Rozdział 7

20 1 0
                                    

Za zamkniętymi drzwiami w pokoju Teriwa, chłopak pozbawił swoją dziewczynę nie tylko wątpliwości, ale i wszystkich ubrań.

Nie musieli martwić się o to, że ktoś usłyszy jęki czy sapnięcia - ich przyjaciele byli do tego przyzwyczajeni, a Connor miał większy dystans do takich rzeczy, niż możnaby było się tego po nim spodziewać.

Na szczęście ściany w posiadłości były wystarczająco grube, by wygłuszyć wszystkie nieporządane dźwięki, tak, aby nie wypłynęły na zewnątrz.

* * *

Wieczorem rozpętała się burza, a pioruny pojawiały się na niebie praktycznie jeden za drugim.

Minęło pół godziny odkąd Connor zasnął w swoim pokoju na parterze, ale jego goście z pewnością nie zamierzali iść spać tak szybko.
W pokoju u Mary pomału zaczęła rozkręcać się nocna libacja alkoholowa.
Matt zarzekał się jednak, że nie ma pojęcia jak półlitrowa butelka alkoholowego trunku znalazła się w jego plecaku, ale oczywiście nikt mu w to nie uwierzył.

Na ich małej imprezie nie było, nie tylko Teriwa i Res, ale także Tiresa.

Co prawda, Mara przez chwilę namawiała chłopaków, żeby poszli po siwowłosego i chociaż na chwilę "zakopali topór wojenny", ale oczywiście żaden z nich się na to nie zgodził.

Wszyscy, za wyjątkiem Kati, śmiali się i żywo dyskutowali, kompletnie nie przejmując się tym, że jest noc, a za oknem szaleje burza. Szatynka z jakiegoś powodu nie czuła się dobrze, choć było to w większej mierze spowodowane wewnętrznym niepokojem, niż tym, że zrobiło jej się niedobrze po wypiciu kieliszka wódki.

Kiedy podniosła się z podłogi, skłamała tylko, że idzie zjeść coś na kolację, po czym wyszła.
Znalawszy się na korytarzu, niepewnie skierowała się schodami na piętro wyżej.
Gdy była przed pierwszym pokojem, szybko podniosła rękę i zapukała.

Zrobiło jej się gorąco, kiedy nadusiła na klamkę i pchnęła drzwi.

Tires siedział na parapecie otwartego okna z fajką w dłoni.
Spojrzał prosto na wchodzącą do jego pokoju dziewczynę, w chwili, w której zamekała drzwi i odwracała się w jego stronę.

Kati chciała udać pewną siebie, rzucić w jego stronę jakimś wyuczonym tekstem i swobodnie do niego podejść, ale jej nogi jakby wrosły w podłogę, a usta mimowolnie się zacisnęły, nie chcąc z nią współpracować.

Lawrence zaciągnął się, niedawno odpalonym papierosem i spokojnie czekał, aż Hatterson się odezwie.
Przypuszczał, że jej zdenerwowanie spowodowane jest tym, że poprzedniej nocy ktoś chodził po domu i zapewne obawiała się, że to samo stanie się i tej nocy.
Ale nie mógł być tego pewny na sto procent, więc po chwili zmierzył ją wzrokiem, zadając pytanie:

- Coś się stało?

- N...Nie - zaprzeczyła, zmuszając swoje nogi do dwóch powolnych kroków w przód.

Chciała swobodnie z nim porozmawiać, ale coś ją blokowało.

Może dlatego, że jak dotąd niewiele razy w ogóle miała okazję przebywać w jego towarzystwie? Może dlatego, że jakakolwiek relacja między nimi nie istniała? A może dlatego, że tak naprawdę go nie znała i nie wiedziała nawet o czym mieliby rozmawiać?

Kiedy w końcu zbliżyła się do parapetu, na którym siedział, a niebo po raz kolejny rozjaśniła błyskawica, mogła wyraźnie dostrzec, jak pytająco jej się przygląda.
Szarowłosy widział, że dziewczyna jest nieswoja i że dłuższe patrzenie na nią tylko ją peszy.
Odwrócił od niej wzrok, ponownie wbijając go w burzowe niebo za oknem.

Klucz do prawdy I - Res Foster ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz