23. Jedno, wielkie pytanie.

159 16 2
                                    

Bastien napisał do Vivien z informacją, że zabiera ją do teatru. Była trochę zdziwiona, nie sądziła, że mężczyzna lubuje się w takiej sztuce, ale co tam, zgodziła się.

Zajęli miejsca i czekali na przedstawienie. Dzisiaj mieli wystąpić jacyś młodzi artyści ze Stanów z własnym repertuarem. Bastien przez całe widowisko trzymał jej rękę i posyłał niewinne uśmiechy. Nie ustępował jej na krok, nawet gdy szła do toalety, był przy niej, jakby bał się o jej bezpieczeństwo.

W drodze do domu próbował ją pocałować, ale zrobiła wyrafinowany unik. Nie potrafiła tego wytłumaczyć, ale nie chciała tego. Wciąż miała na ustach smak Nicolasa, którego nie chciała zastępować nikim innym. Sama nie potrafiąc wytłumaczyć sobie, dlaczego. Była zła na Lemaira, on również nie pałał radością jej dziwnym zachowaniem, dlatego oniemniała kiedy przyciągnął ją do siebie i zaczął całować, nie pozwalając na oddech. Chciał tym pokazać, jak ją pragnie, czy coś udowodnić?

- To jak?

- Słucham? - ocknęła się z rozmyśleń.

- Kolacja i wieczorne baraszkowanie, czy odwrotnie? - pytał Bastien.

- Wybacz, ale nie jestem w nastroju - wymigała się. - Spotkamy się jutro. - Wchodziła powoli po schodach do siebie.

- Coś się stało? - zatrzymał ją jego głos. - Zrobiłem coś?

- Nie. Nie czuję się zbyt dobrze, to wszystko. - Wzruszyła ramionami.

- Zrobię ci herbaty albo...

- Sama też potrafię sobie zrobić - ucięła. - Spotkamy się jutro - powtórzyła. - Dzisiaj naprawdę chcę iść już tylko spać. Dobranoc.

Tej nocy nie potrafiła zasnąć. Biła się z myślami. Szukała odpowiedniej pozycji, zupełnie jak Nicolas, który leżał w hotelowym łóżku i miał przed sobą obraz dzisiejszego uniesienia. Tak, chciał jej pokazać jak bardzo się myli. Będąc w kawiarni, zauważył błysk w jej oku, kiedy włożył jej widelczyk do ust. W biurze go wnerwiła, ale także podnieciła swoją stanowczością. Będzie miał załatwioną umowę na dobrych warunkach i Viviene w łóżku. Za długo czekał, aby jej teraz nie zdobyć.

Przywitał się z pracownicą, która zawiesiła na nim oko i wszedł do biura pięknej kobiety, która siedziała przy biurku z klawiaturą pod palcami.

- Z samego rana zapracowana. Omówimy dzisiaj warunki, czy damy upust naszym żądzą? - podszedł bliżej.

- Nawet nie próbuj się do mnie zbliżać - zareagowała.

- Nie potrafisz opanować wilgoci, gdy jestem blisko? - Spojrzała na niego z lekkim zdziwieniem. Kiedy stał się taki bezpośredni?

- Jesteś beznadziejny, Le Bon. Na czym wczoraj stanęliśmy? - wyciągnęła teczkę z dokumentami. - Pięciu kierowców i transport w ciągu czterdziestu ośmiu godzin. - Przeczytała swoje zapiski.

- Wydaję mi się, że stanęliśmy zupełnie na czymś innym. - Sięgnął po filiżankę kawy upijając łyk.

- To moja kawa.

- Nawet dobra. - Odłożył porcelanę i wstał, zmierzając do okna. - Podobają mi się twoje widoki, wiesz?

- Mieliśmy przejść do interesów - zauważyła. - Czy z tobą zawsze się tak źle pracuje?

- Nikt się jeszcze nie skarżył. - Odwrócił się.

- Raczej nikt nie śmiał powiedzieć ci tego wprost.

Zjawił się obok niej i kładąc rękę na oparciu fotela, nachylił się, uniemożliwiając jej ucieczkę, o której nawet nie pomyślała.

- Przyznaj, że podobało ci się wczoraj - obniżył głos.

Przekorny los ✓Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz