12. Odwiedziny.

184 16 2
                                    

Noc skończyła się na rozmowie przy butelkach alkoholu. Nikt nie przekroczył granicy. Czuli się dobrze w swoim towarzystwie i pomimo początkowych iskierek namiętności, zdołali je stłumić, i nie wzniecać ognia, który przez cały czas tlił się w powietrzu. Viviene otworzyła zaspane powieki. Przekręciła głowę, którą miała ułożoną na złożonych dłoniach i spostrzegła, że spała na udach Nicolasa. Mężczyzna był w pozycji półsiedzącej z głową wygiętą w bok. Za oknem już świtało. Uniosła się i stanęła na nogi prostując ciało. Przez jej ruch, zbudził się także Le Bon, który rozciągając się poczuł, że przez niezdrowe ułożenie ucierpiała jego szyja.

- Jak się czujesz? - zapytał, patrząc jak poprawia sobie włosy.

- Bywało lepiej - przyznała. - Ile my tego wypiliśmy?

- Sporo, a ty jeszcze więcej ode mnie.

- Jak dobrze, że dzisiaj sobota. W końcu odeśpię i zregeneruje się - ziewnęła. - Przyznam, ze trochę boli mnie głowa, chyba naprawde przesadziłam z tymi drinkami.

- Zawtóruję ci. Podwiozę cię - powiedział, widząc że się zbiera.

- Z grzeczności nie odmówię.

Po drodze, Nicolas wjechał najpierw do rodziców po Gastona, po czym podjechał pod blok, w którym mieszkała Viviene.

- Odprowadzić cię, czy sama dasz radę?

- Nie jest ze mną tak źle - odpowiedziała otwierając drzwi i potykając się przy pierwszym kroku.

- Jednak ci pomogę. - Wysiadł ze samochodu i obchodząc go, złapał ją pod rękę. - Gaston! Do wozu! - zawołał do pupila, który wyskoczył na świeże powietrze i który nie miał zamiaru słuchać swego pana.

Weszli razem na górę, potykając i śmiejąc się ze swojego stanu. Nagle Vivien zdębiała. Zrobiła wielkie oczy i stanęła niczym postrzelona.

- Vivien! Córcia. Gdzieś ty była? - Na klatce schodowej, przed jej drzwiami koczowało dwóch ludzi - rodzice.

- A co wy tu robicie? - zapytała lekko zszokowana.

- Tak rzadko nas odwiedzasz, że postanowiliśmy my to zrobić - odpowiedział tata.

- W końcu poznajemy cię Timonie. - Ucieszyła się matka i podchodząc, zamknęła Nicolasa w uścisku. - Ojciec już myślał, że w ogóle nie istniejesz - roześmiała się. Nicolas spojrzał pytająco na Vivien.

- Mamo... to wcale nie...

- Miło mi państwa poznać. - Wyciągnął rękę do jej ojca. - Dużo o was słyszałem, w samym superlatywach. - Vivien zgromiła go wzrokiem. Czy on zwariował?

- Simon. - Mężczyzna uścisnął dłoń. - A to moja żona Annette. - Zgarnął ją ramieniem. - No, Viviene otwieraj te drzwi - pognalił.

Otworzyła, kręcąc w duchu głową z tej niecodziennej i problematycznej sytuacji, w jakiej się znalazła, i wpuściła ich przodem do środka.

- Co ty wyprawiasz? - zwróciła się szeptem do mężczyzny.

- Ratuje ci dupę, zamierzając się przy tym świetnie bawić. - Uśmiechnął się niczym małe dziecko. - Vivien? - zapytał pełen podejrzeń.

- To moje drugie imię - wyjaśniła szybko. - Rodzice zawsze go używają.

- Viviene - wypowiedział jakby do siebie. - Ładnie - stwierdził. - Ja od teraz jestem Timonem - zaśmiał się i wszedł do środka, przepuszczając Gastona pomiędzy nogami.

- A gdzie jest Babette!? - zawołała mama, nie widząc drugiej córki.

- Aktualnie nocuje u koleżanki - wymyśliła na poczekaniu.

Przekorny los ✓Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz