8. Leśna aura.

218 19 2
                                    

Czy mogło być lepiej? Za każdym razem, gdy natykał się, mijał lub widział Suzann, ona promiennie się do niego uśmiechała. Miała taki radosny wyraz twarzy. Była piękna, ale z tym bananem, stawała się jeszcze bardziej urokliwa.

Zastanawiał się, czy naprawdę kogoś miała, ale przecież słyszał jej rozmowę, więc nie ma co się łudzić. A zwykły spacer ze znajomym z pracy nie był niczym niestosownym, aby wywołać jakiekolwiek podejrzenia, lub żeby zabronić tego drugiej połówce. Na jego prośbę, podała mu swoje miejsce zameldowania , więc jak tylko wyszedł z pracy, zdjął oficjalne odzienie i założył coś bardziej luźnego. Skoczył do rodziców po Gastona i podjechał pod wskazany adres.

Vivien nie wiadomo czemu cieszyła się ze wspólnego spaceru. Lubiła towarzystwo Nicolasa i oczywiście jego psa. Musiała przyznać, że czuła się przy nim dobrze - nad wyraz spokojnie. Założyła dżinsowe spodnie i obcisłą, czarną bluzkę. Załączył się domofon i wiedząc, że to Nicolas, poprawiła włosy, i od razu otworzyła drzwi.

- Witaj ponownie. - Przeskanował ją z góry na dół. - Radziłbym przebrać ci te spodnie. - Wskazał.

- Dlaczego? - zdziwiła się. Było z nimi coś nie tak?

- Nie będzie ci wygodnie - odpowiedział.

- Przecież idziemy na spacer.

- No właśnie, załóż jakieś legginsy i obowiązkowo weź kurtkę. - Spojrzała na jego odzienie, które składało się z czarnych bojówek i białego T-shirtu. Co on wymyślił?

Gdy Vivien była gotowa, wsiedli do jego samochodu i ruszyli przed siebie.

- Myślałam, że pójdziemy do parku - odezwała się, widząc że wyjeżdżają z centrum.

- W parku nie ma nic ciekawego. Jeśli niemal codziennie chodzisz tą samą drogą, może to zbrzydnąć, naprawdę.

- Więc dokąd jedziemy? - Skierowała wzrok na jego profil.

- Zobaczysz - powiedział z uśmiechem, nie przestając wpatrywać się w jezdnię.

Jechali już przeszło godzinę, a Vivien nadal nie wiedziała dokąd zmierzają. Zjechali z głównej ulicy i toczyli się leśną drogą, którą okalały gęste i nadzwyczaj wysokie drzewa.

- Jeśli masz zamiar się mnie pozbyć, to mogłeś to zrobić znacznie bliżej.

- Im dalej od miasta i cywilizacji, tym lepiej. Nie chcę żadnych światków - wyznał dosyć poważnie, po czym roześmiał się, widząc pytający wzrok kobiety.

Znaleźli się na parkingu leśnym, gdzie zostawili samochód. Nicolas zabrał ze sobą plecak i wziął Gastona na smycz. Przed nimi stała tabliczka z napisem: "Parc national du Mercantour"*.

- Nie sądziłam, że Park Mercantour znajduje się tak blisko.

- Nigdy tu nie byłaś? - Pokiwała przecząco głową. - To dobrze się składa. Będziesz jeszcze bardziej zachwycona niż sądziłem.

Szli wzdłuż fantastycznego szlaku otoczonego majestatycznymi roślinnościami. To miejsce buzowało naturalną energią, która ogarniała swą mocą całe ciało, napełniając je promiennymi iskierkami spokoju i relaksu. Viviene czuła jak przenika ją radosne słońce. Szum drzew, świergot ptaków i leśne zapachy czyniły ten spacer wyjątkowym, i rozluźniającym dla ducha. Obeszli tutejsze skałki, na których znajdowały się historyczne ryciny. Zostały one prawdopodobnie namalowane lub wyryte przez pasterzy  mieszkających w pobliżu, około 1800 lub 1500 przed Chrystusem. Było to ogromne zdziwienie, Vivien mieszkając zaledwie sto kilometrów stąd, nie miała pojęcia o tak bogatej i cennej historii.

Przekorny los ✓Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz