31. Cicha noc

2.8K 140 402
                                    

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.



Święta przebiegały mi mniej więcej tak, jak się spodziewałam. Przede wszystkim dużo spałam, no cóż.

Bolała mnie przecież każda kostka, każde ścięgno. Każdy przysłowiowy mięsień, o którym aż do zostania cheerliderką nie miałam pojęcia, że takowy posiadam.

Gdy trochę odpoczęłam, porwałam się na kilka wyczynów w kuchni. Upiekłam zupełnie przywoitego indyka oraz zapiekankę z brokułami i ryżem.

Mając do wyboru ponure rozważania o tym, jak też mafia z Miami świętuje Boże Narodzenie, lub zajęcie umysłu oraz rąk czymś sensownym, wybrałam to drugie.

Albo raczej tak mi się tylko wydawało...

Zdobyłam się bowiem na przygotowanie francuskiego torcika Charlotte, znanego także jako ciasto Charlotte Russe. Właśnie układałam maliny na przybranym bitą śmietaną wierzchu deseru, gdy nagle ręce mi zawisły w powietrzu.

Otóż poniewczasie, lecz przypomniałam sobie, jak na lekcji historii rozmawialiśmy ostatnio o zwyczajach i potrawach świątecznych w różnych stanach Ameryki. And guess what*?

Charlotte Russe to ulubiony deser świąteczny na Południu kraju, tiaa! Obok ciasta kokosowego, pekan pie oraz placka ze słodkich ziemniaków.

Na Południu, czyli także na Florydzie!!

Mój torcik wyglądał bardzo apetycznie, nie powiem, ale miałam ochotę wywalić go do kosza. W końcu ze złością wstawiłam moje dzieło do lodówki. W zamian wyjęłam na blat, podarowane nam podczas mojej wczorajszej, przedświątecznej wizyty u dziadków, ciasto czekoladowe.

Nie będę przecież jadła mafijnego deseru!

Nie wiem doprawdy, co sobie czasem myśli moja podświadomość?!

☆☆☆

W porze świątecznego lunchu ukroiłam kawałek piersi indyka, przybrałam go sosem z żurawiny, do tego dołożyłam na tacę odrobinę zapiekanki i ciasta od babci. Nie zanosiło się, aby mama pokazała się w jadalni, postanowiłam zatem zanieść jej bożonarodzeniowy posiłek prosto do pracowni na tyłach domu.

Nie zareagowała na pukanie, ale nie zdziwiło mnie to. Prawie nigdy nie odpowiadała, już lat tak ma. To znaczy, od rozwodu.

Uchyliłam drzwi i posiłkując się w pocie czoła wypracowywanymi umiejętnościami akrobatycznymi, zaniosłam wypełnioną jedzeniem tacę na duży stół w kącie pomieszczenia. Wciąż starannie i z pewnym strachem omijałam wzrokiem osobę matki.

Szczerze to odwlekałam jak mogłam moment spotkania z rodzicielką. Pamiętałam z czasów dzieciństwa, jak kolorowe i radosne bywały u nas święta Bożego Narodzenia. I jak bardzo mama była zaangażowana w ich przygotowanie.

Hero in You ✔️Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz