13. Kłamstwo ma krótkie nogi.

172 17 3
                                    

Księżyc wysoko umiejscowiony na niebie, odbijał jasne światło słoneczne. Był środek nocy. Nicolas przekręcił się na drugą stronę, szukając wygodnej pozycji. Vivien już spała, nic dziwnego skoro była w miękkich łóżku. Nie to co on. Nawet Gaston miał tutaj większe prawa. Przetarł zmęczone oczy.

Świetnie to wymyślił, podając się za narzeczonego. Na pewno Viviene będzie go za to gonić, ale teraz wydaję się być zadowolona, że nie musi tłumaczyć się rodzicom. Viviene. Dziwne. Wołają do niej drugim imieniem. To czemu od razu nie dali jej tak na pierwsze? Jego rozmyślenia przerwał cichy hałas. Ktoś również nie spał i krążył po domu. Słyszał zbliżające się kroki. Chwycił swoją poduszkę i koc, po czym czmychnął pod kołdrę Viviene, niezbudzając jej.

- Oj przepraszam. - Zza framugi wychylił się Simon. - Pomyliłem drzwi.

- Nic się nie stało.

- Dobranoc - powiedział i zniknął.

Nicolas westchnął. Wyciągnął koc, który zawinął się pomiędzy nogami i czując, że jest tu znacznie wygodniej, pozostał w łóżku. Przybliżył się do kobiety i przejechał ręką po jej plecach. Zamruczała przez sen i odwróciła się twarzą do niego. Wpatrywał się w pogodną twarz wczuwając się w jej spokojny oddech. Chciał ją objąć, przyciągnąć, ale wiedział, że może tym ją zbudzić, więc zrezygnował. Zamknął oczy i pozwolił opanować swój umysł przez zbliżający się sen, którego pragnął. Z ostatnią myślą dzisiejszego dnia - kolejną noc również spędzę z tą kobietą - zasnął, pozwalając Morfeuszowi na władzę nad nim.

Vivien obudziła się i spostrzegając, że mężczyzna śpi obok niej, przytulając się, wzdrygnęła się i owinęła kołdrą. Dlaczego czuła się głupio? Przecież zaledwie przedwczoraj, o mało co nie uprawiała z nim seksu, a teraz było jej nieswojo. Nie rozumiała tego, nie rozumiała siebie. Była ze sobą na dwóch różnych płaszczyznach. Ciało ciągnęło i niezwykle reagowało, otwierając się na niego, lecz umysł nie pozwalał jej na dalsze kroki, zamykał dostępność, o którą prosił Nicolas, nie musząc wypowiadać żadnych słów, widziała to. Widziała jego niemą prośbę na zbliżenie, którego również pragnęła, ale nie mogła sobie na nie pozwolić. Do jej uszu dotarł dźwięk pukania do drzwi.

- Możemy wejść? - Annette zapytała przyciszonym głosem.

- Chwileczkę! - Szturchnęła sąsiada. - Nicolas obudź się! - wyszeptała do ucha. - Wstawaj!

Spojrzał na nią zmrużonym wzrokiem i ogarnowszy co się dzieję, przyciągnął ją do siebie, i usiadł na wpół leżącą.

- Proszę! - zawołała Viviene.

- Tak długo nie otwieraliście. - Weszła Annette, a za nią Simon. - Chyba nie przeszkodziliśmy wam w porannych igraszkach?

- Mamo!

- Spokojnie - odezwał się Nicolas. - Dopiero zaczynaliśmy. - Vivien obdarowała go kukśtańcem w żebra, przez którego się roześmiał.

- To nie będziemy wam przeszkadzać. Chciałam tylko powiedzieć, że idziemy z tatą do sklepu i to my robimy śniadanko. - Klasnęła w dłonie, jakby potwierdzając swoje słowa. - Już wychodzimy. Bawcie się dobrze. - Zamknęli drzwi.

- Dopiero zaczynamy? - powtórzyła jego słowa.

- Nie czujesz? Ja mogę w każdej chwili - wymruczał do jej ucha. Faktycznie czuła. Czuła na swoim pośladku jego twarde przyrodzenie.

- Podnieciłeś się przy moich rodzicach? - zapytała z udawanym oburzeniem.

- Yhm - wymruczał. - Mając przy sobie takie ciało. Ty chyba nie pomyślałaś, że to na widok twojej matki? - ożywił się. - Jest piękną kobietą, ale...

- Możesz mnie puścić i skończyć swój głupi wywód? - przerwała. Chciała się odsunąć, ale nie pozwolił jej na to.

- Wzwód? - Przytrzymał ją w talii i odgarnął włosy ze szyi, robiąc sobie do niej dostęp. Uszczypnął wargami odsłonięte ciało, wywołując przy tym wyczuwalny dreszcz u Vivien. - Będziesz musiała mi w tym pomóc.

- Co robisz?

- Rozluźniam cię.

Zaczął formować mokrą ścieżkę od pocałunków na jej szyi. Położył rękę na jej brzuchu i zaczął go masować, zjeżdżając niebezpiecznie blisko do linii bielizny.

- Nicolas, przestań.

- Nie mów czegoś czego nie chcesz mówić.

- Chcę, żebyś przestał - naciskała. To nie było miejsce i czas na takie rzeczy.

- A ja chcę, żebyś przestała się oszukiwać. - Westchnął. - Wiem, że cię pociągam. Widzę to.

- A ja myślę, że za dużo sobie dodajesz i wyobrażasz.

Uwolniła się z jego rąk i wprawiając go w niemałe zdziwienie, usiadła na nim zwróciwszy się twarzą do niego. Złapała go za policzki i złączyła ich usta. Poruszyła znacznie biodrami, robiąc nimi dwa okrężne ruchy i oderwała się, przygryzając jego dolną wargę. Zeszła z jego bioder i zniknęła w łazience. Nicolas zaskoczony nieoczekiwanym obrotem spraw, leżał dalej na łóżku. Vivien swoim czynem jeszcze bardziej podsyciła w nim ogień. Przejechał zrezygnowany palcami po włosach. Napalił się na nią i wiedząc, że dzisiaj nic nie zdziała, czekał cierpliwie na wolną łazienkę, aby oblać się zimną wodą, która jedyna była w stanie mu ulżyć - nie licząc oczywiście Viviene.

Po wybornym śniadaniu, Annette i Simon zbierali się w drogę powrotną. Woleli wyjechać szybciej, aby nie martwić się o korki na drodze.

- Dziękuję, że wpadliście - żegnała się z nimi Vivien.

- Musimy przyjeżdżać, bo ciebie to nigdy się nie doczekamy - odpowiedziała mama. - Za dużo pracujesz, powinnaś sobie trochę odpuścić. Wiem, że masz firmę na głowie, ale każdy człowiek potrzebuję czasem przerwy.

- Do zobaczenia, Timon - żegnał się tata. - I nie daj sobie wejść na głowę mojej córce. Wiadomo, że trzeba słuchać się szefowej, ale sprawa jest inna gdy jest twoją narzeczoną. - Roześmiał się. - Pokaż kto tu jest mężczyzną. - Uderzył go delikatnie z pięści w bark, po czym poklepał po ojcowsku.

- Pa, kochani. - Wyszli z mieszkania machając na odchodnym

Vivien skierowała się do sypialni, unikając jego wzroku i modląc się w duchu - licząc, że Nicolas nie zrozumiał rodziców.

- Stój! - Zatrzymał ją. Niechętnie odwróciła się do niego. - Chyba jesteś mi winna wyjaśnień. Nie sądzisz? - Zauważyła jak przybiera poważną minę.

- Niczego ci nie jestem winna. Rodzice pojechali, możesz już iść.

- Nie wyjdę dopóki nie wyznasz mi prawdy! - podniósł głos. - Suzanne! A może Vivienne!?

Przestąpiła z nogi na nogę. Nie ma innego wyjścia, musi mu powiedzieć. Podeszła bliżej i zaczęła:

- Jestem właścicielką Vent écologique. Zatrudniłam się u was przybierając tożsamość mojej koleżanki, aby zaszkodzić Direction La Mettrie i wyeleminować moją główną konkurencję. Wiem, że jest to niezgodne z prawem, ale nie miałam innego wyjścia.

- Nie rozśmieszaj mnie, zawsze jest jakieś wyjście. - Zaczął chodzić nerwowo po salonie. - Podszywałaś się pod inną osobę? Udawałaś szarą, niczego niepodejrzewającą myszkę, będąc przy tym właścicielką firmy!? Nie wierzę... Tak łatwo dałem się nabrać - prychnął.

- Naprawdę nazywam się Viviene Daquin. - Nie chciała już niczego ukrywać.

- No popatrz. Świetnie to wymyśliłaś. Suzanne Sorel. Gratulacje. Wiesz, że grozi ci za to więzienie? Wtedy już nieodwracalnie stracisz wszystko. Pomyślałaś o tym? - Ze zdenerwowaniem spojrzał w jej oczy. - Dobra, nieważne. Co mnie to obchodzi. Gaston! - zawołał psa. - Gaston! Wychodzimy!

Vivien usiadła załamana. Wszystko runęło. Nicolas poznał prawdę. Jestem spalona. Gdyby rodzice niepotrzebnie paplali, wszystko nadal byłoby w normie. Wzrok Nicolasa - taki pusty. Zawiódł się na mnie. Zawiodłam go. Zawiodłam rodziców, którzy są przekonani, że ze wszystkim sobie radzę i trzymam w mocnych rękach. Zawiodłam samą siebie.

Przekorny los ✓Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz