20. Prawdziwy mężczyzna

2.9K 141 430
                                    

Nie wierzę własnym uszom.

Więc mimo iż bałam się, że przemieniona w kamień szyja pęknie mi z trzaskiem, gdy tylko spróbuję obrócić głowę, MUSIAŁAM choć spróbować spojrzeć w stronę trybun.

Bardzo potrzebowałam się upewnić, kto tak nienachalnie, lecz skutecznie zdołał właśnie przywołać chłopaków do porządku?

Cóż, spojrzałam i okazało się, że własnym oczom też nie wierzę. Bo, czy to możliwe, żeby w rzędzie ciemnoczerwonych krzesełek, mniej więcej w połowie wysokości trybun, naprawdę siedział... Snow?

Gdyby ten chłopak tam, wysoko, ubrany w dopasowaną czarną koszulkę i spodenki do połowy uda, to NAPRAWĘ był Hunter, to przecież byłoby strasznie dziwne, czyż nie?

Bo on nawet nie jest koszykarzem i nic nie słyszałam, żeby chciał być. W ogóle do żadnej szkolnej drużyny nie przynależy!

Właściwie to nie mam pojęcia, jakim cudem ty się utrzymujesz w tej szkole, Snow?

Czy ciebie nie obowiązują żadne reguły?!

Do tego, powiedzmy sobie szczerze, nic się tutaj dziś specjalnie interesującego nie działo, tak? I przecież trwało właśnie sobotnie południe. Normalni ludzie mają wtedy jakieś życie poza szkołą!

No cóż, ja już nie.

Choć może Mister Android jednak jest dużo większym fanem naszej dużyny koszykarskiej, niż go o to podejrzewaliśmy z Owenem i Mel? I zawsze przychodzi sprawdzać ich tygodniowe postępy w treningach?!

To co, nie masz nic ciekawszego do roboty w weekendy, Hunter? Seriously?

No dobrze, niech mu będzie, wszyscy już się zgodziliśmy, że ten koleś jest dziwny. I może strasznie się nudzi w soboty, stąd jego obecność.

Ale jednak nie dość, że tu siedział, to jeszcze się odezwał! I to jak?!

"Tylko prawdziwy mężczyzna jest sobie w stanie poradzić z prawdziwą kobietą".

Ale to znaczy, że z jaką?

Z GRUBĄ?!

Chyba wolałam w to teraz nie wnikać. Zwłaszcza iż spokojnie, choć stanowczo wypowiedziane przez Snowa słowa nie tylko skutecznie uciszyły tych wrednych koszykarzy, ale jakby zarazem zdjęły czar milczenia z cheerliderek.

Co prawda może nie z Jeminy, ale za to Amy aż się wzięła pod boki i pełnym głosem zawołała:

– Słyszałeś, Radamer? Znasz może jakiegoś prawdziwego mężczyznę?

– Ani nie zna, ani sam nie jest! – przyłączyła się do słownych przepychanek z chłopakami piękność o egzotycznej urodzie, Ana Lee.

– Żaden z nich nie jest – odezwała się jednak Washington, zwracając się niby tylko do nas, dziewczyn, ale zakład, że koszykarze też ją dobrze słyszeli. – A wiecie dlaczego?

Patrzyłyśmy na nią wyczekująco. Ja może szczególnie, bo po naszej ostatniej rozmowie wiedziałam, ile ją musiało kosztować zabranie teraz głosu. W jej sytuacji każda konfrontacja z kapitanem koszykarzy mogła być cholernie ryzykowna.

– Bo prawdziwy mężczyzna nigdy nie poniża kobiety. Ojciec mi to kiedyś powiedział i ja mu wierzę.

Pokiwałyśmy głowami, bo trudno się było nie zgodzić. W punkt, papo Washington!

Ale widać zadziornej Amy wciąż było mało, bo nie wiedzieć kiedy objęła mnie lekko ramieniem, tak że chcąc nie chcąc musiałam się obrócić wraz z nią w stronę koszykarzy. A wtedy raz jeszcze krzyknęła:

Hero in You ✔️Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz