Rozdział 9

1.9K 48 1
                                    

Mimo nalegań Kaspiana ruszyłam w wir walki z raną po strzale. Chłopak walczył wraz ze mną. Ramię w ramię, raniliśmy tych którzy nawinęli nam się na ostrza mieczy. Walka z Kaspianem na swój sposób była odprężająca. Nie musiała się martwić czy ktoś zaatakuje mnie od tyłu, ponieważ telmarski książę krył moje plecy, a ja jego. Było to znacznie wygodniejsze niż mój zwyczajowy sposób walki solo. 

Nie wiedziałam co dzieje się z moim rodzeństwem, do momentu gdy usłyszałam krzyk Piotra. Jego głos poniósł się przez pole bitwy.

- Odwrót!- słysząc ten rozkaz moja głowa automatycznie skierowała się w stronę wyjścia. Brama zamykała się, a tuż pod nią stał jeden z Minotaurów, który podtrzymywał metalową konstrukcję aby jak najwięcej naszych mogło uciec.  

Szturchnęłam lekko Kaspiana i razem pobiegliśmy w tamtą stronę. Minotaur nie wytrzymał ciężaru lądując na kolanach. Nie mogłam go tak zostawić. Stanęłam obok niego przyjmując chociaż trochę ciężaru na siebie. Koło nas przebiegało mnóstwo innych istot. Wszystko działo się jakby w przyśpieszonym tempie. 

- Delia!- usłyszałam krzyk za swoimi plecami. A po chwili zostałam pociągnięta do tyłu. Minotaur został zaatakowany przez łuczników, obrywając chyba pięcioma strzałami. Chciałam do niego podbiec, pomóc jakoś, ale Kaspian trzymał mnie w żelaznym uścisku ciągnąc do tyłu.

- Zostaw mnie! Nie zostawię tam moich ludzi!- krzyczałam gdy brama z hukiem uderzyła o ziemię. Łzy leciały po moich policzkach. Czułam się fatalnie, nie mogłam przeboleć, że te wszystkie stworzenia. Stworzenia, które liczyły na pomoc dawnych władców, zginą, lub nawet już zginęły, ponieważ jeden z tych władców był tak zaślepiony swoją potęgą, że woda sodowa uderzyła mu do głowy. A ja mimo, że miałam na niego wpływ nic z tym nie zrobiłam.

Oddaliliśmy się od twierdzy. Krzyki poległych było słychać nawet przy grobowcu, tak mi się wydaje. Mi dźwięczały w uszach przez długi czas. 

Kaspian trzymał mnie blisko siebie. Wszyscy, którzy wracali czuli się tak samo fatalni. Będąc na miejscu większość wchodził ze spuszczonymi głowami do środka. Ja jednak chciałam zostać na dworze. Młody Telmar zauważył moją niechęć.

- O co chodzi?- zapytał. Ja tylko pokręciłam smutno głową i poszłam w stronę najbliższych drzew. Położyłam się na zimnej trawie i patrzyłam w gwiazdy na ciemnym niebie. Było ich znacznie mniej. Czułam ból w prawym ramieniu o którym zapomniałam. Ale  w tej chwili ponownie, nie miał on dla mnie żadnego znaczenia. 

Kaspian usiadł koło mnie i położył sobie moją głowę na kolana. Czułam się jak kukiełka, pusta w środku, bezwładna, bez uczuć. 

- Widzisz?- zapytałam, dłonią wskazując na nocne niebo.- Nie bez powodu jestem Strażniczką Nocnego Nieba. Każda z tych małych gwiazdek to jeden Narnijczyk. Dzisiejszej nocy poległo ich zbyt wielu, więc gwiazdy zgasły. To przykre.- powiedziałam. Chłopak uważnie mi się przyglądał.

- Spójrz jeszcze raz.- powiedział nagle.- Te gwiazdy zgasły aby zrobić miejsce nowym. Taka jest kolej rzeczy. Nie dałaś rady ochronić tamtych, więc spróbuj uratować nowe gwiazdki, które bez twojej pomocy będą musiały żyć w Narnii w czasach wojny.- powiedział.- Niech chociaż oni będą mogli żyć normalnie.- powiedział z bólem w głosie. 

Usiadłam i przytuliłam się do niego. Kaspian oddał uścisk zatapiając swój nos w moje włosy. Było mi o wiele lepiej, czułam ogromne wsparcie z jego strony. Tego mi brakowało. Od przybycia do Narnii czułam się bardzo samotna. Nie spędzałam dużo czasu z moim przyszywanym rodzeństwem. Dużo kłóciłam się z Piotrem i przejmowałam aż za bardzo wszystkim co działo się naokoło.

Nagle syknęłam z bólu. Zdrowy rozsądek powrócił i rana po postrzale dała o sobie znać. Kaspian gwałtownie odsunął się ode mnie i spojrzał wystraszony.

- Głupia! Dlaczego nie dałaś się uleczyć Łucji?!- krzyknął, lecz po chwili się opanował i wziął mnie na ręce niosąc do grobowca.

- Tylko nie do Łucji.- jęknęłam. Ból zaczął promieniować po całym moim ciele.- Nie przyjmę jej magicznej miksturki.- dodałam po chwili. Chłopak ewidentnie myślał, że żartuję. Mimo straszliwego bólu zachowałam mój zdrowy rozsądek i nie przyjęłam wywaru dziewczyny, chociaż próbowali mi go wcisnąć na siłę. 

- Cholera, Delia.- powiedział Piotr.- To tylko kropla, otwórz usta.- mówił przystawiając mi napój do ust.

- Nie przekonacie jej. Potrzebuje normalnej opieki.- powiedział nagle Zuchon. Niechętnie reszta musiała przystać na jego słowa. I dosłownie minutę później Zuzanna bandażowała mi ramię.

- Ty wariatko, wiesz jak długo będzie się to na tobie goić?- zapytała. 

- O to chodziło Zuza. Nie chcę magii przy moim leczeniu chcę trochę pocierpieć. Poczuć chociaż trochę bólu jaki musieli czuć ci wszyscy Narnijczycy ginąc tam.- powiedziałam siadając na łóżku. Byłyśmy w mojej komnacie.

- Gadasz bzdury.- powiedziała dziewczyna.- Z bólu pomieszało ci się w głowie.- dodała. Ona sama nie wiedziała co o tym wszystkim myśleć, widziałam to w jej oczach. 

Nagle do pokoju wszedł Kaspian.

- Możesz nas zostawić?- zapytał Zuzannę. Ta skinęła lekko głową i wyszła. Chłopak usiadł obok mnie.- Zachowujesz się lekkomyślnie, nierozważnie, nie dbasz o własne bezpieczeństwo.- zaczął wyliczać.

- Możesz mnie nie dobijać?- zapytałam.

- Daj mi skończyć... To co zrobiłaś dzisiaj było bardzo głupie i mogło się skończyć znacznie gorzej... Ale musisz wiedzieć, że bardzo cenię sobie twoje zdanie i chciałbym abyś zawsze mi mówiła co myślisz i co zamierzasz. Bardzo mi na tym zależy.- powiedział. Zrobiło mi się bardzo ciepło na sercu, że on dostrzegł to, czego nie potrafił dostrzec Piotr.- Obiecaj mi to.

- Obiecuję.- powiedziałam z lekkim uśmiechem.

Wtedy jeszcze nie wiedziałam, że to ta obietnica zdecyduje o jednej bardzo ważnej zmianie w moim życiu. A dokładniej będzie jedną z wielu rzeczy, które podejmą za mnie tę decyzję.

Sprawdzone

Strażniczka Nocnego NiebaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz