Zostałam obudzona przez ciepłą dłoń muskającą mój policzek. Wiedziałam, że należy ona do Justin'a. Nie otworzyłam jednak oczu, miałam nadzieję że się zwierzy i nie odbiegłam od tego daleko.
-Oh Ronnie, wiem że cholernie mocno cię zranię, ale musisz wiedzieć, nie ważne co się stanie, ja zawsze będę cię kochał. -Szepnął, a na koniec pocałował mnie w czoło i wyszedł z pokoju.
Nie mam pojęcia o co w tym wszystkim chodzi, ale jestem pewna, że prędzej czy później się dowiem.
Justin zaczyna trasę dokładnie za tydzień. Chciałabym, żeby ten tydzień był lepszy od poprzednich. Bez ciągłych kłótni z Bieber'em i wiecznych kaprysów. Do tanga trzeba dwojga, jeśli on nie będzie się starał, ja również tego nie zrobię. Wkładam w ten związek całą siebie i nie wiem co mogłabym więcej. Bardziej zastanawiam się na szatynem. Jest masa kobiet na całym świecie, które chciałyby móc nazwać się jego dziewczyną. Wiele ładniejszych ode mnie, które mogłyby zawrócić brązowookiemu w głowie, a ja? Cóż, nie mogę go za to winić. Wiadomo jest przystojny, bardzo przystojny.
Podciągnęłam się do pozycji siedzącej i przeciągnęłam. Za oknem świeci słońce, jednakże wiem, że jest dość chłodno. Listopad ma swoje uroki, ale także potrafi popalić.
Postawiłam bose stopy na zimne panele. Naciągnęłam koszulkę Justin'a na swoją pupę. Zostawił ją u mnie ostatnim razem, a ja byłam zbyt zmęczona, żeby poszukać czegoś swojego.
Wyłoniłam głowę za drzwi i spojrzałam w obie strony. Zachowywałam się jak nastolatka, ale nie chciałam przypadkiem wpaść na szatyna, nie wiem jaki ma dzisiaj nastrój.
Stwierdzając, że droga jest czysta. Zbiegłam schodami na dół do kuchni. Przeżyłam mini zawał, kiedy zobaczyłam w niej Bieber'a stojącego przy kuchence. Stał do mnie tyłem.
-Mama! -Pisnął Sami i podbiegł do mnie.
Wcześniej go tu nie widziałam. Nieważne. Wzięłam maluszka na ręce i przytuliłam. Niebieskooki swoim zawołaniem sprawił, że nasza gwiazdka odwróciła się w moją stronę.
-Ronnie, już wstałaś. Chciałem zrobić dla ciebie śniadanie do łóżka. -Przemówił, głos ma zachrypnięty.
-Jak widzisz, już nie musisz. -Wzruszyłam ramionami. Usiadłam na barowym krześle przy kuchennej wysepce, a Sam'a posadziłam obok w jego krzesełku.
Przyglądam się mojemu przystojnemu mężczyźnie jak krząta się po kuchni, przygotowując jakiś posiłek. Często mnie rani, to prawda, ale kocham go, zawsze kochałam.
-Proszę. Kurczak z ryżem i warzywami oraz sok pomarańczowy. Coś lekkiego. -Oznajmił, stawiając przede mną tackę z jedzeniem.
Muszę przyznać, zaskoczył mnie. Oniemiała wpatrywałam się w danie. To nowość, jeszcze nigdy dla mnie nie przygotował jedzenia.
-Hej, jedz bo wystygnie. -Pomachał mi ręką przed twarzą i zachichotał.
Nie zauważyłam kiedy postawił jedzenie dla siebie i synka. Chwyciłam za widelec i zanurzyłam go w potrawie. Uniosłam i zasmakowałam trochę jego specjalności. Groszek, marchewka, ryż i kurczak idealnie ze sobą współgrają, tworząc smaczną całość. Moje kubki smakowe pobudziły się do życia. Ochoczo zjadłam wszystko co znajdowało się na talerzu.
-Smakowało? -Spytał Justin.
-Tak, bardzo. Gdzie Sami? -Rozglądam się po pomieszczeniu.
-Jest w salonie, ślicznie wyglądasz ubrana tylko i wyłącznie w moją koszulkę. -Oznajmił lustrując mnie wzrokiem.
Jestem absolutnie pewna, że na moje poliki wskoczyły rumieńce. Odwróciłam od niego wzrok i ukryłam twarz we włosach.
-Dziękuję. -Bąknęłam.
-Możesz się chować, ale ja i tak widzę te rumieńce. -Zaśmiał się gardłowo i zaczął zbierać brudne naczynia.
-Ja to zrobię, ty idź popilnuj Sam'a. -Powiedziałam szybko i odebrałam od niego zastawę.
Stanęłam przy zlewie i zajęłam się myciem. Tak mógłby wyglądać cały ten tydzień. Justin robiący śniadanie, opiekujący się mną i Sam'em, nic więcej mi nie potrzeba. Z moich rozmyśleń wyrwały mnie silne dłonie na moich biodrach.
-Kochanie, jak skończysz, ubierz się w coś wygodnego. Zabieram ciebie i Sam'a w pewne miejsce. -Szepnął mi na ucho i się oddalił.
~•~
Justin zatrzymał samochód na polnej drodze w środku lasu. Przez chwilę pomyślałam, że chce nas zamordować, ale po chwili odrzuciłam ten pomysł, ponieważ stwierdziłam, że to absurdalne.
-Zabrałeś nas do lasu? -Zmarszczyłam brwi.
-Nie marudź. -Zachichotał, w jednej ręce trzymał wiklinowy koszyk, a na drugiej Sam'a.
Maszerowaliśmy przez krzaki około dziesięciu minut, aż dotarliśmy do polanki. Bieber zauważając moją zdezoriwntowaną minę podrapał się po karku.
-Chciałem, żebyśmy mieli trochę prywatności. -Wzruszył ramionami posyłając mi swój największy uśmiech.
Postawił juniora na ziemi. Z koszyka wyjął duży koc, który położył na trawie. Gestem ręki pokazał, żebym dołączyła do ich dwójki.
Rozsiadłam się na puszystym materiale i przyglądałam się maluszkowi, który ganiał po całej polanie za motylami.
-Czy pani Anderson ma ochotę na truskawki w czekoladzie? -Zapytał szatyn, a na jego twarzy czaił się zmysłowy uśmiech.
-Chętnie. -Odwzajemniłam uśmiech.
Oparłam się na łokciach, a Justin co chwilę karmił mnie słodkimi owocami. Usiadłam na nim okrakiem i nakazałam, żeby się odchylił. Tak też zrobił. Teraz role się odwróciły i to ja karmiłam jego.
Podobała mi się ta zabawa. Chciałam musnąć pulchne wargi Justin'a, dopóki do naszych uszy nie dotarł szloch Sam'a. Rozejrzałam się dookoła i zlokalizowałam synka niedaleko. Siedział na ziemi i płakał.
Podnisołam się i już chciałam do niego podejść, ale Bieber mnie ubiegł i to on znalazł się przy jego drobnym ciele. Justin delikatnie otarł dłonie Sam'a i ucałował. Następnię wyprostował się i wziął niebieskookiego na ręce i podszedł do mnie.
-Chyba już na nas czas. -Stwierdził.
Zebrałam koc i koszyk z ziemi. Justin objął mnie w tali ramieniem i wszyscy razem przytuleni do siebie doszliśmy do auta.
Wrzuciłam koszyk do bagażnika, a Bieber w tym czasie posadził Sam'a w foteliku. Zajęłam miejsce pasażera i mogliśmy ruszać do domu.
To był cudowny dzień i miałam malutką nadzieję, że takie dni będą do wyjazdu mojej gwiazdki w trasę.
CZYTASZ
Daddy
FanfictionJustin Bieber to typowa gwiazda pop'u. Pił, brał narkotyki, chodził na imprezy i uprawiał seks z przypadkowymi dziewczynami. Co się stanie, gdy okaże się, że jest ojcem? okładka: luvjsmith