Levi szedł chodnikiem, swoim normalnym tempem, ze świadomością, że ta osoba dalej za nim podąża. Skręcił w uliczkę, schował się za najbliższym kontenerem na śmieci, a po chwili usłyszał kroki. Zbliżały się, lecz bardzo niepewnie.
W końcu zauważył sylwetkę, od razu pochwycił tą osobę, zasłaniając jej usta, od tyłu. Wciągnął ją w ciemniejszą część uliczki i dopiero wtedy spojrzał na tą osobę.
Nie był to nikt inny, a Mikasa. Levi myślał, że go krew jasna zaleje. Czy ta dziewucha, naprawdę go śledziła, gdy ten musiał upewnić się, że z Eren'em wszystko ok?
- Co tu robisz? - uniósł brew, patrzył jej prosto w oczy.
Mikasa była wyższa od Levi'a, o może 10 cm. Nigdy się nie lubili, zawsze się sprzeczali, więc ich rodzice rzadko się widywali. Z tego co pamiętał, to wyjechali do Niemiec. Co ona tu robi?
- Ja powinnam zadać ci to pytanie - skrzyżowała ręce na piersi. - Czemu szedłeś do Eren'a?
- Jest moim pacjentem, chciałem się upewnić, że wszystko ok i, czy jeszcze żyje - warknął i odsunął się od niej o krok.
- Czyli jednak jesteś psychologiem? Zadziwiające, z twoim brakiem empatii i współczucia to aż zadziwiające.
- Mam więcej klientów, niż ty miałaś frytek w buzi, młoda - parsknął.
Ich oczy się zaświeciły. Ackermann'owie nie wiedzieli, czemu się nie lubią. Tak po prostu było, od zawsze.
- Po cholerę mnie śledzisz? Życie ci nie miłe?
- Myślisz, że się ciebie boje kurduplu?
- Z tego co pamiętam, to ja uczyłem cię samoobrony, więc tak. Masz się czego bać - uniósł brew.
Irytowała go tak dziewczyna. Co ona w ogóle robi w Paryżu? Wróciła tak z zaskoczenia, nawet go nie informując? Krewni, rodzice Mikasy, mogli go chociaż poinformować.
- Co robisz w Paryżu? Przecież wyprowadziliście się do Niemiec.
- Rodzice prosili mnie bym wpadła. Odwiedziła cię i sprawdziła, jak sobie radzisz - oboje przewrócili oczami.
Mimo iż się nie lubili, z jedną rzeczą się zgadzali. Próby, ich rodziców, by zgodzić ze sobą dwóch młodych Ackermann'ów, były po prostu irytujące i pozbawione sensu.
- Jak widzisz, radzę sobie świetnie, więc zrobię dziś dzień dobroci dla zwierząt i zapłacę ci za bilet do Berlina, w jedną stronę. Znaj mą łaskę - czarnowłosy miał nadzieję, że krewna zgodzi się na ten układ, bez komplikacji, i Levi w końcu się od niej uwolni.
- Nie ma mowy krasnalu. Eren to mój przyjaciel i nie zostawię go, pod opieką, takiemu świrowi, jak ty - warknęła.
- Przyjaciel? A skąd ty go niby znasz? I od kiedy kręcą cię faceci z problemami z psychiką - zaśmiał się.
Jednak, pod tym pogardliwym śmiechem, ukrywał złość i podejrzliwość. Znali się? A jeśli tak, to czy Eren'a nie ciekawiło, czy Mikasa to rodzina Levi'a? Przecież mają identyczne nazwiska, z wyglądu też ich coś łączy. Może nie poznał ani jej nazwiska, ani wyglądu.
To by miało sens, inaczej Ackermann jakoś by się dowiedział, a Mikasa, bardzo dobitnie, dawała mu do zrozumienia, że nie mogła na to pozwolić.
- Eren jest kimś więcej, niż osobą z problemami z psychiką. Nie muszę ci się z niczego tłumaczyć. To tylko twój pacjent. Poleczysz go jeszcze kilka miesięcy i rozstaniecie się na stałe - poprawiła włosy.
Właśnie wtedy to do mężczyzny dotarło. Jego krewna ma rację. Takie terapie psychologiczne nie trwają długo, jeśli pacjent zagraża swojemu życiu w poważny sposób, kończy u psychiatry i w szpitalu psychiatrycznym. Dotarła do niego jeszcze jedna rzecz. Nie może pozwolić Eren'owi odejść. Nie wiedział, co to za uczucie, które każe mu zrobić wszystko, by Eren został obok, ale nie umiał tego ignorować.
- Eren ma bardzo poważne problemy, i z psychiką, i z samym sobą. Wątpię, by terapia trwała tylko kilka miesięcy - podrapał się po głowie. - Skoro jesteście przyjaciółmi, to raczej ci mówi takie rzeczy, prawda? - uśmiechnął się wrednie.
Dobrze wiedział, że Eren jest zbyt zamknięty w sobie, by jej powiedzieć o wszystkim. W oczach dziewczyny pojawiła się złość. Myśl, że ten karzeł wie więcej niż ona, doprowadzała ją do furii.
- Mów co wiesz knypku - zbliżyła się niebezpiecznie.
Levi tylko parsknął śmiechem i uniósł brew.
- Wybacz kochana, tajemnica zawodowa mnie obowiązuje - puścił jej oczko.
Nawet nie zauważył, gdy został popchnięty na ścianę za nim. Dziewczyna była bardzo blisko, ich oczy świeciły. Jej ze złości, jego z rozbawienia. Ackermann nie był byle jakim kozakiem. Wiedział, że dziewczyna nie jest w stanie ani go zaskoczyć, ani zrobić mu poważnej krzywdy.
- Słuchaj no, Eren jest mi bliższy niż ktokolwiek na tym świecie. Muszę wiedzieć, co się z nim dzieje.
- Przykro mi, ale wydaje mi się, że ja jestem mu bliższy. Z wzajemnością zresztą - wzruszył ramionami.
Dziewczyna zacisnęła zęby. Miała tego serdecznie dosyć. Zacisnęła dłonie w pięści.
Levi zamknął za sobą drzwi od mieszkania. Wytarł, z krwi, rozciętą wargę i poszedł do łazienki. Miał też rozciętą brew i czerwony policzek od liścia, którego dostał od Mikasy. Poprawił pogniecione ubrania i splunął krwią do zlewu.
- Mam nadzieję, że czegoś się, gówniara, nauczy - warknął do swojego odbicia w lustrze.
Mikasa skończyła o wiele gorzej, niż kobaltooki. Porwane ubrania, rozcięte wargi i brew, kilka wyrwanych kosmyków włosów i siniak na oku. Mikasa nie utożsamiała się z żadną płcią. Po mimo jego nienawiści do niej, akceptował ją. Jednak bycie niebinarnym ma swoje konsekwencje. I on ją o tym uświadomił.
Levi, w szlafroku, usiadł na kanapie i jak zwykle przeglądał profile Eren'a na portalach społecznościowych. Uśmiechnął się pod nosem na widok starego zdjęcia Eren'a, który uśmiecha się, a jego oczy wręcz roztaczają tą aurę szczęścia. Ackermann wiele by dał, by widzieć ten uśmiech na co dzień.
CZYTASZ
|ᴄᴏᴍᴇ ʜᴇʀᴇ, ᴍʏ ᴘᴇᴛ| ʏᴀɴᴅᴇʀᴇ ʟᴇᴠɪ x ᴇʀᴇɴ {✔}
FanfictionLevi Ackermann jest psychologiem, który pracuje w swoim zawodzie już 5 lat. Pewnego dnia do jego gabinetu wchodzi pewien młodzieniec, a życie doktora zmienia się o sto osiemdziesiąt stopni. W grę wchodzi już nie tylko chęć pomocy. !UWAGA! W tej ksi...