Rozdział 15

17 1 0
                                    

Droga Res i Teriwa w zasadzie nie była długa. Przeszli około kilkudziesięciu metrów, by już po chwili znaleźć się w nieco bardziej odizolowanej części miasteczka.

Stare i rozwalające się już budynki, stały w pewnych odległościach od siebie. Większość z nich miała pozabijane deskami okna i drzwi. Pozostałe, choć w prawdzie wyglądające dosyć normalnie, nie zachęcały do postawienia nogi za progiem.
W oddali można było zobaczyć skrawek jakiejś łąki lub pola, a wszystko inne ginęło za zakrętem.

Para szybko weszła pod daszek jednego z zamkniętych sklepików. Wyglądał jak wyjęty prosto z filmu o dzikim zachodzie i gdyby nie to, że miał zabite deskami wejście, Teriw od razu znalazłby się w środku.

- Co to za miejsce? - spytała Res, próbując zajrzeć do środka przez pokrytą brudem i kurzem, szybę.

Teriw ujął się pod brodę, przez chwilę zastanawiając się, czy w ogóle tu kiedyś był.
Omiótł wzrokiem otoczenie dookoła i dopiero po dłuższej chwili coś sobie przypomniał.

- Wydaje mi się, że byłem tu z Connorem, kiedy byłem dzieckiem. Ale wtedy to wszystko wyglądało zupełnie inaczej. Było tu chyba bardziej... normalnie?

W jego pamięci nadal tkwił obraz barwnych sukien; przepełnionych witryn sklepowych z różnimi, mniej lub bardziej przydatnymi rzeczami; oraz urywki rozmów wuja z kilkoma facetami i to, jak bawił się w berka z jakąś dziewczynką w czerwonej sukience.

Poza tym nie pamiętał absolutnie nic.

- Idziemy dalej? - spytała Res, nie wiadomo kiedy znajdując się przed nim.

Wystraszył się, widząc ją przed sobą. Nie słyszał nawet, kiedy podeszła.
Czasami zdarzało mu się odlatywać myślami w przeszłość, ale nie robił tego przy wszystkich. Dopiero chwilę przed zaśnięciem wracał myślami do czasów dzieciństwa i wczesnej młodości.

Bo niejednokrotnie wydawało mu się, że zostawił tam coś bardzo dla siebie ważnego.

- Tak. Chodźmy.

Ruszyli więc dalej, ale tym razem w ciszy.

Res trawił od środka jakiś niewytłumaczalny strach, którego nie potrafiła się pozbyć. I choć była z Teriwem w Nortvich już tyle razy, to tym razem wszystko wydawało jej się inne.
A to, że znaleźli się w starej i zapomnianej części miasteczka, tylko potęgowało to uczucie.

Przechodzili pod dachami sklepów, nie chcąc zmoknąć i kierowali się w stronę zakrętu, aby przekonać się, co jest za nim.

Mijając któryś z kolei sklep, Teriw niespodziewanie przystanął.

- Co się dzieje? - spytała Foster, delikatnie chwytając go za ramię.

Brązowowłosy przyłożył palec do ust, nakazując jej ciszę i powoli zbliżył się do drzwi. A w zasadzie do framugi, ponieważ drzwi dawno temu zostały wyrwane z zawiasów.

Ze środka sklepu dochodził jakiś przeciągły jęk.

Res po chwili także go usłyszała i zamarła z sercem w gardle. Poczuła jak ręce zaczynają jej się trząść i musiała przygryźć wargę, żeby nie krzyknąć.
Chłopak wrócił do niej i stając najbliżej jak może, wyszeptał jej do ucha:

- Schowaj się. W środku ktoś jest.

Popatrzyła na niego ze strachem, po czym poczuła jak wsuwa dłoń do kieszeni jej kurtki. Wyciągnął z niej swój telefon i odpalił lampkę, na chwilę zakrywając ją palcem.

- Chcesz tam wejść?! - odszepnęła, zakrywając usta ręką.

Kiwnął głową, patrząc w ciemną otchłań wejścia.

Klucz do prawdy I - Res Foster ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz