~15~

720 45 13
                                    

"Przywódca zawsze znajdzie sposób, by nakłonić innych do posłuszeństwa. To właśnie czyni ich przywódcami" - Oliver Bowden

***

Dzień był ciepły, a słońce wręcz zachęcało do uśmiechu jakby wbrew panującej atmosferze.
Deadpool od dłuższego czasu stał przy niedużym lustrze i wykonywał dziwną, według Peter'a, gimnastykę i co jakiś czas bluźnił pod nosem, co raczej wskazywało na to, że coś mu nie wychodzi. Cokolwiek robił.
W końcu mężczyzna wypuścił powietrze zrezygnowany.

- Pomożesz mi - zwrócił się do chłopaka udającego, że niezwykłe interesuje go to, co dzieje się za oknem.

- Co? W czym niby? - zdziwił się.

- Spróbuj opatrzyć mi te rany, ja nie dosięgam sobie pleców. Co tak patrzysz? Jakbym mógł, to bym cię nie angażował.

Wade podał Spiderman'owi bandaż i gazę, które co prawda sterylne nie były, ale lepsze niż nic.

- A... To nie powinno Ci samo zniknąć...? - zapytał nieśmiało Parker, próbując przy okazji opatrzyć jakoś szramy na ciele najemnika. Nadawały się one do szycia, a nie zakładania amatorskiego opatrunku, ale bohater postanowił darować sobie tą uwagę.

- Nie wyraziłem się jasno odnośnie pytań?

- Ale-

- Tak. Powinno. Zadowolony? - warknął.

Chłopak nie odpowiedział i szybko dokończył to co robił.

- To wszystko, nic więcej nie wskuram - wzruszył ramionami.

- Dzięki, to wystarczy... - założył koszulkę i zajął się szukaniem czegoś w szufladzie szafki - Przynajmniej mam taką nadzieję - mruknął bardziej do siebie.

Peter zastanawiał się co się stało, tym bardziej, że Deadpool odmówił jakichkolwiek wyjaśnień. Dlaczego jego moc regeneracji nie zadziałała w tym przypadku? To było niepokojące.

***

Kilka godzin wcześniej

Wade wracając do hotelu po załatwieniu kilku spraw, postanowił wpaść po drodze do jednego z mijanych barów. Właściwie jego głównym zamiarem było się dowiedzieć gdzie znajdzie kogoś, kto wymieni mu pieniądze. Niestety ludzie handlujący walutą nie byli oznaczeni na mapie jak kantory. W sumie ciężko się dziwić.
Jednak, jak to na niego przystało, nie mógł powstrzymać się przed nawiązaniem rozmowy przy czymś mocniejszym. Barman z pytania na temat blizn Deadpool'a przeszedł do opowieści na temat całego swojego życia. Nie było to coś, co interesowałoby jakkolwiek najemnika, ale klimat lokalu zatrzymywał go w środku.
Monolog barmana przerwał jakiś mężczyzna, który postawił przed Wilson'em kufel piwa, a sam za jednym razem opróżnił ten własny. Deadpool popatrzył na niego pytająco, zupełnie wytrącony ze swoich przemyśleń.

- Ptaszki ćwierkają, że mógłbyś mi pomóc... - zaczął przyciszonym głosem, brodaty nieznajomy.

Deadpool'a na chwilę zamurowało.

- Po angielsku mówisz? - zapytał w końcu.

- Ah tak, tak - uśmiechnął się - Przeniosłem się tutaj kilka lat temu.

- To w czym miałbym pomóc?

- Jest taka sprawa - podsunął Wade'owi zgięta karteczkę - Mógłbyś się tym zająć, ale lepiej omówimy to na zewnątrz. Wiesz, ściany mają uszy.

Ostatnio zdanie wypowiedziane przez tego człowieka, przez chwilę odbijało się echem w jego myślach, bo stanowiło to jedno z stosowanych przez niego powiedzeń. Jednak przecież nie było to odkrycie ameryki i każdy mógł je gdzieś zasłyszeć.
Najemnik wzruszył ramionami i wypił szybko zawartość stojącego przed naczynia.
Zostawił zapłatę na ladzie i wyszedł z lokalu za brodatym mężczyzną. Chyba mógłby sobie pozwolić na jedno zlecenie przed wylotem?

Okazało się, że klient kojarzył go jeszcze z baru Caden'a, co zresztą przypomniało mu, że dla ludzi z tamtego lokalu zapadł się jak kamień w wodę. No cóż, życie bywa przewrotne.
Mężczyzna zapłacił i rozeszli się w swoje strony. Pool dostał jedynie jeszcze instrukcję, gdzie znajdowało się wskazane miejsce i prośbę, by załatwił to jak najszybciej. Widocznie zleceniodawca był zdesperowany.

Jego zadaniem było wyeliminować jakiegoś właściciela firmy, prawdopodobnie konkurencji, ale to już nie było w jego zakresie obowiązków aby się tym interesować. Czasami im mniej wiesz, tym lepiej dla ciebie.

Deadpool wskazany adres miał po drodze, przynajmniej to wynikało z wskazówek klienta, więc postanowił załatwić sprawę od ręki. Po co czekać?

Gdy dotarł tam gdzie powinien, a przynajmniej tak mu się wydawało, kręcił się wokoło przez kilka minut. Jak się okazało nie było żadnego Ben'a Schutt'a, co niebawem miało się potwierdzić.

Gdy najemnik zirytowany miał już wracać do hotelu, ktoś wyskoczył na niego zza rogu, a po chwili dołączyło się do niego kilku innych, narwanych typów.

Krzyczeli do niego coś po niemiecku, prawdopodobnie różne obelgi, ale Wade niezbyt się na tym skupiał.
Ci ludzie byli uzbrojeni w noże, których wcale nie żałowali.
Wilson chciał sięgnąć po broń, ale okazało się, że nie zabrał jej że sobą. Jakim cudem? Przecież to była podstawa jego wyposażenia.

Gdy krew napłynęła mu do ust, wypluł ją na ziemię i chwycił swój nóż, który na szczęście miał przy sobie.
Zebrał siły, by podnieść się z ziemi i ku zaskoczeniu oprawców, zacząć się bronić.
Poderżnął gardła dwóm facetom, stojącym przed nim, przez co wylądowali na betonie charcząc coś niezrozumiale.
Ktoś pociągnął go do tyłu, co nie skończyło się dla niego dobrze, bo najemnikowi udało się wykręcić jego rękę, a następnie ją złamać.
Ostatni, prawdopodobnie najmłodszy z całej szajki zwyczajnie uciekł gdy stracił wsparcie.

Mimo, że Deadpool'owi udało się wyjść obronną ręką z zasadzki, to był w kiepskim stanie. Oparł się o ścianę budynku, zostawiając na niej krwawe plamy. Jak mógł dać się tak wrobić?
Jednak nie mógł rozmyślać o tym w nieskończoność, bo musiał wrócić jak najszybciej do Peter'a, aby upewnić się, że nic mu nie jest. Nie miał pewności czy ten ktoś nie planował także zrobić krzywdy chłopcu.

Po prawie pół godziny oponego marszu zdał sobie sprawę z jeszcze jednej rzeczy... Że jego rany się nie goją. Ogarnęła go chwilowa panika, ale zaraz się opamiętał. Trzeba było zachować zimną krew.

Tamci ludzie mieli go zabić. To było ich jedyne zadanie. Tylko dlaczego Wade nie zaczął wcześniej nic podejrzewać?

Miał teraz dodatkowe problemy, których wcześniej i tak było już na pęczki. Nie miał swojej mocy, a jego rany były dość poważne. Jakby tego było mało, ktoś widocznie musiał być wtyczką od wielu lat. Ta wizja była naprawdę przerażająca.

Dopiero przed hotelem zdał sobie sprawę, że szedł przez miasto z ubraniami i twarzą całymi we krwi, ale teraz nie było to największym zmartwieniem. Przynajmniej nie trafił po drodze na żaden patrol policji.

972 słowa.
Coś opornie mi idzie ostatnio pisanie, ale też nie do końca mam na to czas. Zbliżamy się powoli do końca... Bardzo wydłużyła się ta historia. Mogę obiecać, że następne będą bardziej treściwe i spójne 😅
Pozdrawiam was serdecznie i trzymajcie się

Never come back [Spiderman | Deadpool | Iron Man] ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz