9. Buzujące pragnienia.

221 19 2
                                    

Po wyśmienitej wycieczce po parku narodowym, wrócili do mieszkania Nicolasa. Intrygowała go i to bardzo, dlatego chciał spędzać z nią więcej czasu. Myślał, aby zaproponować jej wspólną kolację, oglądanie filmu, lub cokolwiek innego, byle tylko widzieć jej promienny uśmiech, którego dzisiaj w dostatku miała jak nigdy. Lecz wiedział, że nie zgodzi się na jego propozycję. Jedyną opcją było posłużenie się Gastonem, którego darzyła ogromną sympatią.

Przygotował specjalny szampon i zawołał pieska, lecz ten wiedząc co się święci uciekł, kryjąc się za kanapą.

- Gaston, mordko. Przerabialiśmy to już.

- Myślałam, że lubi się kąpać - powiedziała Viviene.

- Lubi, ale w jeziorach i bagnach. Przymusowe kąpiele to już inna sprawa. - Poszedł po pupila. - No chodź, idziemy się umyć.

Vivien stała w drzwiach łazienki i oglądała wszystko z rozbawieniem. Czworonóg wpatrywał się słodkimi ślepiami w Nicolasa i kiedy ten był niebezpiecznie blisko, uciekał gdzie popadnie.

- Gaston! Bez wygłupów. Musisz mnie tak upokarzać przy gościach?

- Hau-hau - odezwał się, jakby wszystko rozumiał.

Mężczyzna rzucił się na niego i zabrał w swoje ramiona, po czym zaniósł do łazienki. Włożył pieska pod prysznic i przytrzymując go, aby nie zwiał, zaczął "operację".

- Suzann, podasz szampon?

Podeszła do niego i przysiadłszy na kolanach wylała na dłonie nieco płynu, i rozsmarowawszy go w dłoniach, utworzyła pianę, którą wmasowała w sierść przyjaciela. Pies był raczej zadowolony z jej poczynian, ponieważ przestał się wyrywać. Do Vivien dopiero teraz dotarło, że jest fizycznie blisko przy Nicolasie. Kabina prysznicowa miała niewielkie wejście, które chcąc nie chcąc zbliżało ich do siebie i uściśniało przestrzeń, która była pomiędzy nimi. Kątem oka spojrzała na mężczyznę, który całą uwagę skupił na swoim pupilu.

Nicolas wstał, aby móc sięgnąć po słuchawkę i w tym momencie wyskoczył pies. Nieoczekiwanie stracił równowagę i przytrzymując się rękami ściany, i kabiny, zapobiegł upadkowi.

- Jasny szlag! Gaston! - podniósł głos.

Vivien ruszyła za psem, który będąc od piany, zostawiał na podłodze mokre plamy. Dołączył do niej Nicolas i teraz wyglądało to jak zabawa w kotka i myszkę. Oni gonili, próbując złapać, a długowłosy ssak wymykał im się z pod rąk. Nagle Vivien potknęła się przez niewielki, beżowy dywan i wpadła wprost na Nicolasa, który nie spodziewając się tego, pośliznął się, i upadł na ziemię.

- Jesteś cała? - zapytał z troską, mając ją na sobie.

- Tak, a ty? - Odgarnęła z twarzy pasma włosów i włożyła za ucho.

- Też, chodź lądowanie nie należało do tych miękkich.

- Przepraszam - odparła trochę zażenowana.

- To nie twoja wina.

Spojrzał uważnie w jej oczy i nie wiedząc co ma powiedzieć, podparł się ręką, aby nieco się unieść. Chciała wstać, ale przytrzymał ją w talii. Vivien nie wiedziała o co mu chodzi. Wpatrywała się w jego przenikliwe tęczówki, aby coś z nich wyczytać, ale nie potrafiła - a może nie chciała?

Spróbowała jeszcze raz się podnieść, ale jego dłoń wciąż ciężko na niej spoczywała i z jej ruchem uścisk był jeszcze bardziej żelazny. Nicolas zbliżył twarz ku niej i wyczuwając przyśpieszony oddech, przybił sobie mentalną piątkę - a więc reaguje na mnie.

Przekorny los ✓Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz