Rozdział 19"Nuda"

4 0 0
                                    




Gdy rano się obudziłam, jasne światło raziło moje gałki oczne. Z przyzwyczajenia podrapałam się po szyi, ku mojemu zaskoczeniu nie było obroży. Zamiast niej na nadgarstkach miałam dwie różowe bransoletki.
-Dzień dobry. - Rozniósł się po pokoju głos Natana, przypominając w jakiej sytuacji jestem. - Chyba się wyspałaś? - Zignorowałam pytanie.  Powoli wstałam prostując zastałe kości i poszłam pod prysznic razem z poprzednio wziętymi ubraniami. Pomachałam do kamery, znikając za drzwiami. Pod prysznicem zauważyłam nowy szampon. Pachniał truskawkami, podobnego używałam w sierocińcu. Pachniał prawie identycznie. Po skończonym prysznicu wzięłam pierwszą lepszą książkę. Usadowiłam się na fotelu, na którym wcześniej siedział brunet. Miał rację do najwygodniejszych nie należał. Światło, które wkradało się przez małe okienka w pokoju idealnie padało na moje oczy. Zaczynałam się powoli nudzić. Pochodziłam po pokoju. Odłożyłam wcześniej wziętą książkę. Przetarłam dłonią starą szafkę z książkami. Niewielka ilość kurzu opadła mi na spodnie. W szafce z ubraniami poszperałam chwile. Oprócz zwykłej bielizny znalazły się też te koronkowe. Jedna z tych seksownych, koronkowa, cała prześwitująca. Dupek. Zaśmiałam się do siebie i wróciłam na fotel Natana.
-Nudzi mi się! - Krzyknęłam. - Głodna jestem! - Krzyknęłam jeszcze głośniej. -Śniadanie jest za godzinne. - Z głośników wydobył się spokojny głos Oliwiera.
Od rana chodziłam w skowronkach. W końcu stąd wychodzę. Zobaczę Ikę i Liama. Zaczęłam przesuwać biurko (które stało w rogu pokoju) pod okno. Krajobraz za oknem wydawał się taki ciekawy. Mógł być. Gdyby nie bralzoletki, które puściły leciutki puls.
-Obiekt #00. Proszę odsunąć się od okna! - Tym razem w jego głosie można było usłyszeć odrobine jadu. Moje ręce poszybowały w górę i tak szybko jak poszły w górę tak samo opadły na uda z głośnym klaśnięciem. Siedzenie i gapienie się w sufit zaczęło być strasznie ciekawe. Sufit był idealnie pomalowany. Nie zostało mi nic innego niż gapienie się w ten głupi kawałek białego tynku. Cierpliwie czekałam i czekałam. Dłużyło się niemiłosiernie. Gdy już z powrotem miałam zacząć małe przemeblowanie. Zjawił się Oliwier.
-Och, jak dobrze a już miałam remont robić. - Znowu moje ręce poszybowały w górę, ale tym razem skończyły na głowie. Ucieszyłam się , nie odwzajemnił mojego entuzjazmu Oliwier. Chociaż wydawało mi się, że jeden kącik jego ust drgną do góry. Chłopak wyją mały pilocik. Wcisną mały guziczek, a moje ręce złączyły się bransoletkami. - No weź. - Przekręciłam oczami. Nie ważne jak próbowałam metal niczym najsilniejszy magnes nie chciał się rozdzielić. - Serio aż tak się mnie boicie? - Zaśmiałam się z irytacją. - Pizdy. - Powiedziałam pod nosem. - Co na śniadanie? - Chłopak zdezorientowany pytaniem, po prostu zignorował je.
Zaprowadził mnie na stołówkę, gdzie już siedziała chorda żołnierzy. W powietrzu było czuć zapach kiełbasek i jajek. Tak samo jak wczoraj. Chłopaki gaworzyli, śmieli się zajadając jajecznice z boczkiem. Klasycznie usiedliśmy na naszych dotychczasowych miejscach. Natana nigdzie nie widziałam.

-Szef zaraz przyjdzie, musiał coś załatwić. - Dodał Oliwier, zauważając moje poszukiwania. Karolina przyniosła mi jedzenie. Tosty z Nutelą. Podziękowałam, a dziewczynka odeszła.
-Nie wiesz, jak wspaniale się je bez obroży na szyi. Już nie czuje jakby ktoś mi stał na klatce i ściskał gardło z całej siły. - Naprawdę się cieszyłam z braku obroży. Branie oddechu tak łatwo było wspaniałe łatwe i przyjemne. - Wolałabym fioletowe. Że dziewczyna to od razu różowy. - Spławiał moje zaczepki. Sięgnęłam po winogrona, które leżały na środku stołu.
-Witam Panowie! - Odezwał się już dobrze mi znany, ciepły głos. - Witam Skarbie! - Tym razem ten głos zwrócił się do mnie.
-A już zdążyłam się przyzwyczaić do twojej nieobecności. Ah dzień dobry. - Zmusiłam się do uśmiechu, który musiał wyglądać bardziej jak grymas niż uśmiech. Sam Natan odwzajemnił go rzędem białych ząbków. W również sztucznym uśmiechu.
-Wiedziałem, że za długo miła nie będziesz. - Usadowił swój tyłek obok mnie.
-Oliwier długo jesteś w wojsku? - Spytałam się chłopaka.
-Około poł roku. - Odpowiedział, na co brunet spiorunował go wzrokiem. Gdy by wzrok umiał zabijać chłopak by już nie żył. Oznaczało to koniec rozmów z Oliwierem. Głośno wzdychnełam.
-A ty Natan, ile jesteś w wojsku? - Spytałam chłopaka uśmiechając się sztucznie. Od razu się rozpromienił jak niejedno dziecko na widok lodów.
-Około czterech lat będzie. - Odpowiedział po chwili namysłu.
-Czyli jak miałeś 15 lat? -Patrzyłam na niego z niedowierzaniem. -Coraz bardziej uważam, że twój ojciec to psychopata. - Natan się zaśmiał na moje słowa. Pierwszy raz słyszałam jak się szczerze zaśmiał. Był to wspaniały i wyjątkowy dźwięk. Jednak przez jego śmiech słyszałam smak goryczy.
Andares naprawdę był psychopatą. Bije własne dziecko, gdy coś idzie nie po jego myśli. Z innych powodów, głównych. Chce wywołać wojnę. Poza tym bierze przyjemność z cierpienia innych i z chęcią zadaję ból.
-Ostatnio jak użyłam mocy to jęczałeś na każdym kroku. - Zripostowałam. Sam jednak zrobiła grymas na myśl o ojcu. - Co dziś mam do roboty?
-Dziś ponudzisz się w pokoju. - Spojrzałam się błagalnym spojrzeniem. - Zawsze możesz zajrzeć do doktorka.
-Podziękuje. - Zaśmiałam się pretensjonalnie.
-Szykujemy się do akcji na jutro. Więc proszę bądź grzeczna. - Zaszczycił mnie jednym ze swoich szarmanckich uśmiechów. - Do jutra się nie zobaczymy, ale zostawiam Ci Oliwiera. - Pokazał na chłopaka, który kończył już śniadanie. - Niestety, wpadłem tylko się przywitać. Muszę lecieć skarbie. Dopiąć wszystko na ostatni guzik. Do jutra! - Wstał i wyszedł machając.
Po śniadaniu wróciłam do pokoju. Czytałam książkę, jednak nic z niej nie zapamiętałam. Obiad jak i kolacje dostałam do pokoju. Gdy sen już zamykał moje powieki poszłam się przebrać. Przydałoby się dobrze wyspać. W końcu jutro wielki dzien.

The Sparks Of LifeWhere stories live. Discover now