2. Cios w serce.

512 25 0
                                    

W niemałym osłupieniu otworzyła drzwi. Kompletnie nie spodziewając się zobaczenia w nich siostry i to o tej godzinie. Niby jak się tu znalazła?

- Babette? Co ty tutaj robisz? - zapytała nie kryjąc zdziwienia.

- No cześć siostra. Liczyłam na cieplejsze powitanie. Długo mnie tu nie było. - Rozejrzała się i widząc wzrok siostry, dodała - O dżizas! Serio zapomniałaś? Jutro zaczynam studia.

- Wyleciało mi z głowy. - Przepuściła ją w drzwiach. - Przepraszam. Jestem tak zabiegana, że nawet nie wiem którego dzisiaj jest.

- Powiem ci, że się zestarzałaś. - Spojrzała na nią z przekąsem. - Wory pod oczami, zmarszczki i te włosy. - Wskazała ręką. - Kiedy ostatnio byłaś u fryzjera?

- Mam ważniejsze sprawy na głowie.

- No tak praca jest najważniejsza. - Machnęła ręką i udała się do kuchni.

Babette znacznie różniła się od starszej siostry. Rozrywkowa, czasem szalona blondynka, niższego wzrostu i z większą ilością makijażu. Nie była zadowolona, że rodzice zmuśili ją do zamieszkania z Vivien. Wolałaby sama wynajmować jakąś kawalerkę, niż mieć na głowie siostrę, która nie tylko jej matkuje, ale jest także największą sztywniarą jaką zna.

- Czemu nie mieszkasz z Timonem? - Podeszła do stolika na którym była misa z owocami.

- Już ci mówiłam, że nie czujemy takiej potrzeby.

- Ty czy on? - zapytała gryząc soczyste jabłko.

- Razem. Gdybyś była w związku, wiedziałabyś o czym mówię. - Poprawiła misę, którą przesunęła nieznacznie blondynka.

- Rodzice gadali, że nawet ich z nim nie poznałaś. Podejrzewają nawet, że go sobie zmyśliłaś.

- Niech sobie myślą co chcą. Przed ślubem na pewno go poznają - powiedziała z urazą.

Tego dnia Viviene dała już sobie spokój. Jutro zajmie się całą resztą. Resztą, która jest niczym góra lodowa, o którą jej statek ma się rozbić.

Nazajutrz rano, odwiozła siostrę pod uniwersytet i pojechała do pracy. Dzisiaj w firmie miała gościć Margot Pussin, przedstawicielkę spółki dofinansowującej firmy z małym stażem. Wszystko było zapięte na ostatni guzik. Pracownicy biegali w tą i z powrotem. Od tej kobiety zależała ich przyszłość.

- Witam, pani Pussin. - Podała jej rękę, uśmiechając się przemile jak tylko potrafiła. - Zapraszam do biura, myślę że to najlepsze miejsce.

- Mniemam tak - odpowiedziała rozpylając przenikliwy chłód.

Szanowna pani Margot Pussin była kobietą wysokiej klasy, którą wszędzie eksponowała. Była przy kasie, co było niezmiernie widać. Markowe ubrania, drogie buty i wielka torebka z Prady, raziła swą ognistą czerwienią po oczach. Sama kobieta była idealnie zadbana. Ciemne do ramion włosy, niebywale wystylizowane, pełne usta, dopasowane kolorem do torebki, mocno podkreślone oczy i te pazury niczym szpony, także w kolorze czerwieni.

Siadając naprzeciwko niej, nie dało się nie spojrzeć na nienaturalnie wielki biust, którego chętnie eksponowała. Gdyby nie delikatne zmarszczki w kącikach oczu, nikt nie zgadłby, że jest grubo po czterdziestce. Ta kobieta miała tyle pewności siebie, że bez zająknięcia zdmuchnęłaby Daquin z powierzchni ziemi.

- Napije się pani czegoś? - zapytał uprzejmie Timon.

- Przejdźmy do konkretów - odparła wymownie.

Rozmowa rozłożyła się na półtora godziny. Margot chciała jasnych planów, czego nie brakowało Vivien, która przedstawiła swoją firmę w jak najlepszych superlatywach.
Gdy rozmowa dobiegła końca, wzajemnie sobie podziękowały za wspólnie spędzony czas i się pożegnały. Timon odprowadził gościa i wrócił podekscytowany.

Przekorny los ✓Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz