Rozdział 1

47 2 3
                                    

Choć była już dziesiąta wieczorem, to Matt nie czuł się ani trochę senny czy zmęczony.
Wyjazd do willi Connor'a miał odbyć się już o ósmej rano i choć chłopak dobrze o tym wiedział, to i tak postanowił wyciągnąć Collins'a na fajkę.

Podchodząc pod drzwi od klatki, w której mieszkał blondyn, usłyszał głośne kroki z wnętrza budynku.

Już po chwili przed Hawkins'em pojawił się ubrany na czarno James, z glanami na nogach i kapturem na głowie, spod którego ciężko było dostrzec chociażby kontury jego twarzy.

Przywitali się, zbijając szybką piątkę, po czym, jak zawsze, udali się w stronę kupki gruzu, leżącej kawałek dalej.

Matt miał z James'em najlepszy kontakt z całej grupy, mimo tego, że blondyn dołączył do ich grona zaledwie kilka miesięcy temu i jeszcze nie do końca się przed nimi otworzył.
Brązowowłosy cenił sobie jednak jego towarzystwo i dobrze mu się z nim rozmawiało.

- Znowu nie mogłeś spać? - spytał prześmiewczo blondyn, odpalając papierosa, a następnie podając zapalniczkę koledze.

Matt lekko skrzywił się na jego pytanie, po czym prychnął i bez słowa odpalił swoją fajkę.

- Brakowało mi nikotyny - skłamał po chwili ciszy.

- Albo raczej mojego towarzystwa - mruknął Collins, siadając na kamieniach za swoimi plecami.

Hawkins parsknął śmiechem.

- Chciałeś chyba powiedzieć: "WKURZAJĄCEGO towarzystwa".

- Jak zwał, tak zwał - wzruszył ramionami. - A tak serio, to co jest? Znowu dopadła cię bezsenność?

Szatyn przez kilka chwil nie odezwał się, po czym nieznacznie się zgarbił i wyznał:

- To też, ale... boje się, że znów coś mi odwali i, że znów...

- NIC się nie stanie - odparł przekonywująco James, jedną ręką zsuwając kaptur z głowy.

Przy tego typu rozmowach z Matt'em, trzeba było obchodzić się bezpośrednio, ale zarazem tak, żeby go nie przytłoczyć. A Collins umiał to najlepiej.

- Może masz rację - przyznał po chwili brązowowłosy, mocno zaciągając się używką.

Blondyn wywrócił oczami, depcząc butem niedopałek papierosa.

- Odprowadzić cię? - spytał, podnosząc się i nieznacznie podchodząc do, wyższego od siebie, Matt'a.

- A ty co? - prychnął szatyn. - Moja nieistniejąca dziewczyna? Umiem o siebie zadbać, bracie.

- Nie, to nie - odparł, chowając ręce do kieszeni bluzy i wzruszając ramionami. Na jego usta wypłynął lekki uśmiech. - Muszę lecieć, stary. Brat dostanie kurwicy, jeśli nie zobaczy mnie za chwilę w mieszkaniu. Widzimy się jutro!

Zbili piątkę, po czym James szybkim krokiem udał się w stronę wejścia do klatki.

Matt, nie czekając ani chwili dłużej, odwrócił się i także ruszył w stronę swojego domu. Krótka rozmowa i słowa kolegi trochę mu pomogły i chwilowo go uspokoiły.

Przez chwilę naprawdę uwierzył, że więcej nie straci nad sobą kontroli i, że już nigdy więcej nikogo nie skrzywdzi.

* * *

O ósmej rano następnego dnia, w domu Teriw'a byli już prawie wszyscy, za wyjątkiem Tires'a i Matt'a.
Najwcześniej w mieszkaniu zjawiła się Res, razem z Marą, chwilę po nich przyszedł James, a później bliźniaczki.

- Trudno - oznajmiła rozdrażniona Kati, biorąc od siostry szklankę z kawą. - Wakacje bez Hawkins'a będą pewnie o niebo lepsze.

- Poczekajmy jeszcze chwilę - poprosiła Res, patrząc błagalnie na wkurzonego Teriw'a, stojącego obok okna. - Napewno zaraz...

Klucz do prawdy I - Res Foster ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz