ROZDZIAŁ 12

1.5K 66 12
                                    

Mimo przemożnej potrzebny snu, nie udało mi się na długo zmrużyć oka. Przez większość nocy przerzucałam się z boku na bok, rozmyślając o Corbinie. Nigdy nie widziałam go w takim stanie jak wtedy. Był zdruzgotany, cierpienie biło od niego, a na twarz malowała się bezradność. Buzowała w nim wściekłość tak wielka, że aż przerażająca. Gdybym tylko mogła w pierwszej chwili zabrałabym to wszystko od niego. Po raz pierwszy dostrzegłam w nim prawdziwego człowieka, a nie beztroską duszę z maską sztucznego uśmiechu.

W moje głowie panował więcej niż czysty, żywy chaos. Czułam współczucie, ale i ogromną złość na Corbina. Byłam w stanie zrozumieć wszystko, ale gdy wybuchał miało się wrażenie, że specjalnie ciągnie tą drugą osobę w głęboki dół wraz z nim. Opanowywała go ślepa wściekłość, która potrafiła doszczętnie zranić.

Zagryzłam wargę, przymykając oczy. Uderzyłam się pięścią w czoło, jakby to miało pomóc wyrzucić z głowy naszą sprzeczkę. Tak jednak nie było, a ja tylko westchnęłam zmęczona walką sama ze sobą.

Odrzuciłam kołdrę w Barbie i na paluszkach wyszłam z pokoju, nie chcąc obudzić Arrisa. Jak najciszej potrafiłam zeszłam po schodkach w dół. Miałam wrażenie, że jak na złość skrzypienie było jeszcze głośniejsze niż za dnia. Zresztą, zawsze tak było.

Gdy byłam już na dole, skierowałam się do kuchni. Po cichu otworzyłam szafkę, wyciągając z niej kubek. Uderzył mnie zapach cytryny z miętą i w głowie pochwaliłam Arrisa za kawał dobrej roboty w sprzątaniu. Nalałam wody do czajnika i postawiłam go na kuchence. Po odpaleniu gazu sięgnęłam po swoją malinową herbatę, którą tu specjalnie przywiozłam. Saszetkę włożyłam do naczynia, opierając się o blat, wyglądałam za okno.

Kuchnia znajdowała się po przeciwnej stronie niż okno w moim pokoju. Tu za szybą roztaczał się widok skoszonej już trawy oraz wyrobionej przez nas drogi do domku. Trzy wielkie drzewa osłaniały budynek przed ciekawskimi spojrzeniami, a od samochodu zaparkowanego przed podjazdem odbijało się światło księżyca.

Pochyliłam się na blacie, zakręcając pasmo włosów wokół palców. Nie odrywałam wzroku od widoku przede mną. Każdy cal tego miejsca był piękny, mimo że nie różnił się niczym od podobnych pól. Jednak to tu była nasza historia, której nikt nam nie mógł odebrać. To sprawiało, że ten domek był cudowniejszy nad innymi.

Nagle usłyszałam cichy pisk czajnika. Czym prędzej się do niego rzuciłam, wyłączając szybko gaz by nie pobudzić wszystkich. Nalałam wrzącej wody do kubka, a przyjemna woń herbaty drażniła mój nos. Odstawiłam czajnik na miejsce, po czym sięgnęłam po naczynie z rysunkami jakiś kwiatków i powolnym ruchem skierowałam się na taras.

Odblokowałam i rozsunęłam drzwi, a zimna bryza owiała moją skórę. To zawsze uwielbiałam. Nawet, gdy było gorąco, zimny wiatr z nad wody przyjemnie ostudzał rozgrzane ciała. Chociaż teraz temperatura nie przekraczała dwudziestu stopni, to z przyjemnością dałam się owiać chłodu.

Upiłam łyk swojej herbaty, po czym zerknęłam na ekran w swoim telefonie. Zegarek wskazywał 2:01. Przespałam niecałe dwie godziny. Wiedziałam, że dzisiejszy dzień będzie trudny do ustania na nogach, ale stojąc tu, nie mogłam się oderwać wzroku od widoku. Czułam się jak zahipnotyzowana.

Położyłam komórkę na zewnętrzny parapet okna, a obok niego kubek z napojem. Wspięłam się po grubej balustradzie, następnie przerzucając przez nią nogi. Stając po zewnętrznej stronie balkonu, usiadłam na skraju, mocząc nogi w chłodnej wodzie. Przeszedł po mnie dreszcz, ale po chwili moje ciało przyzwyczaiło się do temperatury.

Machałam nogami, cicho wzdychając. Odchyliłam głowę do tyłu, opierając ją o barierki. Starłam się wyczyścić umysł z myśli o Corbinie i skupić się na czymś przyjemniejszym. Nagle w mojej głowie pojawił się obrazek sprzed siedmiu lat.

MORE THAN HATEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz