eighty six🍃

367 19 4
                                    

Jimin

Już przy próbie dostania się do uliczki w której siedział mój ukochany wiedziałem, że to wcale nie będzie takie proste. Nie kiedy dosłownie obok wąskiego przesmyku stały dwa radiowozy a sami policjanci chodzili w kółko szukając jakichkolwiek poszlak. Byłem wręcz pewny, że kiedy spróbuję tamtędy przejść uznają mnie za podejrzanego. W końcu jaki chłopak chodzi cały zamaskowany z apteczką po opuszczonych uliczkach.

Z jednej strony stało zdrowie i może nawet życie Kooka, a z drugiej stała wolność. Mówi się że prawdziwa miłość oznacza, że zależy ci na szczęściu drugiego człowieka bardziej niż na własnym, bez względu na to, przed jak bolesnymi wyborami stajesz. Z tą myślą nie zważając na nic ruszyłem przed siebie zatłoczoną ulicą by znaleźć inne wejście do budynku w którym siedział Jeon. Co prawda nie miałem nawet pojęcia jak on wyglądał, znałem jedynie numer budynku ale nic nie było w stanie mnie powstrzymać. Wtedy jakby całkowicie wyparowała ze mnie informacja iż osoba którą kocham chce mnie zabić. 

Już po kilku metrach zauważyłem jeszcze węższą dróżkę, którą mogłem przejść. Rozglądając się przed tym uważnie biegiem ruszyłem przed siebie i zatrzymałem dopiero przy końcu przejścia. Ponownie przeskanowałem wzrokiem cały teren aż w oczy rzuciły mi się uchylone tylne drzwi budynku, który wyglądał zaskakująco podobnie jak ten z opisu Kooka. 

Miałem rację, gdyż od razu po wejściu zobaczyłem go opartego o ścianę i trzymającego przy krwawiącym ramieniu własną koszulkę by zatamować krwawienie. Podbiegłem do niego i ścisnąłem jego policzki oglądając dokładnie jego twarz i skanując każde zadrapanie. 

- Wiesz jak się o ciebie bałem? - rzuciłem szybko i ignorując możliwość ubrudzenia się krwią wtuliłem twarz w nagą klatkę piersiową Jeona. 

W żadnym stopniu nie skłamałem. Naprawdę byłem przerażony, tym że coś mu się stało ale to chyba normalne, że boimy się o osobę którą kochamy. Bo kochałem go jak szaleniec, w tym krótkim okresie czasu (mogłoby się wydawać że zbyt krótkim) zdążyłem poczuć to, czego nigdy wcześniej nie odczuwałem tak mocno jak teraz. Jestem zakochany bezgranicznie, jak szaleniec, bo nigdy nie zaznałem równie potężnego, przerażającego i paraliżującego uczucia. Uczucia tak wielkiego, że zapominałem o jego wszystkich przewinieniach. 

- Niepotrzebnie kochanie, wszystko jest w porządku. Masz apteczkę? - odsunąłem się o niego przy okazji składając drobny pocałunek na wystającym obojczyku i wywołując tym mały uśmiech na wygiętych dotąd w grymasie bólu ustach mojego chłopaka. 

No właśnie, mojego chłopaka. Skoro nim jest, to przecież nie mógłby mnie skrzywdzić, prawda? Prawda. 

Jak najszybciej mogłem otworzyłem apteczkę, wyjąłem z niej bandaże i wodę utlenioną przy okazji dowiadując się, że chłopak kulę wyjął sam.

- No ale czy ty w ogóle myślisz człowieku?! Przecież może ci się wdać zakażenie. Tak ci się spieszy do grobu?! - krzyczałem cicho by nikt nas nie usłyszał, równocześnie agresywnie owijając ramię z już odkażoną raną (Oczywiście nie szczędziłem mu cierpienia, wylewając jak najwięcej wody utlenionej na krwawiące miejsce). 

- Jestem pewien, że po twojej interwencji nie ma tam ani śladu po jakichkolwiek bakteriach. - wymruczał składając soczysty pocałunek na moich ustach. Kiedy już się od siebie oderwaliśmy, wstał i wyciągnął do mnie rękę bym i ja to zrobił. 

- Chodź skarbie, odprowadzę cie bezpiecznie do domu - uśmiechnął się i faktycznie, godzinę później zasypiałem w moim łóżku wtulony w mojego chłopaka niczym mała koala. 

-------

Zaraz wstawię następny, buziaczki ❤❤

PS. Zostało ok. 10 rozdziałów do końca 

Deadly daddy / jikookOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz