Rozdział 20

11 1 3
                                    

Kochani,
wiem, że zapewne macie masę pytań i nie jesteście pewni, co o tym wszystkim sądzić. Pewnie chcecie rzucić to wszystko w diabły i nigdy więcej nie przyjeżdżać do tego miasteczka. Czujecie się zagubieni w tej sytuacji i chcielibyście mieć przy sobie kogoś, kto wskaże Wam drogę, albo przynajmniej wszystko wytłumaczy.

Wiem, jak to jest.
Kiedy przybyłem do Nortvich kilkanaście lat temu, przeżywałem dokładnie to samo, co teraz i Wy. Ale chcę Was prosić, żebyście nie porzucali nadziei. Bo z nadzieją przybędą również odpowiedzi.

Jeśli miałbym dać Wam jedną radę, to brzmiałaby ona:
Uważajcie na to, jakimi ludźmi się otaczacie.
A jeśli mógłbym mieć do Was jedną prośbę, to brzmiałaby ona:
Nie poddawajcie się i zawalczcie o Nortvich.

Zdaję sobie sprawę, że ten list oraz prośby mogą wydać Wam się dziwne i niejasne, ale wkrótce zrozumiecie, o co tak naprawdę chodzi.

Jeśli to czytacie, to jesteście pewnie w posiadaniu pierwszego z kluczy. Zapewne jest on teraz pod opieką Res - tak, jak powinno być.

Dbajcie o siebie i postarajcie się, aby jak najmniej osób wiedziało o tym, co tak naprawdę robicie w Nortvich!
Kiedy znajdziecie kolejny klucz, zdobędziecie też następny z listów.

Pan L.

* * *

- Na pewno chcecie wracać? - spytał Connor, kiedy Teriw podawał walizkę Mattowi, aby zaniósł ją do auta.

Mimo tego, że czekała ich czterogodzinna jazda samochodami, to wcale nie zamierzali zmarnować tego czasu.

- Przecież wracamy już za tydzień - przypomniał Teriw. - Po prostu mamy kilka spraw do załatwienia.

Connor westchnął, ale zaraz potem pokiwał głową. Choć było to dla niego trochę dziwne, że zaczęli pakować się od razu po śniadaniu, kiedy tylko wrócił do willi.

- W zasadzie, to i tak nie będę sam, bo Beth znów zabiera mnie na jakiś bankiet. Więc później część gości przyjdzie pewnie tutaj.

Lekki grymas na twarzy wuja sprawił, że Teriw się uśmiechnął.
No tak. Connor nienawidził uroczystych przyjęć.

- Tak czy inaczej, drzwi zawsze otwarte - oznajmił wuj. - Wpadnijcie, kiedy chcecie.

- Dzięki - mruknął Teriw, po czym szybko go uściskał i ruszył w stronę samochodów.

Jego przyjaciele w zasadzie nawet nie zauważyli, kiedy do nich podszedł.

Matt i James dopalali papierosy, mówiąc coś do siebie półsłówkami;
Mara i Jeni stały obok nich i pośmiechiwały się z ich "rozmowy";
Kati rozmawiała z kimś przez telefon, co zdziwiło Teriwa, bo podczas pobytu w willi nie wzięła go do ręki praktycznie ani razu;
Tires stał i zamyślony wpatrywał się w bramę wjazdową, najwyraźniej chcąc być już w drodze;
za to Res stała oparta o samochód i w skupieniu przekartkowywała książkę w niebieskiej okładce.

- Chyba możemy jechać! - oznajmił, skupiając na sobie uwagę wszystkich.

- Jeszcze chwila - poprosił Matt. - Muszę dopalić...! Ej!

Klucz do prawdy I - Res Foster ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz