Rozdział 19

14 1 2
                                    

- Jesteście pewni, że to dobry pomysł? - spytała znów Jeni, trzęsąc się przez narastający strach.

Zaparkowali samochody ulicę przed bramą do Nortvich, ostatnie kilkanaście metrów pokonując na piechotę.
Wiatr targał im włosy i wdzierał się pod ubrania, powodując gęsią skórkę.

- Nie pękaj, Jeni! - zaśmiał się James, w pocieszającym geście klepiąc ją po plecach. - Jeśli natrafimy na jakiegoś potwora, damy mu na pożarcie Matta i zwiejemy.

- Ej! - krzyknął oburzony Hawkins, czym sprawił, że Jeni i Mara wybuchnęły śmiechem.

Idący przed nimi Tires, lekko przyspieszył kroku, doganiając tym samym Teriwa i Res.

- Jesteś pewny, że wiesz gdzie iść? - spytał siwowłosy, naciągając kaptur na głowę i przytrzymując go ręką.

Teriw spojrzał na niego, lekko zdumiony.

- Ty też nie wierzysz w mój dobry zmysł orientacji? - zażartował, aby rozwiać napiętą atmosferę.

Usłyszał, jak Lawrence prycha pod nosem.

- Biorąc pod uwagę fakt, że na wycieczce w pierwszej gimnazjum zgubiliśmy się przez ciebie w mieście, a przez kolejne dwa lata na obozach, gubiliśmy się w lasach... to nie. Nie wierzę.

Pomimo, że napięcie na chwilę się zmniejszyło, to przybrało na sile, kiedy tylko zatrzymali się metr przed otwartą bramą.
Na początku ukryli się w cieniu i przez jakiś czas obserwowali okolicę, by mieć pewność, że zdążą wbiec i puścić się biegiem - prosto do Kwiatowej Alei.

- Ktoś idzie! - szepnęła gorączkowo Jeni, w panice uczepiwszy się ramienia Mary.

Pozostali wstrzymali oddechy, odczekując kilkanaście dodatkowych sekund. Nikt jednak nie nadszedł, co Matt skwitował tylko cichym:

- To tylko twoja wyobraźnia, mała.

Odczekali kolejne kilka sekund, po czym Teriw przyłożył palec do ust i szybko spojrzał na zegarek. Za minutę miały wyłączyć się kamery.

Niespodziewanie od budki z biletami doszedł do ich uszu hałas. Mike wyłonił się zza niej chwilę później i znudzony, przeciągnął się.

Cała grupa skamieniała, czekając w napięciu.

Mężczyzna odwrócił się w ich kierunku, jakby podskórnie wiedząc, że ktoś tam stoi. Zmrużył oczy, nie za dobrze widząc w ciemności i podszedł o krok bliżej.

Gdyby Matt w porę nie zakrył Jeni buzi, krzyknęłaby ze strachu. Powoli objął ją też delikatnie drugim z ramion i przycisnął do piersi, czując jak na jego karku pojawia się pot. Bał się, że dziewczyna przypadkowo wykona jakiś gwałtowny ruch i zdradzi w ten sposób ich położenie.

Mike przez chwilę stał w miejscu, omiatając spojrzeniem praktycznie wszystko naokoło nich. Niespodziewanie spojrzał także wyżej, podpierając się pod boki.

- Tu was mam! - krzyknął niespodziewanie, z tryumfalnym uśmiechem na ustach.

Teriw zagryzł wargę, czując jak zaciśnięta na wyłączonej latarce ręka, zaczyna mu się pocić.
Matt przycisnął głowę Jeni do swojego ramienia, wyczuwając jak dziewczyna niekontrolowanie drży.

- Wy głupie kociska! - krzyknął Mike, patrząc na napis "Nortvich". - Złaźcie natychmiast!

Na wyłączonym ledzie spały dwa dorosłe koty i najwyraźniej nie robiły sobie nic z wrzasków Mike'a. Przeganiał je już którąś noc w rzędu, a i tak zawsze wracały.
I to dokładnie w to samo miejsce.

Klucz do prawdy I - Res Foster ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz