wydarzenia.

-Z kolei Pansy zapytała, czy może tutaj przyjść. Znowu. Ale tym razem jej pozwoliłem. W sumie głupio, że nie pozwoliłem jej wcześniej, bo przecież wiem, że żaden Ślizgon by cię nie skrzywdził, ale jakoś nie potrafiłem... jakby po prostu bałem się, że się pomylę i ona jednak coś ci zrobi. Będę musiał ją za to przeprosić.

Mówił dalej, mając jakąś naiwną nadzieję, że jego ukochany go słyszy i może w końcu się obudzi. Spojrzał na jego oświetlaną światłem Księżyca spokojną twarz, nie widząc na niej nawet najdrobniejszej zmiany.

-Po prostu proszę, obudź się...

Szepnął znów i poczuł, jak łzy płyną mu po policzkach, a potem rozpłakał się jak dziecko.

Miłość i nienawiść dzieli cienka granicaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz