Epilog

1.2K 51 10
                                    

Minęło piętnaście lat od ostatniego spotkania z Łucją, Edmundem i Eustachym. Dwadzieścia pięć lat od momentu rozstania z Piotrem i Zuzanną. Trzydzieści minut od wyjazdu Kaspiana i Seana na przejażdżkę konną.

Sean pomimo swojego młodego wieku był bardzo rozumnym chłopcem. Jest to dziecko, które w każdym możliwym momencie szuka przygód. Typowy marzyciel, chociaż muszę przyznać, że gdy potrzebna jest powaga, to potrafi ją zachować. Mogę też na niego liczyć zawsze gdy ktoś musi zająć się Sahanną. Sean doskonale potrafi zabawić swoją o trzy lata młodszą siostrę, a przy tym potrafi być odpowiedzialny, troskliwy i czuły.

Inna bajka była z Sahanną. Definitywnie to dziecko wdało się we mnie. Dziewczynka miała zaledwie pięć lat i już chciała nauczyć się przeróżnych sztuk walki. Do tego była małą pyskatą jędzą, którą kochałam całym sercem. W porównaniu do Seana, który był bardzo spokojnym dzieckiem, ona była jak tornado. Szalała cały dzień, czasami tak, że schodziłam na zawał martwiąc się o jej bezpieczeństwo.

Pomimo naszych dzieci, między mną i Kaspianem nic się nie zmieniło. Przy pomocy przyjaciół zbudowaliśmy nowy zamek, w którm co tydzień organizowaliśmy bale.

W Narnii także niewiele uległo zmianie. Po odejściu Łucji, Edmunda i Eustachego nie mieliśmy tu ani jednej wojny. Panował pokój i ład.

Nie to co w mojej głowie. Czułam się rozdarta pomiędzy dwoma światami bardziej niż zazwyczaj. Żyłam w Narnii, lecz umysł uciekał do Anglii. Marzyłam o tym, aby zobaczyć moje przyszywane rodzeństwo ten ostatni raz. Przedstawić im dzieci, które także bardzo chciały poznać wujostwo.

- Mamo!- usłyszałam krzyk Sahanny, która biegła do mnie potykając się o własne nogi.- Mamo!- powtórzyła zdyszana.- Skoro nie ma Seana i taty, to zróbmy coś razem!- zaproponowała z uśmiechem.

- O czym myślisz?- zapytałam, chociaż doskonale znałam odpowiedź.

- Ćwiczenia z łucznictwa w terenie!- krzyknęła podekscytowana.

Taki trening, to był nasz zwyczaj. Za każdym razem gdy Kaspian zabierał Seana na przejażdżkę i krótką walkę na miecze, ja zabierałam Sahannę i trenowałyśmy łucznictwo konne. Najlepsze było to, że te treningi to był nasz mały sekret pomiędzy mną, a córką.

- W takim razie, chodź się przebrać.- powiedziałam i razem z córką poszłyśmy do jej komnaty. Po drodze spotkałam Morgana, który został z nami, aby nam odrobinę pomóc, jako dobry wujek. Poprosiłam go o naszykowanie dwóch koni. Sahanna od najmłodszych lat uczyła się jazdy konnej, więc teraz już nie miała z tym problemu.

Zaledwie dwadzieścia minut później obie byłyśmy gotowe i wsiadałyśmy na nasze wierzchowce.

- Trasa ta co zwykle?- zapytała dziewczynka, na co skinęłam głową.- Kto ostatni, tego wujek Morgan zje!- krzyknęła i popędziła galopem.

Według Sahanny, Morgan ze swoją wiecznie posępną miną wyglądał jak płatny zabójca. Bała się przebywać z nim sam na sam, ale też bardzo go szanowała, ponieważ świetnie władał bronią. Czasami razem sobie ćwiczyli pod moim okiem.

Jazda konna, to coś co daje mi odprężenie i relaks. Wiatr we włosach, zgranie z koniem i do tego uroczy śmiech córki, która jechała przede mną. Za to kochałam bycie matką. Właśnie za takie chwile.

Co jakiś czas strzelałyśmy z łuków do naszych prowizorycznych tarcz, które ciągnęły się przez całą drogę do pięknej polany.

- Wstydź się! Spudłowałaś!- krzyknęłam ze śmiechem do Sahanny.

- Zawsze w tym samym miejscu.- jęknęła załamana.

Już prawie byłyśmy przed polaną, gdy usłyszałam szelest w krzakach. Zatrzymałam swojego konia i szybko z niego zeskoczyłam nasłuchując. Sahanna podjechała do mnie zdezorientowana.

- Co się dzieje mamo?- zapytała i już chciała zeskoczyć z siodła, jednak gestem dłoni nakazałam jej nie ruszać się.

Ciężkie kroki zbliżały się w naszą stronę. Co dziwniejsze, to był odgłos kilku przybyszy. Wyciągnęłam swoje dwa sztylety i rzuciłam się w stronę krzaków. Mój atak został odparty przez zwykłą gałąź, którą trzymał chłopak z blond włosami.

- Piotrek?- zapytałam z niedowierzaniem. Tuż za nim stała Łucja, Edmund i Zuzanna. Odrzuciłam swoje sztylety i ze łzami w oczach rzuciłam się w ramiona chłopaka.

- Delia.- wyszeptał wzruszony.

Sprawdzone

Może być odrobinę więcej błędów niż zwykle, ponieważ pisałam na telefonie. A niestety na telefonie często robię głupie literówki. Przeczytajcie proszę podziękowania.

Strażniczka Nocnego NiebaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz