Rozdział 17

1.4K 38 3
                                    

Po krótkiej rozmowie, Kaspian zdecydował się, wysłać dwie łodzie. W jednej płynął on, ja, Ryczypisk i paru śmiałków z załogi. W drugiej płynęła Łucja, Edmund i ku mojemu niezadowoleniu Eustachy. I oczywiście dwa minotaury, które zgłosiły się na ochotników.

Dopłynięcie do brzegu nie zajęło nam więcej niż dwadzieścia minut. Zarówno ja, jak i Ryczypisk byliśmy bardzo zafascynowani i uradowani. W końcu coś się dzieje!

Gdy zaczęliśmy przywiązywać łódki, odezwała się nasza księżniczka. Skłamałabym, mówiąc, że tęskniłam za jego irytującym głosem.

- Nie lepiej zaczekać do jutra?- zapytał. Fakt, zaczęło się ściemniać, ale w porównaniu do niego, wszyscy tutaj, to dobrze wyszkoleni wojownicy. Noc nam nie straszna.

- Uznałbym to za dyshonor, gdybyśmy zwlekali z zejściem na ląd.- odparł Ryczypisk i wyciągnął swoją łapkę, aby pomóc wyjść chłopakowi. Przyznam szczerze, wyglądało to komicznie. A jeszcze zabawniejszy był moment, gdy Eustachy zignorował daną mu pomoc i chciał pokazać jaki to on jest odważny. Więc oczywiście wychodząc z łódki, potknął się o nią.

- Posłuchajcie.- wtrąciła Łucja. Przystanęłam i zaczęłam nasłuchiwać.- Pochowali się wszyscy gdzieś?- zapytała.

Na wyspie panowała całkowita cisza, jakby była opustoszała. W każdym razie musimy się rozejrzeć.

- Chodźmy to sprawdzić.- powiedziałam wzruszając ramionami. Ryczypisk wdrapał mi się na ramię.- Ale z ciebie leń.- zaśmiałam się pod nosem.

- Wybacz Strażniczko, ale jak mam tylu wielkoludów wokół siebie, to korzystam.- odparł, na co przewróciłam oczami. Kaspian mówi do mnie 'królowo', a mysz 'Strażniczko'. Co ich łączy? Doskonale wiedzą, że tego nie lubię, chociaż Strażniczkę jeszcze zniosę.

- Wy naprawdę jesteście spokrewnieni?- zapytał Kaspian, gdy zobaczył, że Eustachy leży na ziemi. Po chwili jednak ruszył jako pierwszy w dalszą drogę. Po cichu wyszliśmy z doków, każdy z nas miał broń w pogotowiu. Oczywiście o mnie to szkoda wspominać, uzbrojona byłam po zęby. Jak zwykle.

Nagle zabił dzwon. Automatycznie skierowałam wzrok do źródła dźwięku. Dzwonnica była najwyższą wierzą na całej wyspie.

- Zostawmy ją na koniec. To może być pułapka.- ostrzegłam, a Kaspian jedynie skinął głową. Doskonale wiem, że ceni sobie moje zdanie, zwłaszcza jeżeli o walkę chodzi. Aktualnie byliśmy na nieznanym terenie i otaczały nas same niewiadome.

- Ryczypisk, zostań tutaj z załogą i zabezpiecz nabrzeże. My pójdziemy dalej. Jeśli nie wrócimy przed świtem, zacznijcie nas szukać.- rozkazał. Pochyliłam się lekko nad murkiem, aby mysz mogła bezpiecznie zeskoczyć z mojego ramienia.

- Tak Wasza Wysokość.- odparł i pobiegł do reszty.

- Trzymaj się Szczurzynka!- krzyknęłam za nim, a po chwili usłyszałam śmiechy załogi.

Trzeba przyznać, wyspa wyglądała jak siedem nieszczęść. Pusto, kompletna cisza, okna zabite deskami.

- Może faktycznie nikogo tutaj nie ma?- zapytała Łucja.

- To nie Anglia, dzwon nie zabił sam z siebie. Ktoś tu jest.- mruknęłam, chociaż nie podobało mi się to wszystko. Było tu zbyt spokojnie, podejrzewałam, że to cisza przed burzą.

- Tu też nikogo nie ma! To co, wracamy chyba?- zapytał Eustachy, który chodził od domu do domu i zaglądał przez szpary między deskami. Oczywiste, że kłamał i chyba każdy o tym wiedział. W końcu stanęliśmy pod dzwonnicą.

- Zostań...- zaczął Edmund, jednak go wyprzedziłam.

- Ja się nim zajmę.- przerwałam mu i podeszłam do Eustachego.- Zostałeś wrzucony na głęboką wodę, wiem o tym. Jednak nie możesz być takim tchórzem! Zapamiętaj sobie dwie rzeczy, jeżeli zginiesz w Narnii, nie wrócisz magicznym cudem do Anglii, to tak nie działa. Dwa, my zawsze pakujemy się w największe bagno jakie tylko jest możliwe. Dlatego szybki kurs samoobrony.- Podałam mu jeden z moich ulubionych sztyletów.- Stań stabilniej, opanuj się, ręce nie mogą ci się cały czas trząść. Sztylet na wysokości ramienia, lub piersi. Ostre pchnięcie, najlepiej w brzuch, ale jeżeli nie czujesz się na tyle silny to w ramię, lub w udo. Zapamiętaj i korzystaj, bo nie dożyjesz jutra. Zostań tutaj i osłaniaj tyły.- rozkazałam.- Gdy wrócimy na statek, nauczę cię więcej.

- Zgoda.- mruknął i stanął pod wielkimi metalowymi drzwiami, które po chwili otworzył Kaspian.

Weszliśmy do środka, każdy z bronią na wierzchu. Niestety tym razem musiałam posłużyć się mieczem, ponieważ jeden z dwóch sztyletów oddałam naszemu nowemu koledze. 

Na pierwszy rzut oka, zwyczajna dzwonnica. Mnóstwo dzwonów, ciemno, pusto i dużo kurzu. Jednak po środku stał mały stolik, a na nim jakaś książka, lub zeszyt. Łucja dotarła do niego jako pierwsza. Edmund poświecił jej latarką i całą trójką przyglądali się jakimś nazwiskom.

- Ciekawe co to za ludzie.- mruknęła dziewczyna. Ja jako jedyna rozglądałam się dookoła, aż w końcu wyciągnęłam łuk i jedną strzałę. Napięłam cięciwę.

- I dlaczego ich wykreślono.- dodał Edmund.

- Chodziło chyba o jakieś opłaty.- wywnioskowała po chwili Łucja. Kątem oka zerknęłam na Kaspiana, który w ogóle się nie odzywał. Zrobiłam kółko z łukiem skierowanym do góry. Miałam podejrzenia i chciałam je sprawdzić. Strzeliłam w środek dzwonu i dosłownie po sekundzie wypadł stamtąd człowiek. Cała trójka odwróciła się w moją stronę.

- Łowcy niewolników!- krzyknęłam, gdy po pomieszczeniu zahuczały dzwony. Z ich środków, po linach, zaczęli zjeżdżać inni łowcy. Kaspian zaczął strzelać z kuszy, ja jak maszyna strzelałam z łuku, Edmund i Łucja walczyli na miecze. Szło nam całkiem dobrze, aż nagle usłyszeliśmy głośny wrzask. Wszystko ustało, spojrzenia skierowały się w stronę drzwi, gdzie stał Eustachy ze sztyletem przyciśniętym do gardła. A trzymał go prawdopodobnie wódz tej bandy łowców.

- Dobrze Eustachy!- krzyknęłam z uśmiechem, widząc, że ten łotr ma ranę na brzuchu. Co prawda nie była ona głęboka i zaledwie lekko krwawiła, ale coś będzie z tego chłopaka, skoro celował w brzuch.

Sama wycelowałam swój łuk z napiętą cięciwą w mężczyznę.

- Nie radzę Strażniczko. Wypuścisz strzałę, ja przetnę mu tętnicę.- warknął wódz.

- Chcesz się założyć? Już nie raz byłam w takiej sytuacji.- skłamałam.

- Anairo, odpuść.- mruknął Kaspian, więc posłuchałam. Jeszcze trochę i cała załoga ruszy nas szukać, nie warto ryzykować.

- Więc teraz, jeśli nie chcecie, aby ta baba znów zaczęła się wydzierać, rzućcie broń.- rozkazał facet, który trzymał Eustachego.

Wszyscy po kolei zaczęli odkładać swoje miecze i w przypadku Kaspiana, kuszę. Ja jako ostatnia położyłam na podłodze mój łuk wraz ze strzałami.

- Całą broń, Strażniczko.- dodał, patrząc na mnie z wyższością. Prychnęłam pod nosem i odłożyłam niechętnie miecz.

- Szczęśliwy?- zapytałam z wymuszonym uśmiechem. Chciałam się tylko upewnić, że nie wie nic o drugim sztylecie.

- Oczywiście.- odparł i wyszczerzył swoje zęby. Miał duże ubytki w uzębieniu.- Pozakuwać w kajdany.- rozkazał reszcie.- Dziewczyny dajcie na rynek, a chłopaków do lochu.

- Posłuchaj no bezczelny durniu! Ja jestem twoim królem!- krzyknął Kaspian.

- Nie obchodzi go to, ale jeszcze nie wie w co się pakuje.- odparłam i tym razem to ja uśmiechnęłam się drapieżnie.

- Wyszczekana i waleczna. Dużo na tobie zarobimy, ale już współczuję osobie, która cię kupi.- warknął przywódca. Siłą nas rozdzielili, ponieważ mimo skutych rąk i tak wszyscy się szarpali i krzyczeli, jednak nie mieliśmy już szans. Na tę chwilę.

Sprawdzone

Strażniczka Nocnego NiebaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz