|17|

582 49 35
                                    

Środek nocy. Eren spał w najlepsze, gdy Ackermann jechał pustymi ulicami Opola. Kierował się w stronę hotelu. W tym mieście był tylko jeden, na który stać by było przyjaciół jego narzeczonego, i który byłby najbliżej ich miejsca zamieszkania - Hotel Weneda. Wzrok bruneta był pusty.

Po chwili zaparkował niedaleko owego hotelu i wyjął z kieszeni telefon Jeager'a. Odblokował go i zawiesił na chwilę oczy na tapecie. On i Levi. Uśmiechnięci i szczęśliwi. Nikt im nie przeszkadzał, nikt nie wchodził w drogę. Po chwili wszedł na instagram'a i znalazł konto Armin'a. Wszedł w chat i napisał do niego wiadomość o treści:

Spotkajmy się w pobliskiej uliczce, obok piekarni znajdującej się niedaleko waszego hotelu, sami. Musimy porozmawiać. To pilne, przyjdź jak najszybciej, czekam.

Wysłane. Blondyn odczytał minutę później i niezwłocznie odpisał, że zaraz będzie. Ackermann od razu tam podjechał, zaparkował i zgasił światła. Dlaczego Armin? Bez niego reszta nie była w stanie nic zrobić, był najinteligentniejszy z całej grupy. Gdy się go pozbędzie, ''przyjaciele'' Eren'a nie będą wiedzieli co począć, a wtedy starszy będzie mógł zrobić z narzeczonym co tylko zechce, zabrać go gdzie tylko zechce i być z nim tak długo jak tyko zechce. Nikt im już nie przeszkodzi, nigdy.

Plan był prosty: zwabić i zabić. 27-latek miał ze sobą potrzebne rzeczy: rękawiczki, nóż, sznur, zapałki, łopatę, butlę z benzyną, koc i dużą metalową płytę. Po chwili jego oczom ukazał się Arlert. Szedł niepewnie, rozglądając się, wyszukując wzrokiem przyjaciela. Gdy tylko minął auto bruneta, ten cicho wysiadł, zaszedł go od tyłu, zatkał usta dłonią i podciął mu gardło. Zanim błysk w oczach Armin'a zgasł, pojawiło się w nich przerażenie gdy poznał swojego zabójcę, gdyż Levi obrócił go do siebie, by krew tryskała na niego, przez co zostawił jak najmniej śladów.

Wpakował martwego chłopaka do bagażnika, ówcześnie związując go oraz owijając go i nóż w koc, układając go tak, by nie ubrudził mu bagażnika krwią. Zamknął bagażnik i wsiadł do auta, po czym zaczął jechać. Kierował się poza Opole, na jakieś opuszczone pola.

- Mmm, mmm. So this is love, mmm. So this is love. So this is what makes life divine - śpiewał wesoło, jakby wracał do domu prosto z pracy, do ukochanej rodziny. 

Po 15 minutach zatrzymał się w środku lasu znajdującego się w Karczowie, była to pobliska wieś. Wyciągnął z bagażnika łopatę i zaczął kopać dość głęboki dół, tak by ciało się zmieściło. Gdy dół był gotowy wbił łopatę obok i poszedł po ciało. Wrzucił je do dołu razem z nożem i kocem. Wyjął płytę i położył tak, by móc nogami ją przesunąć, tym samym by mógł zasłonić dziurę. 

- I'm all aglow, mmm. And now I know, the key to all heaven is mine - nucił wylewając całą benzynę na ciało, wrzucając butlę na ciało, zapalając trzy zapałki i wrzucając do dołu.

Gdy ogień zaczął się dobrze palić, a dym powoli ulatniać, Ackermann rozebrał się i wrzucił do ognia także rękawiczki i ubrania, po czym nogą przesunął płytę zakrywając dziurę, przez co dym nie ulatniał się tak wysoko i Ackermann mógł kontrolować, gdy wszystko się spali, przez co ogień zacznie słabnąć.

- My heart has wings, mmm. And I can fly, I'll touch every star in the sky - śpiewał patrząc na płytę. - So this is the miracle that I've been dreaming of, mmm mmm - ogień zaczął słabnąć po 2 godzinach, zbliżała się godzina piąta nad ranem.

Levi odsunął nogą płytę i, upewniając się, że zostały tylko jakieś bezsensowne szczątki ubrań, koca czy butli po benzynie, zaczął zakopywać dół ziemią. Gdy skończył, kopnął płytę gdzieś w krzaki. Wziął łopatę i dał ją do bagażnika, po czym zamknął go. Wsiadł do auta i odjechał.

- So this is love - zaśpiewał wyjeżdżając z Karczowa.

|ᴄᴏᴍᴇ ʜᴇʀᴇ, ᴍʏ ᴘᴇᴛ| ʏᴀɴᴅᴇʀᴇ ʟᴇᴠɪ x ᴇʀᴇɴ {✔}Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz