Rozdział 1
Mam nadzieję że dzień będzie ciekawszy. Ale był nudny. Był nudniejszy niż zwykle sami starsi ludzie mi się trafili. Kiedy wreszcie wróciłam do bazy. Atmosfera tutaj jest napięta by można ją kroić nożem.
-Dalia, wreszcie jesteś, masz iść na górę. Coś się dzieje, ale nikt nie chce wyjaśnić. Powiedzieli że jak wrócisz mamy Cię tam wysłać- to był Maik, który powiedział to co miał do powiedzenia i sobie poszedł. Żadnego ,, cześć" ani ,, pocałuj mnie w dupę". Oni naprawdę mnie nie lubią, chociaż nie mam pojęcia dlaczego. Niczym się nie wyróżniam jestem tak jak oni wszyscy. Szara znikająca w tumie, normalna.
Ruszyłam na górę. Pokój szefa znajdował się na ostatnim piętrze. Gdy doszłam, zapukałam, do drzwi.
-Proszę- odezwała się otworzyłam je i weszłam do środka.
- Po co mnie tu wezwano? - spytałam
- Pokaż skrzydła - oznajmił rzeczowo nieznany mi głos od strony drzwi. Odwróciłam się i ujrzałam dwoje starszych aniołów. Kobieta i mężczyzna, ciekawe po co oni tu?
- Po co? - zapytałam wprost tą dwójkę. Zaniepokoiłam się nigdy ich nie pokazuje. Odkąd moja opiekunka mi tego zakazała. Mają nietypową barwę, ona mówiła że są przeklęte i nie wolno mi ich ujawniać. Nigdy.
- Ponieważ chcemy zobaczyć ich barwę - spojrzałam na nią sceptycznie i już chciałam coś powiedzieć, ale mi nie pozwoliła- Sprawiliśmy już wszystkich. A doszły nas wieści że ktoś ma skrzydła innego koloru niż czarne. Ta osoba będzie odesłana do innego zawodu zależ od ich koloru.Durna baba co ona sobie wyobraża że ktoś od tak zmieni swój zawód od tak? mózgu chyba nie używa stare babsko.
- Muszę? - spytałam choć znałam odpowiedzi. Oboje kiwnęli głowami, szefa nie widziałam, ale miałam dziwne wrażenie, że on też chce wiedzieć. Wypowiedziałam słowa i spadła zasłona z moich skrzydeł. <miałam wrażenie że zostałam skazana na porażkę i to tak z przytupem. Najchętniej to bym w tej chwili zniknęła i już nigdy nie pojawiła się w tym pokoju. Krzyk który próbowali stłumić tylko potwierdza moje obawy przed tym co zobaczyli w tej chwili. Okropne jest to że trzeba słuchać tych rozkazów z góry. Uch... Odwróciłam się powoli.Popatrzyłam na wszystkich po kolei, mieli osłupienie na twarzy.
- O co chodzi? Nic z tego nie rozumiem. Czemu tak na mnie patrzycie? - pytania same cisnęły mi się na usta.Zidiociał do końca czy jak? Ich miny nie wiem czy się śmiać czy być przerażona tym co za chwile nastąpi. No niech któreś z tych staruchów mi odpowie.
- Nie mogę w to uwierzyć, one są niebieskie...- przerwała w połowie.
- Okej, może nigdy nie słyszałam o niebieskich skrzydłach, ale nie ma co się podniecać- kretynizm wyżarły im mózg czy jak?
- Nie rozumiesz, niebieskie skrzydła u dziewczyny wybrał młody książę - oznajmił spokojnie mężczyzna. O czym ten człowiek gada? Chwila, książe wybrał niebieskie skrzydła? Przecie moje sa takie....
- CO?!- krzyknęłam zdziwiona. Ja pierdu! mam przesrane.
- Ty naprawdę nic nie wiesz prawda?- tym razem szef się odezwał znużonym głosem.
- Tak, może ktoś mi to wyjaśnić?
- Już wszystko wyjaśniam. Usiądź będzie lepiej i reszta też niech siada - wszyscy zajęli miejsca, w tym zamieszaniu nawet nie zauważyłam kiedy wstali. A ja teraz czekałam aż ktoś mi to wszystko wyjaśni.
- Zacznijmy od początku. Od dawna w naszej tradycji książę lub księżniczka wybiera kolor skrzydeł swojego przyszłego małżonka. Rodzice tobie tego nie wyjaśnili?- głupia krowa z tej baby.
- Nie mam rodziców - warknęłam do niej
-Och... Przepraszam - kiwnęłam głową na znak, że przyjęłam przeprosiny - Dobrze, kontynuujmy. W tym roku młody książę zażyczył sobie, żeby jego przyszła żona miała niebieskie skrzydła. A to dlatego że niebieska barwa jest rzadko spotykana. Ostatni raz kobieta z niebieskimi skrzydła urodziła się ponad 300 lat temu. Mężczyźni jeśli rodzą się z niebieskimi skrzydłami to umierają lub żyją bardzo krótko, a teraz możesz iść zacząć się pakować i ruszać do pałacu, by zostać nową królową - oznajmiła wesoło kobieta. Ale dużo wyjaśnił. Po prostu od cholery. przecież każdy wie o tej durnej tradycji. I co teraz niby mam wyjść za księcia tą babę to chyba do reszty pogięło nie ma co, jak stara wariatka.
- A to niby czemu? I dlaczego wybrał akurat niebieski?
- Ponieważ książę nie chce się żenić, a jak nie będzie miał żony jego starszy brat przejmie władzę, a książę będzie mógł robić co chce. - Co za durny powód do tego żeby wybrać sobie żonę z takim kolorem skrzyde. Głupota.
- Na pewno jest jakaś inna dziewczyna z niebieskimi skrzydłami - mówię to taką nadzieją w głosie, że żal mi samej siebie- Prawda? - Niech będzie błagam.
- Jesteś jedyna. I musisz ruszać do pałacu, ponieważ to jest twój obowiązek. Idź się pakować- rozkazujący ton kobiety i wypchnęła mnie za drzwi. Ruszyłam do siebie żeby się spakować. I tak moje nadzieje zostały roztrzaskane w drobny mak. Czemu mnie przydarzają się takie rzeczy? Mój wrodzony pech. Po drodze moje myśli wciąż odtwarzały rozmowę. Wchodząc do pokoju od razu idę ciągnąć walizkę z półki w szafie. Szybko pakuję swoje rzeczy żeby tylko opuści ten pokój zanim ta idiotka wróć. Nagle drzwi się otworzyły i weszła moja nadęta współlokatorka, chyba jednak nic z tego. Kurcze jeszcze ja znosci będzie trzeba. A już myślałam że wyjdę stąd bez kłótni. Eh...
- Och... Przeprowadzisz się? Czy może Cię wywalili? - zapytała zjadliwie. Już miałam jej odpowiedzieć, kiedy drzwi się otworzyły. Osoba za nimi nie czekała na ,, proszę". W tym budynku chyba nikt nie szanuje prywatność.
- Spakowana? - spytała kobieta z którą wcześniej rozmawiałam. Móg to by ktokolwiek ale nie ta stara ropucha. Przez jej durnego księciunia i jego zachcianki moje dotychczasowe życie zginęło szybką śmiercią.
- Prawie- odpowiedziałam z wyczuwalną i to bardzo niechęcią do jej durnego pytania. czy ona jest ślepa i nie widzi że pakuje jeszcze ubrania. Dorzucam kilka rzeczy i jeszcze kilka rzeczy i jestem gotowa - Gotowa- oznajmiłam ponuro. Nowe życie czas zacząć.
- Na dole czeka samochód, szybko nie ma czasu do stracenia a juz w szczegolnosci na twoje guzdranie - wredna krowa.
Szybko wyszłam z pokoju, żeby te babsko się odwaliło. Ludzie patrzyli na mnie dziwnie. Waliska zaczyna mi ciąży pod ich podejrzliwymi spojrzeniami. No napewno nikt się nie spodziewa że za kilka dni będę żon księcia. Beznadzieja.
- Wsiadaj do samochodu, Jedziemy- Nawet głos brzmi jak skrzek ropuchy i to takiej z bagien. Wsiadłam bez sprzeciwu,ta kobieta niech idzie się utopi. Ruszyliśmy powoli do pałacu. Zaczyna się droga bez powrotu.
To już poprawiony ( w miare) rozdział .