Rozdział 12

11.5K 574 36
                                    

Obudziłem się kiedy poczułem ciężar na moim brzuchu. Otworzyłem i przetarłem zaspane oczy. Na moim abs siedział szatyn o niebieskich oczach. Uśmiechał się uroczo, na co również się uśmiechnąłem.

-Tatuś jest razem z mamusią? -Zapytał niewinnie.

-Nie, ale chciałbym. -Zachichotałem i poczochrałem go po włosach.

-To zlób coś. -Pociągnął za moje spodnie.

Nie wiedziałem, że mój syn jest taki mądry. Oczywiście, że odziedziczył to po Ronnie. Zawsze zdobywała bardzo dobre oceny, jak na osobę która mało bywała w domu, a większość czasu spędzała na imprezach. Patrzyłem na niego ze zdumieniem.

-Co proponujesz? -Zaśmiałem się cicho, tak by nie obudzić Ronnie.

-Tylko zieby nie plakala. Księznicki nje mogą plakać. -Powiedział i skoczył na nogi Anderson.

Chwila, przecież to moje słowa. Mój boże, Sami to czysta perfekcja. Przebija nawet mnie!

Mały skakał po nogach szatynki, powoli wybudzając ją ze snu. Niezły z niego urwis. Nie daje spać mamusi. Już wiem, że Ronnie nie ma z nim łatwo. 

-Sami. -Jęknęła w poduszkę.

Złapałem go i usadowiłem na swoich kolanach. Nie chciałem, żeby dziewczyna się do końca rozbudziła.

-Musisz być cichutko Sami, nie chcemy obudzić mamusi, prawda? -Szepnąłem przykładając palec do ust.

-Ale ja chcę jeść. -Jęknął równie cicho.

-Ja ci zrobię śniadanie, dobrze? -Zaproponowałem i wziąłem go na ręce.

Poszliśmy do kuchni. Posadziłem go na krzesełku dziecięcym i otworzyłem lodówkę. Pamiętam jak Ronnie mówiła przez telefon co lubi Sami. Chwyciłem za paczkę parówek i produkty do kanapek.

Poszukałem w szafkach garnka. Postawiłem go na kuchence i wlałem do niego wodę. Wrzuciłem parówki do środka. W czasie gdy parówki się gotowały, przygotowałem dla Ronnie kanapki. Sałata, szynka, ser, krążki cebulki i serduszka z ketchup'u. Ułożyłem je dekoracyjnie na talerzu.

Z kiełbasek dla małego zdjąłem skórkę i pokroiłem je na mniejsze kawałki. Postawiłem jedzenie przed małym i podałem mu zestaw sztućców dla dzieci, żeby nie zrobił sobie krzywdy.

Talerz z kanapkami postawiłem na tacy. Zrobiłem jeszcze herbatę z miodem i cytryną, którą także postawiłem na tacy.

-Hej, chciałbym podarować twojej mamie śniadanie do łóżka. Byłbyś grzeczny przez chwilkę? -Kucnąłem przy jego krzesełku.

Pokiwał ochoczo głową. Wstałem na równe nogi i chwyciłem za tacę. Ostrożnie ruszyłem do salonu. Postawiłem wszystko na stoliku i usiadłem obok dziewczyny, chyląc się.

-Ronnie wstawaj.. zrobiłem ci śniadanie. -Szepnąłem jej do ucha, potrząsając lekko jej ciałem.

Podniosła się do pozycji siedzącej i przeciągnęła. Podałem jej jedzenie. Mogłem zobaczyć niewielki uśmiech na jej twarzy.

-Wracam do Sam'a. Smacznego. -Powiedziałem i wróciłem do kuchni.

Szatyn skończył swoje jedzenie, więc zabrałem od niego talerz i wrzuciłem do zmywarki. Wziąłem go na ręce, a on natychmiastowo owinął swoje małe rączki wokół mojego karku. Wróciliśmy do salonu, gdzie Anderson zachłannie wcinała kanapki.

Usiadłem obok niej, a niebieskookiego posadziłem na podłodze, żeby mógł się pobawić.

Przyglądałem się szatynce z uwielbieniem. Ona jest najlepszym widokiem, który mógłbym widzieć każdego dnia o poranku.

-Chciałabym zabrać ciebie i Sam'a na wieczorny spacer po Central Parku. Co ty na to? -Spytałem niepewnie.

-Nie mam nic przeciwko. -Mruknęła, uśmiechając się szeroko.

DaddyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz