Kochani, bardzo dziękuję za 120k odsłon dla A Game of Hearts i oczywiście zapraszam tych z Was, którzy jeszcze nie czytali! 💕💞💖💝💘💓💗💞💕💖
Ciekawe, czy Hero też tyle kiedyś będzie miało?? Na razie zbliżamy się do 500 gwiazdek, co też mnie bardzo cieszy i zachwyca! ⭐⭐⭐⭐⭐⭐⭐⭐⭐⭐
Niestety, miałam rację ze wszystkimi swoimi obawami i podejrzeniami w sprawie wojny z trenerką Watson. Oraz ogólnie co do atmosfery wokół mojej osoby. Kolejne dni tygodnia dowiodły tego w całej rozciągłości.
Żyłam w piekle.
I to na kredyt.
Po naszej zaskakującej konfrontacji z Mrs. Watson we wtorek, babus dawał mi nieustający wycisk na każdym "normalnym" wuefie, czyli codziennie rano. Trzydzieści okrążeń hali to była już norma.
Kończyłam je najpierw tak bardziej pod koniec lekcji, a po kilku dniach już bliżej połowy. Często jednak czołgając się do mety.
Ale nie myślcie sobie, że na tym koniec! Po bieganiu przychodził czas na pompki, przysiady, pajacyki, deski i całe to obrzydliwstwo.
Zdaniem Watson wcale nie mam kondycji i jak raz musiałam się z nią zgodzić, w stu procentach. A bez kondycji nie miałam nawet co marzyć o byciu choćby przeciętną cheerleaderką.
Przy czym w naszej szkole przeciętnych nie ma!
Pot lał się ze mnie strumieniami, pozdzierane na ścianie z bulajem łokcie i palce nie miały nawet szansy się zagoić. Na żebra to już w ogóle zapuśćmy zasłonę milczenia; przestałam być pewna, czy żadne nie jest złamane.
Ale musiałam znosić ból żeber w milczeniu, owijając je tylko co rano bandażem elastycznym. Raz, żeby je trochę zebrać do kupy. A dwa, żeby broń Boże nikt nie zobaczył wszystkich kolorów tęczy na moim brzuchu (siniaki powoli próbowały mi schodzić), w razie gdyby koszulka mi się podwinęła.
Co w każdej chwili mogło nastąpić, zwłaszcza podczas morderczych treningów dla cheerleaderek. O ile bowiem podczas normalnych lekcji wychowania fizycznego nauczycielka niezmordowanie wykazywała mój brak kondycji, to podczas treningów – że się w ogóle do niczego nie nadaję.
Ale to tak DO NICZEGO.
Bo jestem ostatnią łajzą i łamagą.
Niby to wiedziałam, ale nie, że jest ze mną aż tak tragicznie. Przysięgam. Watson miała dziką frajdę z udowadniania mi tego na każdym kroku, dosłownie.
Na moje (wyjątkowo rachityczne obecnie) szczęście, w poniedziałki, środy i czwartki dziewczyny trenowały zazwyczaj same. Koncentrując się wówczas na elementach tanecznych pokazu, choreografii, rozciąganiu. Ćwiczyły też elementy gimnastyki artystycznej*, czyli używanie przyborów, takich jak wstążki, piłki, obręcze, a nawet krzesła! Ale także nieśmiertelne pompony.
Jak się domyślacie, w żadnej z tych dziedzin nie byłam wybitna. Może tylko z siedzeniem na krześle sobie jako tako radziłam, ale i ono okazało się być dużo bardziej skomplikowane, niż przypuszczałam.
Jeśli siedzieć miała cheerliderka, to z wdziękiem, seksownie, z pomysłem. Więc w sumie nie tyle siedziała, co tańczyła z użyciem krzesła.
No, i to by było na tyle!
Tańczyć, jak wiecie, nawet lubiłam. Ale w tłumie, najlepiej anonimowo. Nie, kiedy wgapialy się we mnie dziesiątki nieprzychylnych oczu. Z czego oczy Mrs. Watson to już płonęły na mój widok piekielną czerwienią!
CZYTASZ
Hero in You ✔️
Teen Fiction"- Powinienem był trzymać się od ciebie z daleka. Kobiety, które kocham, umierają". Ludzie myśleli, że wiedzą o Lavender Storm wszystko. Z kolei Hunter Snow nigdy nie dał im się poznać. Teraz okazało się, że nikt nie ma pojęcia, kim tak naprawdę jes...