Rozdział 11

12.8K 570 27
                                    

-Dla ciebie wszystko. -Powiedział cicho i wyszedł.

Na te słowa moje serce zabiło mocniej, a jeszcze dziś rano biłam się ze swoimi myślami, by powiedzieć szatynowi, że ten związek nam nie wyjdzie.

Z jednej strony Sami powinien mieć ojca. Nie można go od niego izolować. To poprostu nie fair, w stosunku do niego jak i Justin'a. Tak się zastanawiałam, że wszystko robiłam dla dobra swojego, nie syna. Spójrzmy na to w ten sposób. Wykorzystałam go, stchórzyłam i wyjechałam. Uniemożliwiłam małemu kontaktu z własnym ojcem. Sam z tego powodu cierpi. Wszystko po to, by nie musieć stawić czoła przed Bieber'em.

Zawsze myślałam, że jestem dobrą matką. Sam dostawał wszystko, co sobie wymarzył. Okazywałam mu dużo miłoścu i uwagi. Był moim oczkiem w głowie. To tylko moje wyobrażenie. Byłabym dobrą matką, gdybym stworzyła malcowi prawdziwą rodzinę. Zwracałam uwagę na swoje samopoczucie, nie licząc się z tym co czuje syn. Nie jestem dobrym przykładem rodzica.

Nie wiem dlaczego właśnie to sobie uświadomiłam. Taka jest prawda. Wszystko, co do tej pory nie miało prawa wychodzić z najdalszych kątów mojej psychiki, zrobiło mi na przekór. W końcu musiało to nadejść. To my ponosimy konsekfencje swoich czynów. Ja zasiałam to ziarno i to ja muszę zebrać plon, nawet jeśli będzie on zgnity.

Czułam pustkę w sercu. Nie chciałam być teraz sama. Nie dziś. Zadzwoniłabym do Blake'a, ale niestety spędza czas ze swoim synem u Felici. Selena może być na mnie wściekła, w końcu to dla mnie Justin z nią 'zerwał'. Reszta paczki nie jest typem słuchaczy.

Może popełnię największy błąd w moim życiu i później będę tego żałować, ale potrzebuję w tej chwili bliskości drugiej osoby. Kto jak kto, ale Justin jest ostatni na mojej liście.

Zawsze mnie wysłucha, nawet jeśli jesteśmy w takiej sytuacji jak teraz. Mam nadzieję, że on jako moja ostatnia deska ratunku, uratuje mnie przed wpadnięciem w jeszcze większy dołek.

Mimo, że to przez Justin'a wpadłam w taki stan, chcę go obok siebie. Podobno kaca leczy się tym, czym się strułeś. Czy cierpienie, można wyleczyć dzięki osobie która cię zraniła? Nie wiem, nie zaszkodzi spróbować.

Wybrałam numer szatyna i przyłożyłam telefon do ucha. Wciąż ta sama wnerwiająca piosenka, przy czekaniu na połączenie. Czekałam i czekałam. Już miałam w planach odrzucić telefon na bok, ale usłyszałam jego chrypliwy głos pod drugiej stronie.

-Tak?

-Justin.. um, mógłbyś do mnie przyjechać? -Spytałam z nadzieją.

-Coś się stało?

-Nie, tylko.. Nieważne, cześć. -I się rozłączyłam.

Tak, jestem idiotką. No nic, wychodzi na to że spędze ten wieczór sama,przykryta kocem i paczką chusteczek w dłoni. I tak też zrobiłam. Włączyłam jakieś romansidło, które miało chujowe zakończenie. Nigdy tak bardzo nie ryczałam. To nie była miłość ze szczęśliwym zakończeniem.

Usłyszałam dzwonek do drzwi. Pociągając nosem i ciągnąc za sobą koc, podeszłam do skrzydła i otworzyłam je.

Do środka wpadł przerażony Justin. Złapał mnie za ramiona i dokładnie mi się przyjżał. Kciukiem otarł resztki łez i poprostu mnie przytulił. Przyjechał tu, sam fakt wiele dla mnie znaczy.

Zaprosiłam go do środka. Rozłożył kanapę i poklepał miejsce obok siebie. Położyłam się, a on natychmiast przyciągnął moje niewielkie ciało do siebie.

Leżeliśmy w ciszy, przyjemnej ciszy. Głową opierałam się o jego klatkę piersiową, a on bawił się moimi włosami. Było mi nadzwyczaj przytulnie. Nie czułam pustki, tylko to że jestem dla kogoś ważna. Chciałabym, byśmy wszystko sobie wyjaśnili. Wiem, miałam nie wpuszczać go do mojego życia, ale stara miłość nie rdzewieje.

Usypiałam w jego ramionach. Poczułam, że wstał. Przestaszyłam się i złapałam za jego dłoń. Odwrócił się i posłał ciepły uśmiech.

-Zostań ze mną. Proszę. -Błagałam.

Puścił moją dłoń, zdjął bluzę oraz czapkę i położył się obok mnie. Przyciągnął moje ciało do swojego i okrył nas kocem.

-Dobranoc księżniczko. -Szepnął mi do ucha.

-Dobranoc Justin.

DaddyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz