12. Panienka z okienka

3.1K 151 726
                                    

Co mogło pójść nie tak?!

Zaczerpnęłam powietrza na tyle głęboko, na ile tylko potrafiłam, bo wciąż musiałam walczyć z napierającą paniką. Niemal czułam śmiercionośny pocałunek Dementora na swoich ustach, a echo mego krzyku wciąż odbijało się od ścian łazienki!

Odetchnąwszy jako tako, spróbowałam po raz pierwszy wydźwignąć górną połowę ciała w stronę bulaja. Bardzo się starałam, naprawdę. No, ale niestety... Na próbie się skończyło.

Nawet kiedy stałam na klapie muszli sedesowej, okienko wciąż znajdowało się dość wysoko i wymagało podciągnięcia się, jak na drążku. To zaś, słusznie się domyślacie, nigdy nie była moja ulubiona aktywność fizyczna!

Ja tam zdecydowanie wolałam podciągać się na łóżku, zwłaszcza na poduszce. Na przykład jak się za nisko obsunęłam, czytając wattpada i podbródek mi się wbijał w mostek.

Ze skłonów z kolei preferowałam te po jedzenie. A przysiady to chyba żeby zajrzeć do dolnych szuflad w Lindzie.

Czyli w sumie też po jedzenie, ugh!

Więc, jakby, tego... Szybko się przekonałam, że nie jestem najlepiej przygotowana fizycznie do Operacji Freedom*. Niemal natychmiast wysiadły mi palce i nie miałam dość siły w ramionach, żeby dźwignąć te swoje siedemdziesiąt osiem kilogramów.

Buuu...!!

Nie, żeby mnie to jakoś szczególnie zdziwiło. Takie moje parszywe szczęście. I skutki lenistwa. Oraz obżarstwa.

Coś za coś, jak zawsze! Ale może rzeczywiście nieco przesadzam z wrodzoną awersją do ruchu?!

Obiecawszy sobie, że jeśli tylko naprawdę uda mi się wydostać z tego ciemnego grobu, to tym razem już naprawdę (na serio i na pewno!) wezmę się za jakiś sport, spróbowałam niepewnie nieco, ale postawić prawą stopę na spłuczce.

Ryzykowne, wiedziałam to, bo ja jednak swoje ważę. No, ale co miałam zrobić?

Dalsza wspinaczka w egipskich ciemnościach nie była bezpieczna, fakt. I zdawałam sobie z tego świetnie sprawę.

Lecz zostając dłużej choćby o minutę w smolistych czeluściach zapomnianej toalety, miałam jak w banku, że zostanę następną Jęczącą Martą*. Tak że bez dwóch zdań, ryzyko warte było podjęcia, uznałam.

☆☆☆

Daruję wam opisy moich żenujących prób dosięgnięcia do bulaja. Dość, że w końcu mi się udało, nawet jeśli w międzyczasie spadłam z kibla oraz popłakałam się z napięcia i bezsilnej złości.

Wreszcie tam jednak byłam i zaczęłam z ulgą przeciskać głowę i ramiona na zewnątrz. Ufff!

Nieco może poniewczasie zaintonowałam także modlitwę, żeby z drugiej strony było bliżej do ziemi niż z tej. Bo inaczej jak nic złamię sobie kark, wypadając z tego okna, duh!

Nie wiedziałam za bardzo, jakby to bezpieczne wypadanie miało wyglądać, w końcu łazienka nie mieściła się w suterenie. Ale nie wymagajcie ode mnie logicznego myślenia w takiej chwili, błagam was!

Ja musiałam się skupić na działaniu! Dementor dyszał mi w kark, a krzyk znów narastał głucho w krtani!

Zwłaszcza iż szybko się okazało, że odległość od ziemi po zewnętrznej stronie budynku to chyba najmniejszy z moich problemów!

No bo, jakby wam to powiedzieć...

Otóż głowa i ręce to niestety jedyne, co mi się udało przepchnąć przez przedzielone okienną ramą światło bulaja.

Hero in You ✔️Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz