Po telefonie ze sklepu Vivien wiedziała, że Babette znowu wpakowała się w jakieś problemy. Musiała tam jechać, tylko że akurat dzisiaj przyjechała do pracy tramwajem. Cały tydzień jeździła samochodem, a teraz kiedy stoi w garażu, jest jej niezmiernie potrzebny.
Z wielkim trudem zapukała do drzwi, na których widniała plakietka z nazwiskiem Le Bon. Weszła do środka i spotkała się z tym przenikliwym wzrokiem, który świdrował ją na wylot. Czuła się kompletnie obnażona i jak tu miała prosić go o przysługę?
- Mam sprawę, znaczy się - odchrząknęła. - Potrzebuję twojej pomocy, a mianowicie podwózki. - Widząc, że nic nie odpowiada, ciągnęła dalej. - Dostałam telefon ze Signora di cristallo i muszę się tam zjawić, bo moja siostra wywinęła jakiś numer, a dzisiaj jestem bez samochodu.
- Liczysz na moją pomoc?
- Wzięłabym taksówkę, ale zanim podjedzie...
- Piętnaście minut temu miałaś do mnie jakieś wonty, a teraz przychodzisz do mnie i oczekujesz pomocy? Przykro mi, ale musi ci wystarczyć mój bezsensowny uśmiech - powiedział i uśmiechnął się do niej.
Wyszła z zaciśniętymi zębami. Była zła, ale na siebie. Nic dziwnego, że jej odmówił. Jasno mu postawiłam, że nie interesują mnie jego zaczepki, więc czego mogłam oczekiwać? Chwyciła telefon w poszukiwaniu numeru do taryfy, kiedy stanął przy niej Nicolas.
- Chodź, zawiozę cię. - Trzymał w ręku kluczyki, które podrzucił.
- A-ale...
- Chyba, że nie chcesz. - Uniósł pytająco brew.
- Chcę - powiedziała szybko, a lekki uśmiech wkradł się mimowolnie na jej usta.
Dziesięć minut później zjawili się na miejscu. Vivien weszła do luksusowego sklepu z odzieżą damską od znanych włoskich projektantów. Przy ladzie stała Babette z dwoma barczystymi ochroniarzami przy boku i starszym mężczyzną z długim wąsem, i strzelistym kapeluszu na głowie.
- Dzień dobry, Viviene Daquin.
- Wreszcie pani przyjechała - odezwał się ten z wąsem. - Jeszcze chwila a zadzwoniłbym alla polizia (na policję). 1 327 Euro się należy.
- Słucham!? Ile? - Nie kryła zaskoczenia. - Może pan mi najpierw wyjaśnić o co chodzi? - Obok zjawił się Nicolas.
- Cos'altro? (co jeszcze) - Cmoknął z dezaprobatą. - Co tu wyjaśniać? Guella giovane donna (ta młoda kobieta). - Wskazał na Babette. - Okradła il mio negozio (mój sklep)! Została przyłapana na gorącym uczynku. Chciała ukraść vestito costoso (drogą sukienkę) i to z najnowszej kolekcji Vuitton!
- Babette? - Spojrzała na siostrę, chcąc dostać potwierdzenie, że mężczyzna się myli i bezprawnie ją oskarża, ale w odpowiedzi dostała niewinną minę z bladym uśmiechem.
- Więc płaci pani czy stiamo chiamando la polizia (czy dzwonimy po policję)?
Vivien zapłaciła i zabrawszy siostrę pod pachę, wyszła ze sklepu. Nicolas wsiadł już do samochodu i czekał na nie z odpalonym silnikiem.
- Nie mów do mnie Vivien - uprzedziła ją.
- Co? Dlaczego niby nie mam...
- W jego towarzystwie jestem Suzann. Później ci wyjaśnię.
Wsiadły w samochód i ruszyli.
- Mógłbyś podwieźć mnie na dworzec? - zapytała Babette, kładąc delikatnie swoją dłoń na jego bark.
- Jaki dworzec!? Jedziesz do mnie. Nawywijasz problemów, nie przeprosisz i myślisz, że od tak pozwolę ci znowu wyjechać? - podniosła głos.
- O dżizas. Przecież oddam ci pieniądze. - Opadła na tylne siedzenie.
CZYTASZ
Przekorny los ✓
RomanceŻycie jest pełne przeciwności losu. Los płata nam figle i świetnie się przy tym bawi, pytanie, czy podołamy w tej zabawie i wytrwamy do końca? A może uda nam się odwrócić bieg zdarzeń? Wyłamniemy się z tego pędu i popłyniemy sami, obierając własny k...