Rozdział 7

16.8K 676 184
                                    

Stałam tam i patrzyłam na szatyna, jak na debila. Wcześniej nie okazywał mi uczuć. W głowie mi się nie mieści. Nie mógł tak nagle czegoś do mnie poczuć. Przecież tak się nie dzieje, chyba że to film. No tak, ale to nie pieprzony film.

-Wiem, uważasz że zwariowałem. Jednak, dopiero kiedy wyjechałaś, zrozumiałem, że cię kocham. Mówią, docenisz, jak stracisz. Kocham Cię Ronnie. -Justin wstał i mnie przytulił.

Nie rzucę mu się w ramiona, ponieważ powiedział że mnie kocha. W brzuchu nie pojawiło się stado motyli, na twarzy nie zagościł uśmiech, tylko grymas. Moje uczucie do niego wygasło dwa lata temu. Nie kocham go, ten związek nie ma przyszłości. Nie darzył mnie uczuciem, takim jak ja. To niemożliwe, by to co powiedział przed chwilą było prawdą. Nie chcę być zraniona. Każda jego laska na jeden dzień sprawiała mi ból, co jeśli nadal tak robi. Nie chcę być laską na jeden dzień, nawet jeśli to światowa gwiazda.

-Justin, ja.. ja nie czuję tego samego, co ty. -Odsunęłam go od siebie.

-Ale.. Zawsze wydawało mi się..

-Właśnie, wydawało. -Przerwałam mu.

-Przepraszam, będzie lepiej jak już pójdę. -Wydukał i wybiegł z domu.

Oszołomiona opadłam na kanapę i zakryłam twarz dłońmi. Łzy mimowolnie spłynęły po moich policzkach, wyznaczając własną drogę. To oczywiste, że go kocham. Od zawsze go kochałam. Kiedy pierwszy raz go spotkałam, moje serce zabiło mocniej. Od tamtego momentu czuję to samo, gdy go widzę. Uczucia do osoby, którą kochamy, nie zmieniają się tak szybko. Skłamałam mu w żywe oczy, ale nie miałam innego wyjścia. Jeśli ponownie wpuszczę Justin'a do swojego życia, będę żyła w strachu. W strachu, że Bieber wróci do dawnego stylu życia i mnie zrani.

-Dlaciego placiesz mamusiu? -Poczułam lekkie szarpanie za rękaw.

-Hej mały, jak zszedłeś na dół? -Zachichotałam, ocierając słoną ciecz.

-Nie plać, księznicki nje mogą plakać. -Wskoczył mi na kolana i otarł łzy do końca.

Patrzyłam na niego zdumiona. Nie wiem skąd zna ten tekst, ale to najsłodsze co do tej pory od niego usłyszałam. To mój synek i kocham go nad życie.

-Gdzie to usłyszałeś Sami? -Zaśmiałam się.

-Od tatusia, w pudelku z oblazkami. -Wytłumaczył.

-Oh. -Westchnęłam i pocałowałam go w czoło.

Niestety Sami, to przez twojego ojca płakałam. Niby jak miałam zareagować? Nigdy dotąd nie powiedział mi czegoś takiego. To wydaje się takie dziwne. Może to ustawka Scooter'a. Przecież mógł poprosić Justin'a, by stworzył fałszywy związek dla mediów. Wszystko jest możliwe.

~•~

-Sami, nie biegaj po domu! -Krzyczała Kathrina.

-Denis, nie goń swojego kuzyna! -Wyzywał mój ojciec.

-Denis, zostaw Sam'a w spokoju! -Dodała Felicia.

Byłam w odwiedzinach u rodziny. Nie wiem, może to zbieg okoliczności. Cała rodzina zebrała się dzisiaj w rezydencji Andersonów. Dziadek Arnold z babcią Marie, wujek Edward z ciocią Suzanne oraz kuzynką Holy, kuzynami Lucasem i Josh'em, mój brat Blake i jego była dziewczyna Felicia z synem Denis'em, rodzice Kathrina i Martin, no i w końcu ja i mój syn Sam.

Sam potknął się o nogę stołu, upadł i się rozpłakał. Wzięłam małego na ręce i głaskałam po plecach by się uspokoił.

-Babcia mówiła, żebyś nie biegał i teraz co? Płacz. -Zachichotałam.

DaddyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz