Rozdział 18

1.3K 43 3
                                    

Chociaż martwiłam się Kaspianem musiałam skupić się na wyciągnięciu mnie, Łucji i Eustachego z naszego fatalnego położenia. Nie wiem co było z resztą, ale nasza trójka już za parę sekund miała zostać sprzedana na targu. Teoretycznie mogliśmy jeszcze liczyć na resztę załogi, zakładając, że nikt nie pomyślał o sprawdzeniu nabrzeża i nikt ich nie złapał.

- Jakoś nas uratuję.- mruknęłam i zaczęłam się rozglądać po małym pomieszczeniu w którym nas przetrzymywali. Był to mały drewniany domek. W środku nie było żadnego światła, a okna zabite deskami skutecznie torowały drogę promieniom słońca. Było tylko jedno wyjście, przez które weszliśmy i przez które nas wyprowadzą.

- Jesteś zadziwiająco spokojna.- mruknął Eustachy, który dosłownie trząsł się ze strachu. Nie zdążyłam jednak odpowiedzieć. Na dworze nagle zrobiła się straszna wrzawa, jakiś wóz przejechał obok budynku, w którym nas umieścili.

- Mamo!- usłyszałam przeraźliwy krzyk dziewczynki. Pomimo związanych nóg i rąk doskoczyłam do okna i wyjrzałam przez lukę pomiędzy deskami co się dzieje.

Mała dziewczynka ubrana w fioletową suknię stała dosłownie pod oknem. Twarz miała całą w łzach a wzrok wbity w powóz, którym jechały jakieś kobiety. Zapewne tam była jej matka. Chwilę później kobiety zostały przeniesione do łodzi, która została wypuszczona na głęboką wodę. Pojawiła się zielona mgła i łódź zniknęła, a wraz z nią kobiety.

Ktoś wszedł do pomieszczenia. Gwałtownie przeniosłam wzrok na tę osobę.

- Co zrobiliście!?- wrzasnęłam gdy mężczyzna zaczął do mnie podchodzić.- To dziecko zostało bez rodzica!

- Nikt nie chciał kupić jej matki na targu. Nie trzymamy towaru, który się nie sprzedaje. Ty nie masz o co się martwić.- powiedział i uśmiechnął się obleśnie. Chwycił mnie mocno za ramię i wyprowadził z budynku.

Na dworze było pełno mężczyzn. Stali dookoła w grupie czekając na pierwszy towar, czyli mnie. Kątem oka zauważyłam tą dziewczynkę. Schowała się za murkiem, aby nikt nie mógł jej dostrzec. Nie tylko ona postąpiła w ten sposób. Wiele dzieci przyglądało się jak wchodzę na drewniany podest.

- Niezła zdobycz!- krzyknął ktoś z tłumu.

- O tak.- potwierdził mój oprawca.- Ciężko było ją złapać. Walczyła do końca. Ma cięty język i się nie poddaje. Waleczna sztuka. Ciężko będzie ją ujarzmić. Zaczynamy licytację od pięćdziesięciu!- krzyknął. Rozległy się krzyki.

- Siedemdziesiąt!

- Sto!

- Sto dwadzieścia!

I co chwilę cena była przebijana. Nawet nie zwróciłam uwagi gdy w końcu się zatrzymała. Wpatrywałam się w jednego mężczyznę, który cały czas intensywnie wpatrywał się we mnie. Nie odezwał się ani razu, ale wyglądał dosyć tajemniczo i coś mnie do niego w pewnym sensie ciągnęło.

- Czterysta! Kto da więcej!?- zapytał handlarz.

- Pięćset!- krzyknął tajemniczy mężczyzna. Zapadła głucha cisza, nikt już nie mógł przebić tej ceny. Nie było ich stać. Tabliczka z napisem 'sprzedana' została zawieszona mi na szyi, jednak gwałtowny ruchem głowy ją zrzuciłam. Kupiec zapłacił i chwycił mnie za ramię odciągając na bok. W ciszy obserwował jak z budynku wyciągają Łucję. Ja zaś zastanawiałam się co robić dalej. Sztylet ukryty w gorsecie bardzo kusił, ale nie mogłam go użyć nie posiadając planu.

- Wstrzymaj się.- mruknął mężczyzna, jakby czytał mi w myślach. Spojrzałam na niego i zaczęłam określać jego postawę i wygląd.

Był wyższy ode mnie o głowę, stał jakby szykując się do walki, ale obstawiam, że był to jedynie środek zabezpieczenia na wypadek gdyby coś się stało. Też wyrobiłam sobie ten nawyk. Zawsze byłam gotowa na każdą możliwość. On też, dlatego atak z zaskoczenia nie wchodził w grę. Twarzy nie widziałam, ponieważ zasłaniał ją kapturem i uparcie nie chciał na mnie spojrzeć.

- Kim jesteś?- zapytałam marszcząc brwi. Jakoś nie mogłam uwierzyć, że kupił mnie do celów tak obrzydliwych o jakich reszta tej bandy myślała.

- Nie powinno cię to teraz interesować, Anairo.- warknął.- Jako Delia nie mogłem cię rozpoznać, ale gdy zaczęłaś używać narnijskiego imienia szybko dowiedziałem się kim jesteś.

- Sprzedana za sto sześćdziesiąt!- rozległ się krzyk handlarza. Spojrzałam przelotnie na Łucję, którą zabrał jakiś otyły facet z brakami w uzębieniu. Skrzywiłam się lekko.

- Jakoś się nie dziwię, że zostałaś Strażniczką. Roman dobrze cię wyszkolił.- dodał mężczyzna, który w końcu na mnie spojrzał. Z twarzy nikogo mi nie przypominał, jednak zaciekawił mnie jeden fakt.

- Skąd znasz mojego ojca?- zapytałam.

- Co się z nim stało?- zignorował moje pytanie. Zaczęłam się zastanawiać jak wielu rzeczy mogę się od niego dowiedzieć. A właściwie czy będzie skory mi je wyjaśnić, bo aktualnie raczej to on wolał zadawać pytania.

- Nikt go nie chce kupić?- ponownie usłyszałam głos jednego z łowców. Tym razem na drewnianym podeście stał Eustachy, a wśród kupców pojawił się ktoś jeszcze.

- Ja z chęcią!- rozległ się krzyk Ryczypiska. Peleryna przybysza została zrzucona i rozległa się walka. Wykorzystałam moment zamieszania i w ekspresowym tempie za pomocą mojego ukrytego sztyletu rozcięłam więzy na nogach i rękach.

Mężczyzna, który mnie kupił stał na przeciw z uśmiechem i mieczem skierowanym we mnie. Zrobił pierwszy ruch. Odskoczyłam w bok ze zdziwieniem. Nie wydawał się agresywny gdy z nim rozmawiałam. Nie wydaje mi się aby chciał mnie zabić, jedynie zająć mój czas abym nie pomogła przyjaciołom.

Kolejny cios skierowany w mój brzuch. Odbiłam miecz sztyletem. Trochę nierówna walka. Zazwyczaj nie przeszkadzało mi to, ale miałam przy sobie cały zestaw broni i walczyłam dwoma sztyletami, a nie jednym.

- No dalej Strażniczko. Pokaż na co cię stać.- warknął nieznajomy i ponownie zadał cios, tym razem w głowę, więc się uchyliłam i spróbowałam uderzyć go w nogi, aby stracił równowagę. Uskoczył. Zaczął zadawać ciosy dwa razy szybciej, mocniej i gwałtowniej. Z każdym jego ciosem cofałam się o krok do tyłu. Nie mogłam przejąć prowadzenia w naszej walce. Za każdym razem gdy próbowałam mężczyzna jakby wyprzedzał mnie o krok do przodu. Jakby znał wszystkie moje ruchy. Uderzyłam plecami o ścianę jakiegoś budynku.

- Ona przegrywa?- usłyszałam szept chyba Edmunda. Sama nie wiedziałam co dokładnie się działo. Nigdy w życiu nie byłam w takim położeniu. Zauważyłam Kaspiana za plecami nieznajomego.

- Nie!- krzyknęłam. Nie chciałam aby się mieszał, nie mogłam pozwolić na mój pierwszy przegrany pojedynek, lub co gorsza wygrany, ale niehonorowo. Harmider dookoła ucichł, wszyscy przypatrywali się mnie, lub przytrzymywali łowców niewolników.

Podparłam się jedną ręką o ścianę i z całej siły kopnęłam nieznajomego w brzuch, cofnął się dosłownie o krok, ale nie pozwolił wykorzystać mi tej przewagi. Był zadziwiająco szybki. Uderzył mnie rękojeścią w ramię tak mocno, że osunęłam się na kolana. Czułam się przegrana.

Uderzyłam go łokciem w kolano, przez co lekko je ugiął, a ja w zawrotnym tempie wstałam i przycisnęłam końcówkę sztyletu do jego brzucha, a on miecz do mojej szyi. Mężczyzna jako pierwszy zabrał swój miecz.

- Nie poddajesz się.- mruknął z lekkim uśmiechem.

- Kim ty do diabła jesteś?- warknęłam. Nie mogłam uwierzyć, że po raz pierwszy w życiu byłam tak blisko przegranej. Pierwszy raz w życiu nie wygrałam, a zremisowałam.

- Jestem Morgan Mills, stary przyjaciel twojego ojca.

Sprawdzone

Dzisiaj rozdział trochę szybciej. Przyznam szczerze, że to chyba jeden z niewielu rozdziałów z których jestem tutaj dumna. Powoli zaczynamy poznawać przeszłość Anairy i jej rodziny

Strażniczka Nocnego NiebaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz