Rozdział dedykowany w sposób szczególny wszystkim Czytelnikom Game, jako że to mały crossover. Ozdrowieńcy (z miłości do Kyle oczywiście) Ian i Shane pozdrawiają. Jeden już ma nową, sensowną dziewczynę, a drugi ciężko pracuje w tym kierunku! 🌻
Koniec lutego przyniósł oczywiście zawody stanowe. Nie ukrywam, strasznie się przed nimi denerwowałam. Zdawałam sobie sprawę, jak bardzo odstaję od dziewczyn doświadczeniem (a raczej jego brakiem) i umiejętnościami.
One trenowały od lat, ja – zaledwie od trzech i pół miesiąca. Ale przecież robiłam, co mogłam, żeby to nadrobić, tak?
Czasem nawet ponad moje siły...
Po prostu tak strasznie nie chciałam zmarnować koleżankom szansy na sukces na tych zawodach, a co za tym idzie na uniezależnienie się od tego śmierdziela, Radamera. Bałam się, że coś sknocę, przewrócę się, podstawię komuś nogę, a nawet, że poplączę szarfy!
Geez, tyle rzeczy może pójść nie tak!
Wiedziałam, że jeśli przez własną łajzowatość i tępotę ośmieszę naszą drużynę i odbiorę marzenia dziewczynom, to będę musiała sama, osobiście złożyć zlecenie na Russa do tej jakiejś mafii z Miami, żeby go unieszkodliwili.
No serio!
Będę miała taki moralny obowiązek!
Tak naprawdę to nie miałam pojęcia, jak wyglądają w rzeczywistości tego typu zawody, choć podpytywałam cheerliderki. W sumie to chyba tylko oglądałam kiedyś jakiś film dla nastolatków, o pewnej drużynie, co bardzo chciała dobrze wypaść na takich mistrzostwach. I tyle.
Dlatego wiele rzeczy mnie bardzo zaskoczyło. Przede wszystkim, choć oczywiście każda drużyna przywiozła swoich kibiców i na trybunach panowała gorąca atmosfera, to jednak było bardzo miło.
Nie zauważyłam żadnych takich czadów, jak na filmie. Nikt nikomu nie wsypywał pinezek do butów ani nie przyklejał ich do podłogi. O oblewaniu się wodą bądź lakierem do paznokci też jakoś nie było mowy.
Oczywiście, że każda drużyna chciała wygrać, ale raczej panowała zasada fair play. Poza tym zawody były bardzo sprawnie zorganizowane, żadnej histerii i krzywych numerów.
W sumie to się nawet zaczęłam nieźle bawić, zwłaszcza gdy miałam już za sobą występ naszego teamu. Niby wiele programów wydawało się być podobnych, ale zawsze każdy zespół dodawał coś od siebie. Inna muzyka, inne stroje, inne buzie na parkiecie.
Poza tym te emocje, to zaangażowanie. I coraz wyraźniej do mnie docierało, że cheerliderowanie to także sztuka!
Co do naszego programu to nie wiem jakim cudem, ale udało mi się uniknąć większych wpadek. Może nie do końca tak mi moje dwie szarfy naraz wyszły, jakbym sobie życzyła, ale żadna inna drużyna nie miała tego elementu podczas występu. Więc może sędziowie nie za bardzo się mieli do czego odnieść, OGIH!
Szczerze to stres mnie lekko zeżarł, niestety. I brzemię odpowiedzialności przygniotło. Dlatego nie potrafiłam się wykazać pełnią swoich, coraz już większych możliwości na tym polu. Lecz nie było też tak, żeby wstążki mi się poplątały czy osunęły na ziemię, na całe szczęście.
A jak już było po naszym występie to zostało nam tylko oglądanie programów pozostałych teamów, podpatrywanie ich sztuczek i te sprawy. No miodzio!
Na trybunach oczywiście nie zabrakło kibiców z naszej szkoły, a wśród nich Owena i Melody. Doping tych szaleńców słyszałam nawet jeszcze będąc na parkiecie! Co więcej, pojawiło się też kilka innych osób, mniej lub bardziej dla mnie zaskakujących.
CZYTASZ
Hero in You ✔️
Teen Fiction"- Powinienem był trzymać się od ciebie z daleka. Kobiety, które kocham, umierają". Ludzie myśleli, że wiedzą o Lavender Storm wszystko. Z kolei Hunter Snow nigdy nie dał im się poznać. Teraz okazało się, że nikt nie ma pojęcia, kim tak naprawdę jes...