Rozdział 12 część 2 "Ojciec"

8 0 0
                                    


-Za co? - Nic przecież nie zrobiłam. Spojrzałam się, na milczącego, Natana. W jego zielonych oczach widziałam ogień ekscytacji. Jeszcze mu się tak dokładnie nie przyglądałam. Silnie zbudowane ramiona, mocny tors. Zbudowany podobnie do Liama. Ubrany w bluzkę z krótkim rękawem i jeansy. Niby nie elegancko, a jednak szałowo.
-Spójrz na szklankę. - Była zamarznięta. Miałam moc zamrażania. Czyli super siła, chyba uderzenia dźwięku, kontrolowanie umysłu oraz lód. Jak można tak to nazwać.
-Jak ja to zrobiłam?
-Wiedziałem, że jesteś potężna, rzadko się zdarzają takie moce jak twoje. Czytanie w myślach, teraz to. Naprawdę fascynujące. - Postanowiłam wycisnąć więcej informacji. 
-Możesz mi to zdjąć?
-Gdzie jakieś proszę? Obiecaj, że nie będziesz nic kombinować.-Kiwnęłam głową.
-I tak w razie czego paralizator jest przygotowany. - Czyli nici z czytania w myślach. Pewnie i tak umie wyczuć, kiedy to robię. Natan machną ręką, obroża się otworzyła się. Błogie uczucie ulgi spotkało moje ciało.
-Ulga. - Żebra nie bolały, nawet się goiły.
-Cieszę się, że jest Ci lepiej. - Wyszczerzył rząd białych zębów. Lekko się krzywiąc przez podbite oko.
-Jeśli myślisz, że przez to cię polubię, to się grubo mylisz. -Odprysnęłam.
-Skarbie, nie szukam uznania. Tylko bierz pod uwagę. W każdej chwili, obroża znowu może się pojawić a paralizator włączyć. Żyjmy w pokoju. Ja tu ustalam reguły. Ty tylko musisz się podporządkować. - Dopiero teraz zauważyłam. Jego jedno oko zmieniało kolor. Teraz było krwistoczerwone. - Tylko jedno oko. Szkoda. Tobie pasują oba. Poniekąd to urocze. - Znowu się uśmiechną. - Coś mało gadasz. - Przewróciłam oczami. Denerwowało mnie to. Czasami był pogodny, nagle wkurzał się o byle co, a za chwile znowu żartuje i uśmiecha się. - Yhm dobra pytaj. Tylko pamiętaj ,,coś" za ,,coś", Jedno pytanie.
-Po co ja tu jestem? - Dokładnie jedno pytanie.
-Nie będę obwijać w bawełnę. Mam pewne zadania dla ciebie. -Wiedziałam. Nikt zapewnię w tym budynku, nie ma mocy takich jak ja. A ja ją opanowałam, prawie do perfekcji.
-Słucham.
-Mamy pewnego więźnia, który za nic nie chce powiedzieć, gdzie się coś znajduje.
-Gdy to zrobię będę mogła zdać jeszcze jedno pytanie? - Widzę, że oczekiwał takiej odpowiedzi.
-Tak. - Świetnie miałam dużo pytań. Sądzę, że nie wyjdę stąd szybko. Idealne źródło informacji, które od tak dawna potrzebowałam.
-Jedz, zimne będzie. -Moja zamrożona szklanka stała jak wcześniej. Desperacko próbowałam wymyśleć, jak to zrobiłam.
-Nie dziękuję, Jeśli mogę prosić o jeszcze jedną szklankę wody. - Chłopak pstryknął palcami, a jakaś dziewczyna przyniosła nową szklankę. Ta sama Pani co wcześniej nalała wody. Sięgnęłam po szklankę. Lecz się zawahałam. Natan szybko zapiął mi obrożę. Nawet nie zdążyłam zareagować.
-Nie.-Byłam przerażona. Nie chciałam mieć tego na szyi w tej chwili. Mógł zrobić ze mną co chciał. W ten sposób zabierał mi resztę wolności. Nie wspominając jaka ona nie wygodna była.
-Przepraszam takie rozkazy. Uśpić ją. - Co dopiero wstałam, a oni znowu chcą mnie usypiać. Co on chciał mi zrobić? Dwóch żołnierzy podniosło mnie pod pachy. Miałam cichą nadzieję, że spotka ich taki sam los jak szklanki, ale nic się nie stało.-Obroża, 75%. - Ból był nieznośny. Znowu upadłam do tyłu. Dobrze, że byli Ci żołnierze inaczej uderzyłabym głową o kafelki.
-Dzień dobry Panie doktorze. - Słyszałam ledwo głos Natan.
-Witam młodzieńcze. Wspaniały czas na badania. - Odpowiedział mu inny głos. Czy jakbym użyła mocy to naszyjnik zadziałałby na 100%? Raz kozi śmierć. Żołnierz, który podtrzymywał mi głowę za szyje. Sięgnęłam do jego umysłu. Naszyjnik tylko lekko raził. Aż tak bardzo mnie nie doceniają. Tego mi brakowało. Jego umysł był czysty. Prawie żadnych wspomnień oprócz wojska. Od małego tu był, dorastał tu. Nie myśląc długo kazałam mu sięgnąć po broń, którą miał przy pasku. Najpierw miał strzelić do strażników obok, potem do Natana, na koniec do doktorka. Jemu na koniec kazałam spać. Posłusznie wyciągnął broń i strzelił do kolegi obok. Natan stał osłupiały. Ja tylko patrzyłam z pogardą we wzroku. Żołnierz wypuścił mnie z rąk strzelając do Natana, nie trafiając. Upadłam na kolana ciężko łapiąc oddech.
-Ty... Paralizator już! - Żołnierz przed upadkiem, zdołał wystrzelić kolejny pocisk, który zamiast doktorka drasną Natana w ramie.

-Cholera. - Powiedzieliśmy prawie jednocześnie. Ciężko się oddychało.
-Ty mała... Tak się bawimy. Dobra - Dodał coraz bardziej wkurzony. - Włączyć paralizator na...
-Wystarczy Anders! Musi być żywa. - Dodał kolejny głos.
-Przepraszam ojcze. - Czyli nieznajomy to ojczulek Natana. Robiło się coraz ciekawiej.
-Mówiłem, masz ją oszczędzać, Potrzebna jest w jak najlepszym stanie fizycznym i doskonałym psychicznie. - Cholera, powoli ZNOWU zaczynałam mdleć. Jego ojciec jak i syn idealnie mnie informowali. Dość ogólnie, ale w takiej sytuacji nawet okruszki wystarczają. Głowa mi pękała, a paralizator nie przestawał wyć. Ostatnią rzeczą jaką widziałam było uderzenie ojca w syna. Liść, który dostał Natan w policzek rozbrzmiał w całej sali. Niestety nie było mnie stać na oglądanie tych pieszczot tej dziwnej rodziny.

The Sparks Of LifeWhere stories live. Discover now